Generał Anatolij Piepielajew walczył z bolszewikami przez pięć i pół roku, najdłużej ze wszystkich dowódców sprzeciwiających się komunistycznej rewolucji. Jednak gdy w nocy z 17 na 18 czerwca 1923 roku Armii Czerwonej w końcu udało się otoczyć niedobitki jego oddziałów, skapitulował bez stawiania oporu. Dlaczego podjął taką decyzję?
Piepielajew (…) napisał w dzienniku: „W nocy na 18 czerwca zostałem nieoczekiwanie zaatakowany przez czerwony oddział w liczbie 500–550 bagnetów. Atak się nie udał, wzięli do niewoli tylko część 3. kompanii, po czym grupy czerwonych podbiegły do mojego domu.
Reklama
Zachować życie resztki bojowników
Wraz ze sztabem zdążyłem się ubrać, chwyciłem i załadowałem broń i miałem zamiar przebijać się do oddziału zabezpieczenia (28 ludzi). Już rozsypali się na górce, szykując się iść mi na pomoc. Potem usłyszałem głos pułkownika Wargasowa i jakoś tak od razu postanowiłem zaprzestać oporu.
Walka zakończyła się już w rejonie Pietropawłowskiego. Jeśli czerwoni są w Ajanie, nie widzę możliwości wyprowadzenia drużyny do bezpiecznej strefy. Cel — zachować przy życiu resztki bojowników o wolność. Już choćby dlatego nie należało stawać do walki. Byłaby okrutna i nie dałaby niczego. Niechaj będzie, co ma być”.
O tym, co się wydarzyło, kiedy dom Borisowa otoczono i rozległy się okrzyki: „Poddajcie się!”, Piepielajew w pisemnych zeznaniach opowiedział nieco inaczej.
„Pierwszą moją myślą — pisał — było wyskoczyć z domu i biec do oddziału zabezpieczenia, który już rozsypał się w tyralierę, ale kiedy wyjrzałem przez okno i zobaczyłem rozgorączkowane twarze młodych rosyjskich żołnierzy, postanowiłem nie walczyć…”.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Największe zbrodnie bolszewików w czasie wojny domowej. Sami zapowiadali, że zabiją 10 milionów ludziWojna została przegrana
Nie chodzi tu o wahanie, brak zdecydowania, lecz o świadomość, że wojna tak czy owak została przegrana. Generał nie chciał obciążać duszy grzechem bezmyślnego przelewu krwi.
Swoją decyzję Piepielajew objaśniał absolutnie nieprawdopodobną, gdyby odwołał się do niej ktoś inny, lecz dla niego całkowicie naturalną przyczyną: „Jakoś od razu przemknęła mi myśl, że zbrodnią jest prowadzenie walki bez celu [to znaczy, bez wzniosłego celu — L.J.], tylko po to, żeby zachować życie”.
Reklama
W jego ustach ani nie wydaje się to napuszone, ani nie wygląda na spóźnioną próbę samousprawiedliwienia.
I dalej: „Tu usłyszałem głos pułkownika Wargasowa, o którym sądziłem, że zginął…”.
Czuje się straszne napięcie tych chwil. Nikt nie rusza się z miejsca. Wszyscy zapewne patrzą na Piepielajewa, oczekując od niego jakichś słów. W martwej ciszy idzie powoli do drzwi, ujmuje klamkę. Wostriecow mówi, że drzwi otworzył jakiś pułkownik, a kiedy wszedł do pokoju, generał stał przy piecu. Piepielajew twierdzi, że drzwi otworzył sam.
Bezkrwawy sukces
„Otwierając je, myślałem — przyznaje — że pierwsza kula będzie dla mnie”. Dalej jak u Wostriecowa: „Dowódca oddziału zapytał: «Kto z was jest generałem Piepielajewem?». Odpowiedziałem: «Ja».
Wszystkim [mowa o przebywających z nim oficerach — L.J.] już wcześniej poleciłem, żeby nikt nie strzelał i nie próbował uciekać. Dowódca czerwonego oddziału zaproponował, żebym swoim oddziałom wydał rozkaz złożenia broni. Tak zrobiłem”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Rozkaz był ustny. Oddziałowi zabezpieczenia i wszystkim, którzy gotowi byli walczyć, przekazał go Jemieljan Anianow, partner Piepielajewa w wozackim interesie w Harbinie, wcześniej jego ordynans, a w nieodległej przeszłości zwykły chłop. Po Małyszewie został adiutantem generała i z chorążego awansował od razu na porucznika. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że w imieniu uwielbianego szefa Anianow ogłasza coś, czego tamten nie powiedział.
Strzelanina stopniowo ucichła, do walki nie doszło. Swój bezkrwawy sukces (ranny został jeden czerwonoarmista) Wostriecow przypisywał uczciwie ogromnemu autorytetowi Piepielajewa wśród podwładnych, Wiszniewski zaś wyjaśniał wszystko „apatycznością, obojętnością” ludzi. Rację miał i jeden, i drugi.
Reklama
„Nasza walka się skończyła”
O trzeciej nad ranem, kiedy zaczynało już świtać, czerwonoarmiści ustawili jeńców w szyku i otoczyli ich. Wostriecow zaproponował wówczas Piepielajewowi, żeby pisemnie rozkazał poddać się oddziałom, które znajdowały się w Ujce. Generał zgodził się i na to — skoro zrobił pierwszy krok, musiał iść do końca.
