Oblężenie Sasył-Sysy. Potworny epizod z końca rosyjskiej wojny domowej

Strona główna » Międzywojnie » Oblężenie Sasył-Sysy. Potworny epizod z końca rosyjskiej wojny domowej

Woda i opatrunki wyczerpały się po kilku dniach. Mur, wzniesiony z zamrożonego końskiego nawozu, nie mógł długo wytrzymywać codziennego, wielogodzinnego ostrzeliwania. Iwan Strod, broniący się pod naporem białych, wiedział jednak, że musi wytrwać. Zrobił to – ale za jaką cenę?

Oddział czerwonych pod dowództwem Iwana Stroda był ostatnią przeszkodą, na jaką Anatolij Piepielajew natrafił w swoim pochodzie do Jakucka na przełomie 1922 i 1923 roku. Spotkali się, gdy biały generał był o krok od celu ekspedycji. Zajął już nawet położoną tuż pod Jakuckiem Amgę.


Reklama


Iwan Strod i jego ludzie zastąpili mu drogę na wysokości niewielkiej osady, Sasył-Sysy. Pierwsze dwa szturmy białych nie odniosły zamierzonego skutku – trzeba było przystąpić do oblężenia.

Gra toczyła się o wielką stawkę, więc czerwoni gotowi byli na wszystko, byle tylko nie ulec. O tym, ile musieli poświęcić, w książce Zimowa droga. Generał Anatolij Piepielajew i anarchista Iwan Strod w Jakucji. 1922-1923 opowiedział Leonid Józefowicz.

Anatolij Piepielajew – przywódca atakujących białych (domena publiczna).

Śnieg spod zabitych żołnierzy

Na drugi dzień po szturmie, [20 lutego 1923 roku] wyczerpał się zapas lodu, oblężeni [czerwonoarmiści] zostali bez wody. Ranni prosili pić, ale nie było nawet śniegu.

 Na podwórzu wydeptano go całkowicie, a wybrać się po niego do lasu albo na polanę można było tylko po ciemku, jednak kiedy się ściemniło, okazało się, że noc jest księżycowa. Niemniej trzej ochotnicy wzięli po worku i wyczołgali się za linię umocnień (…).

<strong>Przeczytaj też:</strong> Zima na Syberii w czasie wojny domowej. Do czego walczący posuwali się, by przetrwać?

„Czerwoni zmuszeni byli robić wypady po śnieg, strzelano do nich w tym czasie jak do kuropatw” — pisze Graczow, który był wówczas pod komendą Wiszniewskiego, [służącego w armii białych]. Pewnego razu Strod napił się wrzątku i poczuł trupi zapach.

Sanitariusz przyznał się, że zgarnął śnieg spod zabitych żołnierzy Piepielajewa, a na pytanie, czy można pić taką wodę, odpowiedział z przekonaniem: „Można, wszystkie bakterie zabija gotowanie”. Strod już tej wody nie pił, ale „pozostali pili i nic się nie stało”.


Reklama


Mięso piłowane po nocach

Z żywnością nie było lepiej. Zabrany z Pietropawłowskiego dziesięciodniowy zapas kaszy i mąki szybko się skończył, wypieczony chleb zniknął jeszcze wcześniej. Nie mieli zapasu siana, konie i woły karmili w drodze ziarnem. Ich tusze stały się jedynymi „zasobami żywności”.

Wyliczono, że mięsa powinno wystarczyć mniej więcej na miesiąc, jednak mimo mrozu zaczęło się ono szybko psuć z powodu rozkładających się wnętrzności. Tusze należało pilnie wypatroszyć. Znaleziono piłę, ale pracować można było tylko w nocy, i to na leżąco.

Tekst powstał między innymi w oparciu o książkę Leonida Józefowicza Zimowa droga. Generał Anatolij Piepielajew i anarchista Iwan Strod w Jakucji. 1922-1923 (Noir sur blanc 2020).

Dźwięk, z którym zęby piły wgryzały się w zamrożone, „twarde jak kość” mięso, roznosił się daleko, ludzie Piepielajewa zaczynali strzelać do pilarzy. Przed kulami chroniły ich martwe konie, ale praca postępowała wolno, w ciągu nocy udawało się rozciąć i rozebrać mięso dwóch, trzech tusz.

