Przez stulecia nic nie wiedziano o wawelskiej rezydencji polskich władców z wczesnego średniowiecza. Dopiero na początku XX wieku udało się odnaleźć jej namacalne ślady. To, co odkopali archeolodzy wciąż budzi konsternację.
Mniej więcej od połowy XI wieku na Wawelu zaczęto wznosić budowle w stylu romańskim. Różniły się one wyglądem od wcześniejszych konstrukcji, nie to jednak było najważniejsze. Przede wszystkim gmachy miały solidne fundamenty i w efekcie były trwalsze – nie groziło im, że zawalą się już po kilkunastu latach.
Reklama
Epoka zniszczeń i upadku
Za pierwszą romańską bryłę na krakowskim wzgórzu uchodzi pałac monarszy. Na pewno nie była to ogółem najstarsza rezydencja książąt i królów na Wawelu. O wcześniejszym domu Piastów nie wiadomo jednak nic pewnego.
Budowę zlecił Kazimierz Odnowiciel. Prowadzono ją w czasach wielkiego kryzysu, gdy kraj dopiero zaczynał podnosić się po serii najazdów, wrogich wypraw łupieżczych i po miesiącach, gdy nad Wisłą nie było nawet władcy, bo bunt elit zmusił Kazimierza do ucieczki za granicę.
Sam Wawel, według najnowszych badań archeologicznych, został podpalony, prawdopodobnie przez Czechów, około 1038 roku. Ucierpiały przede wszystkim umocnienia, ale zapewne także wcześniejsza siedziba władcy nie nadawała się już do wygodnego zamieszkania.
Sala o 24 słupach. Wielkie odkrycie sprzed stulecia
Na ślady rezydencji Kazimierza Odnowiciela, położonej w większości na miejscu dzisiejszego północnego skrzydła zamku, natrafiono w roku 1921. Badania prowadził architekt Adolf Szyszko-Bohusz: naczelny konserwator Wawelu, a zarazem człowiek o bujnej fantazji i wyjątkowym zamiłowaniu do sensacji.
Reklama
Te cechy, ale również podejście do badań bardzo różne od dzisiejszego rygoru naukowego, sprawiły, że Szyszko-Bohusz na dobre wprowadził ogromny zamęt w dyskusji o najstarszej znanej siedzibie książęcej w Krakowie.
W toku wykopalisk prowadzonych przed stuleciem natrafiono na fragmenty murów, a także pozostałości kilku filarów, umieszczonych wewnątrz konstrukcji. Szyszko-Bohusz twierdził, że namierzył siedem podpór. Oszacował jednak, że pierwotnie było ich o wiele więcej. Swojemu odkryciu nadał nazwę „sali o 24 słupach”.
Pałac godny cesarza? Problematyczne wnioski odkrywcy wawelskiego gmachu
W nauce przyjęła się interpretacja, zgodnie z którą ten książęcy pałac, czy też palatium, jak mówi się w odniesieniu do rezydencji z wczesnego średniowiecza, miał wprost niesamowite rozmiary: 28,5 metra długości oraz 19,5 metra szerokości ścian zewnętrznych.
Była to konstrukcja dwukondygnacyjna. Przyziemie wypełnione słupami miało (według pierwotnych interpretacji) pełnić funkcje magazynowe. Same filary, umieszczone w czterech rzędach, dźwigały sklepienie i wyższe piętro o wewnętrznej powierzchni przynajmniej 400 m2. Tam znajdowała się ponoć ogromna sala tronowa, gdzie władca udzielał audiencji, urządzał biesiady i rozsądzał spory.
Reklama
Z całej Polski nie jest znane żadne inne palatium z czasów pierwszych Piastów o porównywalnych gabarytach.
Rezydencja w Poznaniu, gdzie bodaj najczęściej przebywali Mieszko I i Bolesław Chrobry, dysponowała dwoma poziomami użytkowymi, a i tak powierzchnia wszystkich jej pomieszczeń nie przekraczała 380 m2. Sama sala tronowa, aula regia, miała tam zaś tylko 100 m2.
Z rekonstrukcji Szyszko-Bohusza wynikałoby, że w Krakowie, bezpośrednio po tym, jak kraj został obrócony w gruzy, udało się wystawić pałac, który na jednym piętrze oferował większą przestrzeń niż stare rezydencje na dwóch. I który swoją skalą przywodził na myśl okazałe siedziby cesarskie chociażby w Werli czy Tilledzie.
