Zamożni obywatele starożytnego Rzymu uwielbiali ucztować. Maniery, jakim dawali wyraz przy stole diametralnie odbiegały jednak od standardów, które obowiązują dzisiaj. Oto jak mieszkańcy antycznego imperium zachowywali się w trakcie posiłków.
Podczas wystawnych uczt organizowanych w czasach Cesarstwa Rzymskiego nie żałowano sobie jedzenie ani picia (o tym co wówczas jedzono przeczytacie w innym naszym tekście).
Reklama
Jedli rękami i bekali przy stole
Uczestnicy antycznych biesiad raczyli się wykwintnymi potrawami oraz trunkami w pozycji półleżącej. Etykieta obowiązująca podczas takich przyjęć znacznie różniła się jednak od norm, do których dzisiaj jesteśmy nawykli. Zgodnie z tym, co pisze Alberto Angela na kartach książki Jeden dzień w starożytnym Rzymie:
Nawet rzymski cesarz mógłby wylecieć za drzwi współczesnej restauracji, gdyby zachowywał się wedle obyczajów swojej epoki. Je się rękami, które są przez to ciągle brudne. Odpadki – ości, skorupy homarów, muszle, kości wieprzowe – rzuca się na podłogę, obok łóż biesiadnych.
Wolno bekać i jest to wręcz mile widziane, uważane za obyczaj szlachetny, za przejaw wyższej kultury. Zdaniem filozofów beknięcie wyraża zjednoczenie z naturą, jest więc w istocie oznaką… mądrości.
Puszczanie wiatrów nikogo nie gorszyło
Starożytnych Rzymian nie gorszyło również puszczanie wiatrów podczas jedzenia. Jeżeli wierzyć słynnemu pisarzowi, poecie i filozofowi Senece Młodszemu cesarz Klaudiusz wydał nawet edykt pozwalający na tę czynność w obecności najważniejszej osoby w państwie.
Reklama
Miało się tak stać po jednej z uczt, w czasie której pewien biesiadnik rzekomo niemal pożegnał się z życiem. Nieszczęśnik obawiał się bowiem uwolnić nagromadzone w jelitach gazy w towarzystwie swego władcy. Podobno cesarski dekret pozwalał na puszczanie wiatrów także w czasie obrad Senatu.
Do listy zachowań przy stole, które współcześnie budziłyby konsternację, należy jeszcze dodać publiczne opróżnianie pęcherza do przynoszonych przez niewolników szklanych urynałów. To jednak nie wszystko. Jak czytamy w książce Angeli:
Często mówi się o rzymskim obyczaju wymiotowania podczas przyjęć. Trudno ustalić, jak było naprawdę. Juwenalis bez żenady opowiada, że pod koniec uczt goście wymiotowali na pokryte mozaikami posadzki, ale nie wiadomo, czy był to stały obyczaj, czy tylko przypadkowy skutek przejedzenia.
Seneka jest bardziej konkretny, z jego relacji można wnosić, że biesiadnicy wstawali czasem od stołu i wychodzili do innego pomieszczenia, żeby tam zwymiotować i w ten sposób zrobić miejsce w żołądku przed dalszym obżarstwem.
Filozof krytykując takie postępowanie w jednym ze swych pism stwierdzał z nieukrywaną pogardą : „vomunt ut edant, edunt utvomant!” (wymiotują, aby jeść, jedzą, aby wymiotować). Przykład szedł zresztą z samej góry. Takim praktykom hołdował bowiem wspomniany już cesarz Klaudiusz, a później słynący z obżarstwa Witeliusz.
Reklama
Resztki zabierane do domu
Poza oczywistymi różnicami były też i podobieństwa. Starożytni Rzymianie posiadali obyczaj związany z ucztowaniem, który i dzisiaj spotkałby się z poklaskiem.
Zwał się apophoreta i polegał na zabieraniu do domu pozostałości niedojedzonych dań. W teorii powinny one trafić na stół niewolników, ale jak podkreśla Angela „tak naprawdę to sami goście chcieli jeszcze następnego dnia posmakować biesiadnych pyszności”.
Bibliografia
- Alberto Angela, Jeden dzień w starożytnym Rzymie. Życie powszednie, sekrety, ciekawostki, Czytelnik 2020.
- Patrick Faas, Around the Roman Table, Macmillan 2003.