Gotowych kawałków nie myto, wodę oszczędzano do gotowania. Proces przygotowania strawy był wyjątkowo prosty: sierść opalano nad ogniem, okopcone mięso wycierano połą szynela albo szmatą i wrzucano do wiadra z wodą. Jedyną przyprawą była sól. Raz na dobę, około dziewiątej, dziesiątej wieczorem, każdy dostawał kawałek gotowanej koniny i trochę rosołu.

<strong>Przeczytaj też:</strong><br /> Ostatni generał Białych. Stawił czoła bolszewickiej tyranii, gdy nikt inny nie wierzył już w zwycięstwo

Wielorazowe bandaże

Ranni, w ich liczbie Strod, umieszczeni zostali w chotonie (obora). Na dwudziestu sążniach kwadratowych (około 40 metrów kwadratowych) leżało prawie siedemdziesięciu ludzi, a pod koniec oblężenia prawie stu.

Tutaj zawsze było ciemno, tłuszcz do kaganków oszczędzano na czas zmiany opatrunków. Początkowo starano się jak najczęściej palić w kamelku, co ogrzewało i odświeżało powietrze, potem drewno trzeba było oszczędzać. Palono raz na dobę i zużywano w tym celu nie więcej niż sześć, siedem polan (…).


Reklama


Środków dezynfekcyjnych i przyżegających starczyło na kilka pierwszych dni, teraz skończyły się i bandaże. Zaczęto wykorzystywać stare, przesiąknięte krwią i ropą, ale po wielokrotnym praniu w gorącej wodzie szybko się rozłaziły.

Los gorszy od śmierci

Ktoś wpadł na pomysł, żeby zastąpić bandaże tkaninami, które wożono w taborze na wymianę u Jakutów na żywność i furaż. Były kolorowe, przed użyciem na opatrunki należało je wygotować, żeby spłowiały. Z braku sublimatu i jodyny rany przemywano wodą ze śniegu, zdarzały się przypadki śmierci wywołane zakażeniem krwi (…).

Iwan Strod, dowódca oblężonych czerwonych (domena publiczna).

Najgorsze ze wszystkiego były „miliony wszy”: „Tam, gdzie zapiekła się krew albo ropa, wszy pełzały całymi zastępami, roiły się jedną żywą masą… Śmierci nikt się nie bał. Obawiano się ran i leżenia całymi dniami w ciemnym chotonie” – [opowiadał Strod].

W jurcie też zawsze było ciemno. Już na początku oblężenia wyjęto z okien przezroczyste tafle lodu, które stawały się coraz cieńsze, ponieważ w ciągu zimy codziennie zeskrobywano z nich nożem namarzający od środka i zatrzymujący światło szron. Nie były przeszkodą dla kul, w otwory okienne wstawiono więc bałbachy [płyty z zamrożonego nawozu] (…).


Reklama


„Jakuckie tanki”

Iść do trzeciego szturmu Piepielajew nie chciał, obawiając się dużych strat. Wiszniewski próbował działać metodami mniej niebezpiecznymi dla swoich ludzi. Ktoś podsunął mu pomysł atakowania Stroda pod osłoną „konstrukcji z bali” — niewielkich zrębów, które mieli przesuwać kryjący się wewnątrz nich żołnierze.

Za pomocą owych „jakuckich tanków”, jak ochrzcili je czerwonoarmiści, zamierzano podejść do umocnień wroga, obrzucić go granatami i wedrzeć się do obejścia, ale zręby okazały się zbyt ciężkie, żeby poruszać się z nimi po głębokim śniegu.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Spróbowano zastąpić je ustawionymi na płozach platformami z kilkoma rzędami bałbach — rezultat był ten sam. Waga takiej ruchomej fortecy sięgała stu pudów, dziesięciu ludzi ledwie ruszało ją z miejsca, a jej rozmiar pozwalał osłonić najwyżej taką ich liczbę. Wykorzystanie koni jako siły pociągowej nie miało sensu, bo od razu by je wystrzelano.

