Zbrodnia w Palmnicken. Zapędzili ich do lodowatej wody i kosili seriami z broni maszynowej

Strona główna » II wojna światowa » Zbrodnia w Palmnicken. Zapędzili ich do lodowatej wody i kosili seriami z broni maszynowej

Gdy innych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych pędzono na Zachód, oni zostali posłani w morderczy marsz śmierci w przeciwnym kierunku. Tysiące zginęły po drodze. Na resztę u celu, w Palmnicken, czekał masowy mord. Z wszystkich nieszczęśników przeżyło tylko 3%.

Tragedia miała swój początek w dniach 20-21 stycznia 1945 roku. W oczekiwaniu na natarcie Armii Czerwonej władze wschodniopruskich filii KL Stutthof – wypełniając rozkazy Himmlera – zdecydowały o ewakuacji podobozów.


Reklama


Trasa była jednak wyjątkowa, ponieważ wiodła na wschód. Dlaczego wybrano ten – zdawać by się mogło – bezsensowny kierunek? Prawdopodobnie więźniów zamierzano przenieść do niewielkiego obozu pod Königsbergiem (obecnie Kaliningrad), a stamtąd drogą morską przetransportować do centralnych prowincji Rzeszy.

Tysiące ofiar marszu śmierci

Większość z siedmiu tysięcy więźniów pochodziła z krajów bałtyckich oraz Polski. Do ich pilnowania w trakcie przymusowej ewakuacji wyznaczono ponad dwudziestu esesmanów oraz około 150 członków Organizacji Todta (wśród nich byli Ukraińcy, Łotysze, Litwini, Estończycy, Belgowie oraz Francuzi).

Pomnik poświęcony pamięci więźniom KL Stutthof (Hans Weingartz/CC BY-SA 2.0 de).
Pomnik poświęcony pamięci więźniom KL Stutthof (Hans Weingartz/CC BY-SA 2.0 de).

Już w trakcie prowadzonej w nieludzkich warunkach wędrówki do stolicy Prus Wschodnich strażnicy zamordowali kilkuset spośród swych „podopiecznych”. W samym mieście rozstrzelali kolejnych, ale do prawdziwej orgii mordu przystąpili po wyruszeniu do nadbałtyckiej osady Palmnicken (obecnie Jantarnyj).

Podczas pięćdziesięciokilometrowego „marszu śmierci” więźniowie brnęli przez wysokie zaspy, przy siarczystym mrozie. Ci, którzy nie potrafili dotrzymać kroku głównej kolumnie byli bezlitośnie zabijani. Jak pisze Ian Kershaw, autor książki Führer. Walka do ostatniej kropli krwi:


Reklama


Strażnicy zamordowali ponad dwa tysiące spośród nich […], porzucając ciała ofiar na poboczach. Mniej więcej dwieście-trzysta zwłok pozostało na ostatnim, dwukilometrowym odcinku tej drogi, kiedy około trzech tysięcy więźniów dotarło ostatkiem sił do Palmnicken w nocy z 26 na 27 stycznia.

Nie pozwolę ich zabić

Na miejscu okazało się, że nie ma żadnych szans na przetransportowanie na zachód tych więźniów, którym udało się przeżyć.

Marsz śmierci z KL Stutthof według byłego więźnia Nikołaja Kuzniecowa. Obraz obecnie znajduje się w obozowym muzeum.
Marsz śmierci z KL Stutthof według byłego więźnia Nikołaja Kuzniecowa. Obraz obecnie znajduje się w obozowym muzeum.

Pojawił się niebagatelny problem: co zrobić z tysiącami naocznych świadków Holokaustu? Przecież Reichsführer-SS jasno powiedział, że więźniowie nie mogą dostać się żywi w ręce Sowietów.

Po ożywionej dyskusji kierownictwo partyjne wschodniopruskiego okręgu oraz dyrektor państwowego kombinatu bursztynowego w Königsbergu zadecydowali, że „straże zapędzą Żydów do nieczynnej kopalni, z której wyjście następnie zapieczętują”.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Oznaczałoby to ni mniej, ni więcej, tylko zagłodzenie nieszczęśników na śmierć w najokrutniejszy możliwy sposób. Wtedy jednak pojawiły się niespodziewane „trudności”. Zarządca sztolni nie zgadzał się z planami i kazał nakarmić wyglądających jak szkielety więźniów. Ponadto stwierdził, że tak długo, jak sam żyje nie pozwoli na ich uśmiercenie.