„Bracia oficerowie i ochotnicy — zwracał się do swoich żołnierzy — piszę z niewoli. Wzięła mnie do niej regularna Armia Czerwona. Mówiłem już, że nasza walka jest skończona, moim celem było wywiezienie skórek zwierząt futerkowych, żeby każdy mógł odejść ze środkami do życia. Bóg świadkiem, znaleźliśmy się w niewoli, ale, chwała Bogu, bezkrwawo.
Sądu się nie obawiam i myślę, że żaden z was, którzy nie raz patrzyli śmierci w oczy, też się go nie boi. Proszę wszystkich o złożenie broni bez walki i poddanie się Armii Czerwonej. Posyłam do was Anianowa i proszę o przybycie do mnie wraz z nim. Sądzę, że cieszę się u was autorytetem i że spełnicie moją ostatnią prośbę”.
„Skoro generał rozkazuje, trzeba to wykonać”
Anianowowi dano konia i w towarzystwie czerwonego komisarza Biezrodnego pojechał do odległej o osiem wiorst Ujki, gdzie stacjonowała kompania Siwki. Nieco wcześniej przybyło tam pieszo dziesięciu oficerów na czele z Andersem. Ludzie już nie spali, zbudzeni dobiegającymi z portu wystrzałami.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Osłony budowano z ciał zmarłych żołnierzy. Piekielne oblężenie Sasył-SysySiwko poprowadził stu pięćdziesięciu swoich żołnierzy na pomoc towarzyszom, ale gdy tylko wyruszyli, dotarł do nich Anianow z pismem od Piepielajewa.
Siwko przeczytał je i powiedział: „Skoro generał rozkazuje, trzeba to wykonać”. Słowa te przytacza Wostriecow, któremu przekazał je Biezrodny, jeśli nawet nieściśle, ich istota się nie zmienia. Siwko, jak sam później opowiadał, „rozkazał rozładować karabiny i ustawić je w kozły, a obok położyć wszystkie cztery karabiny maszynowe”.
Reklama
Z rozbrojoną kompanią skierował się do Ajanu, odesławszy uprzednio przywiezione przez Anianowa pismo do oddziałów Katajewa i Cewłowskiego, ale ci dwaj nie okazali się tak posłuszni. Oni obydwaj oraz około trzydziestu oficerów i żołnierzy, w ich liczbie Schnapperman i Małyszew, najbliżsi, jak się zdaje, przyjaciele Piepielajewa, nie podporządkowali się jego rozkazowi i uciekli, zabierając ze sobą całą żywność. Anders ze swoją grupą także wolał odejść do tajgi.
„Traktują dobrze. Szykan nie ma”
Dzień później, 19 czerwca, siedząc pod strażą w domu, w którym został aresztowany, Piepielajew zapisał w dzienniku: „Traktują dobrze. Szykan nie ma. Ludzie przyzwoici. Rad jestem, że nie przelano krwi. O siebie się nie obawiam, we wszystkim wola Boża. Jeśli sądzić będzie władza ludowa, zrozumie moje dążenie do dobra i prawdy. Jeśli zaś nie zrozumie, to oznaczać będzie, że nie ceni uczciwych ludzi — zabiją ciało, ale ducha, idei nie zabiją, są one nieśmiertelne”.
I dalej następnego dnia: „Szkoda rodziny. Idealista ze mnie — dlaczego porzuciłem ją na pastwę losu? Ciągle czegoś szukam, jakiejś prawdy, a oni tam, być może, głodują. Kto jednak zrozumie? Czerwony dowódca powiedział, że miałem złota za 5 mln, a mnie zostało w kieszeni zaledwie 5 srebrnych monet. Nie wziąłem nigdy nic cudzego. Ciężko — samotność”.
Odebrany mu dziennik został nieco później opublikowany w irkuckim piśmie „Krasnyje Zori”. Autora nikt nie pytał o pozwolenie, opuszczono co prawda zapisy o ściśle osobistym charakterze, tyle że nie z dyskrecji, ale jako niemające znaczenia społecznego.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Losowo zabijali jednego po drugim, kiszki wieszali na ścianach. Mróz odbierał im resztki człowieczeństwaBolszewicy liczą po swojemu
Wzmiankę o pozostałych Piepielajewowi pięciu srebrnych monetach przeredagowano. Publikujący uznali, że nie należy podkreślać biedy białego generała, dlatego drugą część zdania wydrukowano w następującej postaci: „A mnie zostało w drużynie zaledwie 5 tysięcy monet srebrem”.
Wątpliwe, żeby Piepielajewowi pokazano rezultaty przeliczenia odebranych jego ludziom pieniędzy, lecz sam pomysł liczenia ich nie według nominałów, tylko według liczby monet wydaje się wątpliwy, w takiej jednak redakcji obraz jego osobistej sytuacji finansowej nieco się zacierał i wydawał się łatwiejszy do przyjęcia.
Reklama
Kiedy Piepielajew siedział pod strażą, Wostriecow ścigał tych, którzy ukryli się na snopkach. Wpadło mu w ręce archiwum sztabu drużyny, porównując więc jej spis z liczbą wziętych do niewoli, ustalono, że brakuje stu czterdziestu ludzi.
Dziesięciu spośród nich wpadło w zasadzkę, trzydziestu wróciło z własnej woli, pozostali zniknęli. Wysłane w pogoń plutony i kompanie wróciły z niczym „z powodu braku miejscowości i ścieżek, gęstości lasu i mocno pofałdowanego terenu”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Leonida Józefowicza Zimowa droga. Generał Anatolij Piepielajew i anarchista Iwan Strod w Jakucji. 1922-1923 (Noir sur blanc 2020).
Polecamy
Tytuł, lead, wprowadzenie, tekst w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.