Umocnienia z końskiego nawozu

Nieudany okazał się także podjęty przez Wiszniewskiego „atak granatami”. Wyciory z przytwierdzonymi do nich japońskimi granatami wsuwano w lufy berdanek; w czasie strzału wyrzucały je gazy prochowe, a przelatywały jakieś dwadzieścia pięć do trzydziestu metrów, czyli niewiele więcej niż przy rzucie ręką, ale nie trzeba było wstawać pod ogniem ani nawet unosić się na kolanach.

Walka na Syberii (domena publiczna).

Żołnierze nie zdołali jednak podczołgać się na odpowiednią odległość i wystrzelili granaty z daleka. Większość z nich rozerwała się albo upadła w śnieg, nie dolatując do celu (…).

Po niepowodzeniu pomysłu z platformami na płozach sań [Piepielajew, wzorując się na rozwiązaniu zastosowanym już wcześniej przez Stroda] (…) postanowił zbudować umocnienia z bałbach i stopniowo przenosić je coraz bliżej pozycji czerwonych, dopóki odległość nie skróci się do czterdziestu, trzydziestu metrów.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Stalin dołożył starań, by prawda o tych wydarzeniach nigdy nie wyszła na jaw. Czego się wstydził?

Potem zamierzał działać tak samo jak wówczas, gdyby udało się zbliżyć na ów dystans pod osłoną „jakuckich tanków”.

„Uratowali nas martwi…”

Jednocześnie skoncentrowanym ogniem wszystkich zdobytych w Amdze ciężkich karabinów maszynowych zaczęto niszczyć „okopy” Stroda. Celowano przede wszystkim w gniazda karabinów maszynowych, rozbijając przy okazji sąsiednie odcinki.


Reklama


W ścianie z bałbach powstały wyrwy. Wieczorem trzeciego dnia Żołnin zameldował Strodowi, że jeśli nazajutrz biali będą kontynuowali taki ogień, szerokość wyłomów uniemożliwi dalszą obronę.

Trzeba było jakoś odbudować osłony — pisze Strod. — Tylko czym? Żadnego materiału nie mamy. Pytam Żołnina: «Ilu na podwórzu zabitych?». — «Naszych około pięćdziesięciu. A z białymi będzie ponad stu». Uratowali nas martwi…

Tekst powstał między innymi w oparciu o książkę Leonida Józefowicza Zimowa droga. Generał Anatolij Piepielajew i anarchista Iwan Strod w Jakucji. 1922-1923 (Noir sur blanc 2020).

Czerwonoarmiści przez całą noc naprawiali zniszczone umocnienia. Przyciągali zamarznięte, oblodzone zwłoki, przymierzali, odwracali, układali rzędami, jedne zastępowali innymi: «Ten długi, nie pasuje. Dawaj krótszego. Bierz tego, zdaje się, że to Fiodorow».

Mniejsze dziury w ścianach umocnień zatykali końskimi łbami. Do rana nowe umocnienia były gotowe. Na próżno biali otwierali silny ogień karabinów maszynowych — ciała nieboszczyków były twarde jak kamień, dałoby się je rozbić tylko armatami.

<strong>Przeczytaj też:</strong> To kobiety rozpętały rosyjską rewolucję 1917 roku. Mężczyźni wciąż się wahali, więc one ogłosiły bunt za nich

Nie wiadomo, jak ludzie Piepielajewa zareagowali na pojawienie się owych infernalnych ścian, i Wiszniewski bowiem, i Graczow woleli nie pamiętać, że ochotnicy dzień po dniu strzelają do zwłok swoich towarzyszy. Szaleństwo wojny minęło, a lepiej, żeby wdowy w Harbinie nie wiedziały, co spotkało ich mężów.

Rana Stroda zaczęła się goić. Pewnego razu z innym rannym, dowódcą obsługi karabinu maszynowego Zoriejem Chasnutdinowem, po raz pierwszy wyczołgał się z chotonu na podwórze i „oślepł od jasnego dnia, upił się świeżym powietrzem”. Zakręciło mu się w głowie, ale poleżał chwilę z zamkniętymi oczami i poczuł się lepiej (…).


