Samochód przedwojennej policji i funkcjonariusze.

Zbrodnia, która wstrząsnęła przedwojenną Łodzią. Ponura tajemnica na dnie kloacznego dołu

Strona główna » Międzywojnie » Zbrodnia, która wstrząsnęła przedwojenną Łodzią. Ponura tajemnica na dnie kloacznego dołu

30 stycznia 1938 roku na komendę policji w Łodzi wparowała zdesperowana kobieta, raportująca, że właśnie otrzymała list od porywaczy. Trzy dni wcześniej Maria Zajdlowa zgłosiła zaginięcie 12-letniej córki Zosi. Teraz przyniosła odręczną wiadomość, w której nieznani sprawcy grozili, że „nigdy już jej nie zobaczy”, dziewczynki. I że jest to pomsta za coś, co przed laty uczynił jej już nieżyjący mąż. Natychmiast wszczęto energiczne poszukiwania. Tyle, że żadnej szajki nie wykryto. Wszystkie tropy prowadziły w jednym kierunku…

Poniższy tekst to fragment książki Kamila Janickiego pt. „Upadłe damy II Rzeczpospolitej”. Jej nowa edycja właśnie trafiła do księgarń.

Komendant Policji Państwowej na miasto Łódź, inspektor Anatoliusz Elzesser-Niedzielski zarządza rewizję w domu Marii Zajdlowej. Wysyła tam między innymi szefa wydziału śledczego, komisarza Kowalczyka. W mieszkaniu, które na razie oglądają tylko pobieżnie, nie znajdują nic podejrzanego. Uwagę Kowalczyka zwraca natomiast laurka stojąca na kredensie. Na odwrocie odręczne słowa: Niech Twe życie trwa jak najdłuższe lata!


Reklama


Zajdlowa wyjaśnia, że to prezent od ukochanej Zosi na Dzień Matki. Obok leżą inne papiery, głównie prywatna korespondencja gospodyni. Komisarz odruchowo po nią sięga. Nie ma tam nic związanego z Zosią, tymczasem Zajdlowa zaczyna go energicznie powstrzymywać. Teraz nagle przypomina sobie o prawie do prywatności, dopytuje o podstawy przeszukania.

Policjant ignoruje jej protesty i przygląda się bliżej pismu w przypadkowym dokumencie podpisanym ręką Zajdlowej. Wydaje się dziwnie podobne do… pisma, którym skreślono list od porywaczy dziewczynki!

Maria Zajdlowa i jej 12-letnia córka Zosia.
Maria Zajdlowa i jej 12-letnia córka Zosia.

Kowalczyk nie zdradza swoich podejrzeń, ale zabiera papiery do ekspertyzy. Wzywa też na komendę dawne współpracownice Zajdlowej, które powinny pamiętać jej pismo. Zarówno one, jak i biegły grafolog jednoznacznie stwierdzają: to Zajdlowa napisała anonim. Nie żadni porywacze.

Bez słowa osunęła się na ziemię

Staje się jasne, że matka Zosi wie znacznie więcej, niż jest skłonna powiedzieć. Elzesser-Niedzielski czeka tylko, aż po raz kolejny pojawi się na komisariacie. Mógłby kazać doprowadzić ją siłą, ale doświadczenie nauczyło go, że efekt zaskoczenia potrafi czynić cuda.


Reklama


Według „Ilustrowanej Republiki”, kiedy tylko Zajdlowa przekroczyła drzwi wydziału śledczego, rzucił jej w twarz: – „Zabiłaś córkę! Przyznaj się, gdzieś ukryła ciało”? Sam komendant zezna później, że był jednak nieco delikatniejszy: „Wezwałem do siebie Zajdlową i powiedziałem jej, że to ona własnoręcznie napisała anonim, a więc musi wskazać mi, gdzie się znajduje Zosia”.

Niezależnie od tego, która wersja jest bliższa prawdy, Zajdlowa nie zareagowała na odkrycie policjantów w sposób, którego oczekiwał pan komendant. Nie przyznała się, nie próbowała się bronić, nie wybuchła płaczem. Po prostu bez jednego słowa osunęła się na ziemię.

Tekst pochodzi z książki Kamila Janickiego pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Jej nowe wydanie właśnie trafiło do księgarń.