To rzecz jasna rozwścieczyło esesmanów, którzy rzucali pod jego adresem słabo zawoalowane groźby. Niespodziewanie po stronie zarządcy stanął dyrektor kopalni, odmawiając otwarcia szybów, do których planowano zapędzić ofiary. Głos dwóch odważnych niewiele jednak znaczył w obliczu całego aparatu terroru.


Reklama


Na efekty „niesubordynacji” nie trzeba było długo czekać. Już 30 stycznia znaleziono zwłoki zarządcy. Do dzisiaj nie ustalono czy sam odebrał sobie życie, czy też zamordowali go oprawcy spod znaku trupiej główki.

Zbrodnia na plaży w Palmnicken

Jeszcze tego samego wieczora miejscowy burmistrz Kurt Friedrichs – długoletni i fanatyczny członek NSDAP – wezwał do siebie grupę uzbrojonych członków Hitlerjugend. Upił sfanatyzowanych młodzików i posłał ich do kopalni.

Pilnowanie czekających na śmierć więźniów powierzono członkom Hitlerjugend. Na zdjęciu mundur nazistowskiej młodzieżówki (WerWil/CC BY-SA 2.5).
Pilnowanie czekających na śmierć więźniów powierzono członkom Hitlerjugend. Na zdjęciu mundur nazistowskiej młodzieżówki (WerWil/CC BY-SA 2.5).

Tam esesmani powierzyli im przewidziane zadanie. Chodziło o przypilnowanie około czterdziestu-pięćdziesięciu Żydówek, które próbowały uciec, a teraz oczekiwały na rozstrzelanie.

Jak zauważa w swojej książce Kershaw: „Esesmanom pilno było »pozbyć się tych Żydów i Żydówek, wszystko jedno jak«”. Postanowili rozwiązać problem, rozstrzeliwując resztę więźniów.

Wieczorem 31 stycznia 1945 roku strażnicy zapędzili Żydów na plażę, a następnie kazali im wejść do lodowatej wody, „bijąc ich kolbami karabinów i kosząc z brzegu seriami z broni maszynowej”.

Dwustu z siedmiu tysięcy

Przez kilka kolejnych dni fale wyrzucały na brzeg zwłoki ofiar. Nie wszyscy jednak zginęli. Ze względu na pośpiech, w jakim dokonywano mordu, Niemcy nie wykazali się dostateczną „starannością”. Część Żydów uszła z życiem i zdołała dotrzeć z powrotem na ląd.

Pomnik ofiar masakry w Palmnicken (Hans-Christian Kords/CC BY-SA 3.0).
Pomnik ofiar masakry w Palmnicken (Hans-Christian Kords/CC BY-SA 3.0).

Tutaj czekał na nich kolejny cios, bo mieszkańcy Palmnicken wcale nie zamierzali pomagać ocalałym. Wręcz przeciwnie.

Wspomniany już burmistrz Kurt Friedrichs zorganizował tzw. Suchkommando (grupę poszukującą), w skład którego weszli członkowie miejscowego Hitlerjugend. Ich zadaniem było tropienie zbiegłych więźniów. Okrutne „łowy” trwały przez wiele tygodni, a złapanych  natychmiast rozstrzeliwano.


Reklama


Znaleźli się jednak i tacy, którzy udzielili uciekinierom schronienia. Wśród nich byli między innymi lekarze i pielęgniarki z pobliskiego szpitala oraz dwaj polscy robotnicy przymusowi. Ostateczny bilans zbrodni był zatrważający. Spośród liczącej początkowo siedem tysięcy więźniów grupy, przeżyło zaledwie dwustu.

Przeczytaj również o zbrodni w Łomazach. To tam niemieccy policjanci uczyli się bezwzględnego uśmiercania Żydów

Bibliografia

  • Drywa Danuta, Społeczeństwo niemieckie wobec więźniów żydowskich KL Stutthof  [w:] Władze i społeczeństwo niemieckie na Pomorzu Wschodnim i Kujawach w latach okupacji niemieckiej (1939-1945), pod red. Katarzyny Minczykowskiej i Jana Szilinga, Fund. „Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polek”, Toruń 2005, s. 135-151.
  • Kershaw Ian, Führer. Walka do ostatniej kropli krwi, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2012, s. 250-252.
Autor
Rafał Kuzak
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.