Reklama


Piekielna ściana

[Gdy je otworzył, jego oczom ukazał się potworny widok]. W środku niewielkiego placu, brunatnoczerwonego wśród otaczających obejście śniegów, czerniały podziurawione kulami jurta i choton z dziewięcioma dziesiątkami rannych, a wokół rojącego się od wszy piekła wznosiły się przerażające niczym w apokaliptycznej wizji ściany ułożone z ludzkich i końskich zwłok:

W jednym miejscu na barykadach dwaj nieboszczycy, czerwony cekaemista i ochotnik Piepielajewa, dotykali się niemal głowami, wyciągali do siebie ręce, zupełnie jakby postanowili pogodzić się i zawrzeć przymierze.

Armia Czerwona – defilada w Moskwie, 1922 rok (domena publiczna).

Dalej leży dowódca plutonu Moskalenko. Oczy ma szeroko otwarte, na wargach zamarzła krwawa piana. Lewa ręka wyciągnięta wzdłuż tułowia, a prawa zgięta, trzyma ją na poziomie czoła, jakby zasłaniał oczy od słońca.

O dwa, trzy kroki od Moskalenki widzę Innokientija Adamskiego. Głębokie zmarszczki przecięły mu czoło, zmrużone niebieskie oczy utraciły dawny stalowy odcień i przenikliwość. Twarz poważna, zatroskana, zastygło na niej piętno żelaznej woli i stanowczości. Nawet kula, która przebiła serce starego partyzanta, nie usunęła owego wyrazu męstwa i śmiałości…


Reklama


„Ponad sto ludzkich zwłok..”

«Chauchatowcowi» Karaczarowowi kula rozpryskowa wyrwała potylicę, pusta czaszka zieje straszną czarną dziurą. Ręce skrzyżowane, przyciśnięte do piersi. Włosy zlepiły się i zamarzły krwawą grudą, twarz wykrzywiona grymasem jak przy silnym bólu zębów.

Podoficer, który odniósł śmiertelną ranę w skroń, upadł twarzą w śnieg, twarz rozpłynęła się, stała się duża i nienaturalnie szeroka, a nos rozpłaszczył się i wgniótł do środka, przypominał o nim tylko niewielki podłużny garbek. Przyciągnęli go wczoraj w nocy i ułożyli na umocnieniach żołnierze, którzy przynosili śnieg.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Wszystkie kobiety mają skłonność do zbrodni i są urodzonymi morderczyniami. Dlaczego Polacy tak uważali?

Przy karabinie maszynowym Colt leży ogromne, niezgrabne ciało piepielajewskiego feldfebla. Ręce wyciągnięte przed siebie, wiatr rozwiewa długie, splątane kosmyki włosów (…).

Ponad sto ludzkich zwłok i około dziesięciu końskich tusz wraz z bałbachami zamykało choton i jurtę w strasznym krwawym kręgu.

Oddział białych, 1919 rok (domena publiczna).

Zaczął się ostrzał: „Kule plaskały o zamarznięte ciała, odrywały palce, kawałki mięsa, trafiały w głowy, które rozłupywały się i wewnątrz nich widać było szary skostniały mózg. Zwłoki drgały, niektóre spadały na ziemię. Układano je na powrót. Wydawało się, że martwi nie wytrzymają sypiących się na nich ciosów i zawołają: «Oj, boli, jak boli!»”.

Strod odczołgał się do jurty, a Chasnutdinow został na miejscu — zabiła go kula, która przeleciała przez dziurę w barykadzie.

Dowiedz się więcej o ostatnim generale Białych. Stawił czoła bolszewickiej tyranii, gdy nikt inny nie wierzył już w zwycięstwo

Polecamy

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Leonida Józefowicza Zimowa droga. Generał Anatolij Piepielajew i anarchista Iwan Strod w Jakucji. 1922-1923 (Noir sur blanc 2020).

Tytuł, lead, wprowadzenie, tekst w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Ilustracja tytułowa: oddział białych (domena publiczna).

Autor
Leonid Józefowicz
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.