Dziesięciominutowa rozmowa kosztowała w latach 30. XX wieku nawet ponad 300 dzisiejszych złotych. Sam telefon był rarytasem tylko dla bogatych. Nic dziwnego, że abonentom gotowym wysupływać sowite kwoty, oferowano usługi, które XXI-wiecznym operatorom komórkowym nie przeszłyby nawet przez myśl.
Ceny abonamentów i połączeń telefonicznych w przedwojennej Polsce opisałem już w innym tekście.
Reklama
Taryfa opublikowana w 1935 roku przez Ministerstwo Poczt i Telegrafów nie kończyła się jednak na tych podstawowych pozycjach. Dalej były o wiele mniej oczywiste (przynajmniej z dzisiejszej perspektywy) usługi, świadczone przez tak zwane Biuro Zleceń. Poniżej kilka z nich.
(Nie)automatyczna sekretarka
Pierwsze automatyczne sekretarki – pozwalające nagrywać przychodzące połączenia na taśmę pod nieobecność właściciela telefonu – trafiły na zachodni rynek dopiero po drugiej wojnie światowej. W czasach II RP tę samą rolę mogła pełnić co najwyżej pracownica centrali.
Za cenę jednego złotego dzienne (10 dzisiejszych złotych) Biuro Zleceń „udzielało krótkich informacji zgłaszającym się do telefonu zleceniodawcy, obejmujących wiadomości, że zleceniodawcy nie ma w domu, gdzie go można zastać (nr telefonu), że wyjechał i kiedy wróci”.
To była usługa jednostronna. Za to, by telefonistka zapisywała wiadomości od dzwoniących trzeba było płacić 50 groszy (5 dzisiejszych złotych) osobno od każdego takiego przypadku. Wiadomość nie mogła też przekraczać… piętnastu słów.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Ile kosztowało ubezpieczenie samochodu w przedwojennej Polsce?Zanotowanie samego numeru telefonu dzwoniącego było tańsze. Kosztowało 15 groszy (1,5 dzisiejszego złotego).
Po powrocie do domu abonent dzwonił do Biura Zleceń i wszystkie wiadomości były mu powtarzane. Za to nie trzeba już było na szczęście dodatkowo płacić.
Reklama
Usługa dla nieśmiałych (i bardzo zajętych)
Za 50 groszy (5 dzisiejszych złotych) telefonistka mogła w imieniu abonenta zadzwonić do wybranej osoby i przekazać jej maksymalnie piętnastowyrazową wiadomość. Cennik zawierał przy tym zastrzeżenie:
Zlecenie uważa się za wykonane, jeśli wskazany abonent nie zgłosi się do telefonu pomimo 4-krotnego wezwania, powtórzonego przez Biuro Zleceń w odstępach 30-minutowych.
Mniej, bo tylko 20 groszy (2 dzisiejsze złote), kosztowało „każdorazowe sprawdzenie telefonicznie, czy osoba pozostawiona przez zleceniodawcę do pilnowania lokalu znajduje się tam we wskazanych przez zleceniodawcę dniach i o oznaczonej porze”.
Budzik z ludzkim głosem
„Obudzenie telefoniczne” kosztowało 20 groszy (2 dzisiejsze złote). I co ważne – płacono nawet, kiedy nie było to obudzenie skuteczne.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„jeżeli zleceniodawca w ciągu ½ minuty po pierwszym dzwonku nie zgłosi się do telefonu, nastąpi po upływie dalszych 5 minut drugi dzwonek, po czym zlecenie uważa się za wykonane” – wyjaśniał cennik.
Z kolei za 3 złote miesięcznie (30 dzisiejszych złotych) telefonistka mogła codziennie dzwonić o określonej godzinie i podawać abonentowi „dokładny czas”. W epoce, gdy brakowało dostępu do prawdziwie precyzyjnych i pewnych zegarów zdarzali się pewnie ludzie, który to było potrzebne.
Telefon do… nie mających telefonu
Na koniec usługa chyba najbardziej nietypowa z dzisiejszej perspektywy. Choć całkiem zrozumiała, jeśli wziąć pod uwagę, jak niewiele osób miało w latach 30. ubiegłego stulecia własny aparat telefoniczny.
Za 50 groszy (5 dzisiejszych złotych) centrala telefoniczna mogła wysłać posłańca do wybranej osoby, by ta stawiła się w „rozmównicy publicznej”. Należało przy tym dodatkowo zapłacić za „podanie nazwiska”.
Reklama
Bibliografia
- Jak korzystać z poczty, telegrafu i telefonu, Ministerstwo Poczt i Telegrafów, Warszawa 1937.
9 komentarzy