Była to jedna z pierwszych publicznych egzekucji dokonanych przez Niemców w okupowanej Polsce. 27 grudnia 1939 roku w podwarszawskim Wawrze okupanci zamordowali przeszło stu niewinnych mężczyzn. Kilku z nich zdołało jednak przeżyć własne rozstrzelanie. W tym gronie był Stanisław Piegat. Po wojnie dokładnie opisał czego doświadczył.
Masakra w Wawrze była odwetem za zastrzelenie wieczorem 26 grudnia przez kryminalistów Mariana Prasułę i Stanisława Dąbka, dwóch podoficerów Wehrmachtu. Do zdarzenia doszło w karczmie Antoniego Bartoszka, gdy żołnierze chcieli wylegitymować przestępców, którzy byli poszukiwani za postrzelenie kilka godzin wcześniej policjanta w Otwocku.
Reklama
Parodia sprawiedliwości
Po zabójstwie bandyci, niezatrzymywani przez nikogo, uciekli. Gdy Niemcy dowiedzieli się o zdarzeniu ani myśleli ruszać za nimi w pościg. Postanowili za to sięgnąć po zasadę odpowiedzialności zbiorowej.
Na rozkaz podpułkownika Maksa Daume jeszcze tego samego dnia po 22.00 do Wawra przybyły dwie kompanie Ordnungspolizei. Niemcy aresztowali około 200 mężczyzn w Wawrze oraz Aninie, a następnie przeprowadzili „sąd” polowy.
Ograniczał się on w zasadzie do sprawdzenia danych personalnych oraz ustaleniu narodowości zatrzymanych. Po tej farsie wydano wyrok śmierci na około 120 zupełnie niewinnych Polaków oraz Żydów.
Egzekucja rozpoczęła się krótko po 6 rano, kiedy było jeszcze zupełnie ciemno. Jednym z nieszczęśników prowadzonych na śmierć był miejscowy fryzjer Stanisław Piegat. W listopadzie 1945 roku, zeznając przed sędzią zajmującym się niemieckimi zbrodniami, dokładnie opisał wydarzenia sprzed sześciu lat. Oto jego relacja.
Reklama
„Upadłem i ja twarzą na ziemię”. Relacja Stanisława Piegata
Wprowadzili nas na nie zabudowany plac (…). Tam ustawiono nas w szeregu, kazano zdjąć kapelusze i uklęknąć. Wieszczyk [pomocnik Piegata] stał obok mnie. Pożegnaliśmy się z nim i zaczęliśmy odmawiać modlitwy. Na dworze było jeszcze ciemno.
Oświetlono nas reflektorami samochodowymi. Gdy w pewnym momencie posłyszałem strzały z karabinu maszynowego i zobaczyłem, że mój sąsiad, Wieszczyk, pada naprzód, upadłem i ja twarzą na ziemię.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Dobijanie rannych
Posłyszałem z obu stron rzężenie. Po chwili zorientowałem się wciągając powietrze głębiej, że nic mnie nie boli. Nie ruszyłem się jednak i leżałem dalej spokojnie. Po chwili usłyszałem, że ktoś idzie, i usłyszałem pojedyncze strzały. Zorientowałem się, że ktoś idzie i dobija strzałami rannych. Widziałem kątem oka, jak doszedł do leżącego obok mnie, poświecił latarką i padł strzał. Ten sąsiad jeszcze w tym momencie rzęził.
Gdy Niemiec zbliżył się do mnie, oświetlił mnie i zaglądał mi w twarz, to przestałem oddychać. Oglądał mnie, jak mi się zdawało bardzo długo, gdyż zaglądał z różnych stron. Potem oddalił się i obejrzał mego sąsiada Wieszczyka. Ten jednak w tym momencie już nie żył.
Do niego Niemiec nie strzelał. Wracając od niego ten Niemiec znowu zbliżył się do mnie i znowu oglądał, czy się nie ruszam. Leżałem jednak nieruchomo. Nadmieniam, że w tym momencie, kiedy nas wprowadzono na ten plac, to już była sprowadzona następna dziesiątka i ona także uklękła niedaleko od nas. Słyszałem, że następnie strzelano z karabinu maszynowego do nich.
Co kilka minut kolejna seria
I my, i oni klęczeliśmy twarzą zwróceni w kierunku Zastowa. Co kilka minut słyszałem serie z karabinu maszynowego, pomiędzy zaś seriami pojedyncze strzały.Tak trwało chyba ze dwie godziny. Leżałem przez ten czas nie ruszając się.
Gdy już przestali strzelać, gdy zastanawiałem się, co mam dalej robić, w pewnym momencie usłyszałem, że zapuszczono motory samochodów oraz, że jest jakiś ruch. Niemcy chodzą i zwołują się. Później usłyszałem, że samochody odjeżdżają.
Gdy zupełnie ucichło, po pewnej chwili ostrożnie wykręciłem głowę i gdy przekonałem się, że Niemców nie ma w pobliżu (…) odwróciłem się w kierunku, w którym uprzednio stał karabin maszynowy. Zobaczyłem, że Niemców na placu nie ma.
Szczątki 107 osób w zbiorowej mogile
Piegat nie był jedynym, który przetrwał egzekucję. Według różnych wersji przeżyło od 4 do 7 mężczyzn. Niemcy zrezygnowali również z rozstrzelania ostatniej dziesiątki skazańców. Potrzebowali bowiem kogoś do pogrzebania zwłok.
Tyle szczęścia nie miał Antoni Bartoszek. Właściciel karczmy, w której zginęli niemieccy podoficerowie został potwornie skatowany i zamordowany. Następnie jego ciało powieszono na drzwiach lokalu. Zdjęto je dopiero po dwóch dniach.
Reklama
W czasie przeprowadzonej w 1940 ekshumacji ze zbiorowych mogił wydobyto 107 ciał pomordowanych. Drobnym pocieszeniem dla rodzin ofiar mógł być tylko fakt, że po wojnie Max Daume stanął przed polskim sądem, który skazał go na śmierć. Wyrok wykonano 7 marca 1947 roku.
Prawdziwy obraz życia w okupowanej Polsce
Bibliografia
- Jan Bijata, Wawer, Warszawa 1973.
- Dariusz Kaliński, Bilans Krzywd, Kraków 2018.