Od wczesnego średniowiecza było normą, że każda rezydencja monarsza posiadała własną kaplicę lub bezpośrednio sąsiadowała ze świątynią przeznaczoną ściśle dla władcy. Tak było też na Wawelu za czasów Piastów i pierwszych Jagiellonów. Po renesansowej przebudowie, prowadzonej w XVI wieku głównie pod okiem Zygmunta Starego, z zamku górnego (a więc z tej części krakowskiego wzgórza, gdzie mieszkali królowie) zniknęły jednak wszystkie kościółki i stałe miejsca kultu. Dlaczego?
Renesansowy pałac na Wawelu miał dziesiątki reprezentacyjnych izb, sieni i komnat. Wśród różnorodnych, często wspaniałych pomieszczeń nie było jednak ani jednej kaplicy. Zygmunt Stary zgodził się na likwidację średniowiecznych kościółków w obrębie zamku górnego. Nie zastąpił ich natomiast jakimkolwiek, nawet skromnym, oratorium na potrzeby własne lub małżonki.
Reklama
Nieszablonowa decyzja
Badacze tematu zgodnie podkreślają, że decyzja była więcej niż zaskakująca. Nie da się jej wytłumaczyć ani trendami epoki, ani tym bardziej małym przywiązaniem monarchy do spraw wiary.
Zygmunt Stary, podobnie jak przodkowie, był królem niezwykle pobożnym. Uczestniczył w liturgii nie tylko w niedziele czy święta, ale też w każdy dzień powszedni. Mszy słuchał po wstaniu z łóżka, dopiero później zaś udawał się na pierwszy obiad i przystępował do wypełniania swoich obowiązków.
Dlaczego zamek na Wawelu nie miał kaplicy?
Rozwiązania zagadki nieobecnej kaplicy doszukiwano się między innymi w papieskim przywileju, na mocy którego kapelani Zygmunta byli uprawnieni odprawiać nabożeństwa z użyciem przenośnego ołtarza. Ten tak zwany portatyl dało się rozstawić w dowolnym punkcie – chociażby w apartamentach na zamku.
Wypada dopowiedzieć, że podobną zgodą, właściwie nieodzowną przy częstych podróżach po kraju, dysponowali również wcześniejsi, średniowieczni królowie. A jednak za ich czasów pałac miał odrębne miejsca modlitwy.
Reklama
Publika i muzyka
Wydaje się, że decydującą rolę odegrały raczej obyczaje i gusta Jagiellona. Jak wyjaśnia profesor Stanisław Mossakowski, Zygmunt Stary podzielał – częste w jego epoce – „przekonanie o szczególnym znaczeniu wypełniania praktyk religijnych na oczach poddanych”.
Poza tym był wielkim miłośnikiem muzyki kościelnej. Akustyka sal pałacowych nie sprzyjała słuchaniu psalmów. Trudno też było oczekiwać, że osobiści kapelani monarchy okażą się jednocześnie utalentowanymi muzykantami. Zamiast każdego poranka wzywać orkiestrę, król wolał udać się na spacer do katedry – również znajdującej się na wzgórzu, ale już poza obrębem monarszej siedziby, po drugiej stronie bramy górnej.
Kościół królewski, kościół dworski
W kościele Świętych Wacława i Stanisława nigdy nie było ani pusto, ani cicho. Późniejsze, XVII-wieczne źródło wzmiankuje, że służbę Bożą w naczelnej świątyni Wawelu sprawowało łącznie 198 księży, którym asystowało kilkudziesięciu świeckich. Za czasów schyłku dynastii jagiellońskiej kadry mogły być nawet większe.
Nabożeństwa odprawiano przez całą dobę, od północy do północy. Nadal też, na mocy fundacji Jadwigi i Jagiełły, psałterzyści mieli obowiązek chwalić Pana psalmami Dawida, ilekroć w świątyni „ustały inne śpiewy”.
Reklama
Katedra już wcześniej była kościołem królewskim: nieodzownym tłem dla ślubów, chrzcin czy nawet powitań władcy po dłuższej nieobecności na wzgórzu. Za czasów Zygmunta Starego stała się też jednak kościołem dworskim, zastępującym zamkową kaplicę. Jeśli tylko monarcha przebywał w Krakowie i nie był złożony chorobą, to każdego dnia odwiedzał kościół katedralny .
Podobnie postępowała jego żona Bona Sforza. Prywatnym oratorium królowej stała się kaplica Mariacka, położona po wschodniej stronie świątyni, najbliżej gmachów pałacowych. Bona modliła się tam, często wspólnie z małym synem. Zdarzyło się ponadto, że na tronie ustawionym w kaplicy odebrała hołd lenny przedstawicieli księstwa Rossano, które przejęła po matce.
Kosztowne wizyty
Katedra bardzo korzystała na codziennych wizytach najjaśniejszych państwa. Jak pisała profesor Urszula Borkowska, najlepsza znawczyni religijności Jagiellonów, obyczaj kościelny epoki wymagał, by członkowie dynastii uiszczali pieniężną ofiarę przy okazji wizyty na mszy świętej w kościele.
Kwota była uzależniona od statusu. Mniej płacili królowa czy dzieci monarsze, więcej sam władca. Wysokość ofiar jest znana tylko wyrywkowo. Chodziło w każdym razie o wydatek całkiem dotkliwy.
Reklama
Według badaczki tematu Izabeli Skierskiej na przykład obciążony długami wojennymi ojciec króla Zygmunta, Kazimierz Jagiellończyk, często decydował się słuchać mszy w prywatnej kaplicy tylko dlatego, bo za takie nabożeństwa nie musiał dopłacać.
W rezygnacji z osobnego oratorium na zamku i przenosinach wszelkich modłów rodziny monarszej do katedry można więc widzieć także swoisty popis zamożności przedostatniego Jagiellona. Zygmunt dzień w dzień udowadniał poddanym, że stać go na sponsorowanie naczelnej świątyni. A przynajmniej – że ma bardziej elastycznych kredytodawców od ojca.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.