Nastąpiła rzecz nienotowana od dawna w kronikach naszej policji (…). Do zemdlonej wezwano lekarza pogotowia. Leżała bez ruchu, sztywna i nieczuła na nic. Lekarz stwierdził symulację. Mimo jednak wysiłków, nie mógł wywołać u niej takiej reakcji, która by ową symulację przerwała. Do aresztu w wydziale śledczym przybyło potem jeszcze dwóch dalszych lekarzy. Obaj potwierdzili opinię pierwszego kolegi: Zajdlowa symulowała.

Można tylko sobie wyobrażać, jak wyrafinowanymi sposobami lekarze próbowali ocucić delikwentkę. Na myśl nasuwają się sole trzeźwiące, igły wbijane w ciało. Zajdlowa na nic jednak nie reagowała. Jak stwierdzi prasa, przez dwadzieścia cztery godziny udawała, że jest bez przytomności. Komendant Elzesser-Niedzielski stracił cierpliwość znacznie szybciej. Postanowił rozwiązać zagadkę zniknięcia Zosi bez pomocy matki.


Reklama


Dostrzeżono ślady krwi

„Udałem się wobec tego osobiście do mieszkania Zajdlowej wraz z funkcjonariuszami urzędu śledczego, z nadkomisarzem Polakiem na czele” – będzie opowiadał. Ponowne przeszukanie szybko przyniosło efekty. W świetle dnia na łóżku Zosi dostrzeżono ślady krwi. Teraz było już pewne, że dziecko nie wymknęło się z mieszkania i nie zostało porwane z ulicy. Krzywda musiała mu się stać we własnym domu.

Ten dowód ostatecznie obciążył Zajdlową. Policjanci przestali się patyczkować. Byli gotowi przewrócić mieszkanie podejrzanej do góry nogami, byle znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Elzesser-Niedzielski nie chciał plątać się podkomendnym pod nogami. Zabrał latarkę i udał się na strych, a następnie do komórek lokatorskich.

Samochód przedwojennej policji i funkcjonariusze.
Samochód przedwojennej policji i funkcjonariusze.

Nigdzie nie znalazł śladu Zosi. Jego uwagę zwróciła jeszcze kloaka stojąca na podwórzu. Z raportu Joachimiaka wynikało, że już dzień wcześniej sprawdził ją dozorca kamienicy i nie znaleziono w środku niczego podejrzanego. Pan komendant wolał jednak sam to potwierdzić.

„Nie zważając na oświadczenie gospodarza, kazałem podać sobie latarkę, zajrzałem do dołu, nic godnego uwagi jednak nie stwierdziłem” – będzie opowiadał. Przeczucie nie dawało mu wszakże spokoju.


Reklama


„Zajrzałem jeszcze raz do otwartego dołu…”

Wychodząc z ustępu zauważyłem klapę do wydobywania nieczystości. Poleciłem odsunąć klapę, wziąć drąg i zmierzyć głębokość. Okazało się, że jest głębiej, niż przypuszczał gospodarz. Przeszukiwanie dołu przy pomocy drąga nie dało rezultatu.

Kiedy poszukujący wyjął już drąg i zaniechał dalszych poszukiwań, zajrzałem jeszcze raz do otwartego dołu i zauważyłem przy tylnej ścian kawał grubego brązowego papieru. Zaintrygowany poleciłem zbadać dół. Opuszczony na dół drąg zatrzymał się i manipulujący oświadczył, że coś jest. Wówczas poleciłem to „coś” podważyć i po chwili ujrzałem ludzkie ramię.

Na miejsce wezwano strażaków, którzy w maskach tlenowych opuścili się na dno dołu kloacznego. Znaleźli tam martwą nastolatkę. Bez ubrania i ze śladami silnego uderzenia w głowę. Było jasne, że to Zosia Zajdlówna.

****

Dalszy ciąg historii, która wstrząsnęła przedwojenną Łodzią znajdziecie w mojej książce pt. Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Powyższy tekst stanowi jej fragment. Po wielu latach publikacja wróciła do sprzedaży – w nowej edycji i z nową okładką. Dowiedz się więcej na Empik.com.

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.