Więźniowie w Auschwitz-Birkenau byli narażeni na wiele okrutnych kar. Jedna z nich cieszyła się szczególnie złą sławą. Dla wielu osadzonych kara słupka była równoznaczna z wyrokiem śmierci.
Niemcy skazywali osadzonych w Auschwitz-Birkenau na karę słupka niemal od pierwszych dni funkcjonowania obozu. Jak podkreślała Irena Strzelecka, jedna z najbardziej zasłużonych badaczek historii hitlerowskiej fabryki śmierci, często przesądzała ona o losie więźnia.
Wyrwane stawy, zerwane ścięgna
Sadystyczna tortura polegała na tym, że nieszczęśnikowi wiązano łańcuchem ręce za plecami, a następnie „wieszano na haku na wysokości uniemożliwiającej oparcie się stopami o ziemię”. Często karę stosowano w kilkugodzinnym wymiarze. Dzielono ją przy tym na „raty” trwające zwykle po 60 minut.
Okrucieństwo kary było tym większe, że esesmani lub więźniowie funkcyjni nierzadko bujali ciałem skazańca, zwiększając jego katusze. Gdy zaś więzień tracił przytomność, polewano go wodą i kontynuowano dręczenie.
Po takim bestialskim znęcaniu się więźniowie mieli powykręcane stawy oraz zerwane ścięgna ramion, co sprawiało, że nie mogli wykonywać żadnej pracy fizycznej. Niezdolność do harówki ponad siły w obozie koncentracyjnym oznaczała zaś niemal pewną śmierć.
W trakcie przeprowadzanych regularnie selekcji „bezproduktywni” osadzeni trafiali „do gazu”. Tylko pomoc towarzyszy niedoli mogła uratować ich od tego losu.
Za co karano?
Na karę słupka skazywano między innymi za takie „przestępstwa”, jak próba ogrzania zmarzniętych stóp przy koksowniku, przejście z jednej części baraku do drugiej bez pozwolenia czy wreszcie wstawienie się za bitym kolegą.
W przypadku Mieczysława Albina, który był jednym z pierwszych polskich więźniów skierowanych do Auschwitz (więcej o Polakach w Auschwitz przeczytasz w tym artykule) przewina polegała na tym, że w czasie pracy podniósł niedopałek cygara, który wyrzucił esesman.
Miał ogromnego pecha. Gdy już chował swą zdobycz zauważył go Gerhard Palitzsch – jeden z najbardziej sadystycznych strażników w Auschwitz. Zbrodniarz z zakonu Himmlera polecił Albinowi, aby ten pokazał, co trzyma w ręku. Zdenerwowany Polak nie miał wyjścia. Na domiar złego, zapomniał zdjąć czapkę, co było obowiązkiem w takich sytuacjach. Rozwścieczony esesman uderzył go w twarz i zanotował jego numer. W trakcie wieczornego apelu Albina skazano na godzinę słupka.
Wyłamane obojczyki
W spisanej po wojnie relacji były już więzień opowiadał, co stało się później:
Po apelu zabrał mnie Blockführer na blok nr 2, wezwał blokowego i wyprowadził mnie na strych, i tam powieszono mnie. Związano mi ręce z tyłu łańcuchem, musiałem wejść na taboret, następnie drugi koniec łańcucha uwiązano w stragaże i poderwano mi taboret.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Była to męczarnia nie do opisania, wiszącego huśtano mnie; gdy straciłem przytomność, polewano mnie wodą. Po tej strasznej godzinie odwiązano mnie, dostałem kopniaka i spadłem po schodach w dół. Czułem, że w obojczykach mam wyłamane ręce, miałem bezwład, a na przegubach rąk rany od łańcucha.
Albin przetrwał następne tygodnie tylko dzięki kolegom z bloku, którzy się nim opiekowali. Jak jednak sam stwierdził przez ponad rok odczuwał ból w obojczykach.
„Esesman kopnął go i zabujał na haku”
Kolejny więzień, Ryszard Dacko, został skazany na słupek po tym, jak kapo przyłapał go na chwili odpoczynku. Dodatkowo w trakcie rewizji odnaleziono u niego kawałek blachy, którą obierał nielegalnie zdobytą brukiew. Za wszystkie te „zbrodnie” miał wisieć przez dwie godziny. Kara była tym dotkliwsza, że już wcześniej poważnie odmroził sobie ręce i stopy. Po latach tak opisywał wykonanie wyroku:
Na słupku wieszał nas SS-Scharführer Engelscha. W trakcie odbywania kary więźniowie zachowywali się różnie. Naprzeciw mnie wisiał np. więzień, który błagał jednego z esesmanów, aby go zdjął. W odpowiedzi wspomniany esesman kopnął go i zabujał na haku.
Jeżeli chodzi o mnie, to pamiętam, iż myślałem m.in. o tym, aby utrzymać na nogach drewniaki. Bezpośrednio po odbyciu kary zgłosiłem się do ambulatorium. Chciałem dostać się do szpitala, aby odpocząć kilka dni i podleczyć odmrożone dłonie i stopy. Nie spodobałem się jednak pielęgniarzowi, który kazał mi uciekać z bloku.
Alojzy Borgiel, który również przetrwał straszliwą karę, wspominał, że po jej zakończeniu nie był „już do niczego zdolny”. Nie udało mu się nawet samodzielnie zjeść zupy. Z pomocą przyszli koledzy, którzy go nakarmili, a potem kryli przed strażnikami, gdy dochodził do siebie.
Setki, a być może tysiące innych więźniów nie miało tyle „szczęścia” i kara słupka była dla nich równoznaczna z wyrokiem śmierci.
Inspiracja
Tekst został zainspirowany książką Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz, która w zbeletryzowany sposób opisuje życie codzienne strażników z Auschwitz-Birkenau. Publikacja autorstwa Niny Majewskiej-Brown ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.
Sprawdź
Bibliografia
Irena Strzelecka, Głosy Pamięci 4. Kary w KL Auschwitz, Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu 2010.
8 komentarzy