Jakby tego było mało, wawelski budynek należałoby uznać za unikat na skalę Europy. Na kontynencie nie odnaleziono dotąd żadnego pałacu o zbliżonym projekcie. Archeolodzy i historycy sztuki podobieństwa do „sali o 24 słupach” dostrzegają co najwyżej w magazynach (a nie pałacach!) z czasów cesarstwa rzymskiego albo… w wielkich zbiornikach na wodę z Konstantynopola.
Co przyniosły ponowne wykopaliska?
Oczywiście na krakowskim wzgórzu nie brakowało budowli niezwykłych. Łatwiej jednak uwierzyć w to, że gród doczekał się kamiennych bram wcześniej niż inne ośrodki regionu albo że wybudowano w nim nietypową rotundę, nawiązującą do antycznych wzorców, niż w to, że w okresie największego kryzysu i zagrożenia miejscowy książę zdołał zainwestować w pałac, którym nie pogardziliby imperatorowie. I którego bryła musiałaby wzbudzać powszechną konsternację.
Reklama
W obliczu tylu pytań i wątpliwości trudno się dziwić, że obszar „sali o 24 słupach” pod koniec XX wieku został ponownie rozkopany.
Badania weryfikacyjne i konfrontacja ich wyników z rysunkami sprzed stulecia wykazały, że Adolf Szyszko-Bohusz wcale nie odkrył siedmiu podpór, o których opowiadał. Archeolog Zbigniew Pianowski twierdzi, że sławny konserwator natrafił tylko na cztery słupy. Resztę musiał zmyślić.
Nowe wykopaliska pozwoliły namierzyć poza tym ślad po piątym filarze. Tyle że nie wszystkie relikty można było poddać ponownym oględzinom.
Północna ściana palatium, która w 1921 roku była zachowana nawet w partii nadziemnej, została następnie, pod okiem Szyszko-Bohusza, zniszczona w ramach „porządkowania stoku”. Mur południowy również usunięto, przy okazji prowadzonych na jego miejscu „prac instalacyjnych”.
Nowatorska koncepcja. Jak faktycznie wyglądał pałac Piastów?
Mimo wykrycia błędów i skali zniszczeń badania nie doprowadziły do podważenia dawnych koncepcji. Dopiero w roku 2013 profesor Klaudia Stala zaproponowała zupełnie nowe rozwiązanie tajemnicy „sali o 24 słupach”.
Andrzej Kukliński, obecny szef działu archeologii w muzeum na Wawelu, którego poprosiłem o ocenę świeżej teorii, stwierdził, że jest ona „nowatorska”. Ale przede wszystkim: „wielce prawdopodobna” i zgodna z zachowanym materiałem archeologicznym.
Specjalistka z Politechniki Krakowskiej doszła do przekonania, że budynek pałacu musiał być znacznie mniejszy. W terenie zachowały się tylko ślady po dwóch, a nie czterech, rzędach filarów. Natomiast co do południowej ściany konstrukcji, dzisiaj już niemal nieistniejącej, ale nawet przed stuleciem zarysowanej bardzo niewyraźnie, wcale nie musiała ona stanowić muru całego budynku.
Reklama
Według nowej koncepcji na Wawelu stanęła sala nie o dwudziestu czterech, ale dwunastu słupach. Była dużo węższa, a od południa przylegała do niej reprezentacyjna, zewnętrzna klatka schodowa czy nawet zabudowany taras, z którego książę mógł pozdrawiać poddanych i obserwować majdan pałacu.
To daje formę budynku już bardzo podobnego do innych piastowskich palatiów, a zwłaszcza do niemieckich rezydencji, w których Kazimierz Odnowiciel gościł podczas swojej przymusowej emigracji.
Realistyczne spojrzenie
„Urealistyczniony” pałac był bryłą długą na 28,5 metra i szeroką na 12,5 metra. Miał wymiary nieco mniejsze od starych rezydencji piastowskich – na Ostrowie Lednickim, w Poznaniu, Przemyślu czy Gieczu. Ale przecież dokładnie tego należałoby się spodziewać, biorąc pod uwagę wyzwania, z jakimi mierzył się próbujący odbudować Polskę książę.
Skromniejsza skala założenia nie oznaczała zresztą wcale, że siedziba była mniej wygodna lub nie tak ostentacyjna jak wcześniejsze, zniszczone przez najeźdźców kompleksy.
****
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski.