Na punkcie tego celebryty i ulubieńca salonów szalała cała Warszawa. Od momentu, gdy przybył do Warszawy, roztaczał wokół siebie atmosferę tajemnicy. Mawiał, że jego rodzina pracowała dla samego Janosika. Czy to on nawiedza teraz swoją willę, by przypominać, ile znaczył dla miasta jego ród?
Przenieśmy się w czasie. Jest koniec wieku XIX. Młody, przystojny chłopak, budzący respekt swoim przenikliwym spojrzeniem, właśnie zaczął pracę w zakładzie kuśnierskim Karola Schneidera. Urodził się w 1863 roku w Głodówce Orawskiej jako Andrzej Chowańczak, ale postanowił zmienić imię na Arpad, z szacunku do swych węgierskich korzeni.
Reklama
Nowy pracownik okazał się ambitny i przedsiębiorczy. Po sześciu latach intensywnej pracy zdecydował się na odważny krok – wynajęcie od hrabiego Potockiego lokalu pod własny zakład. Bardzo szybko oblegane miejsce na Krakowskim Przedmieściu przestało mu wystarczać, więc zorganizował kolejny skład, tym razem na Mokotowie. Lokal należał do znanego mokotowskiego rodu Szustrów.
Prawdopodobnie Chowańczakowi udało się poznać tę wpływową rodzinę podczas jednego ze spotkań dobroczynnych, w które zaangażowany był Antoni Szuster, inicjator budowy kościołów w Warszawie. Arpad z kolei działał już wówczas w organizacjach rzemieślniczych i finansował wiele inicjatyw społecznych i kulturalnych w mieście.
Lustra wyszczuplające i etola z białych lisów
Pracowity i nastawiony na sukces – tak można by określić Chowańczaka. Od momentu przeniesienia większości produkcji na Mokotów, kuśnierz zaczął odchodzić od techniki wyuczonej u Mistrza Schneidera. Jego marka cieszyła się coraz większym powodzeniem. Tym bardziej, że na ulicach miasta nietrudno było rozpoznać, czy dany obywatel ma na sobie najlepszej jakości futro od Chowańczaka, czy też jego nieudolną podróbkę.
Zawrotnym cenom wyrobów Arpada towarzyszył blichtr, któremu łatwo było dać się zwieść. Zaprojektowane przez Zbigniewa Pugeta wnętrza, słynne wyszczuplające lustra od Jana Szulca, kanapy i siedziska dla klientów, a także najmodniejsze meble od Zakładów Wyrobów Metalowych Konrada Jarnuszkiewicza – to wszystko przyciągało do sklepu najbardziej rozpoznawalne nazwiska. Kupowali tam Ignacy Mościcki i jego żona, Pola Negri, a także Stanisław Starzyński.
Reklama
Sam Chowańczak bardzo chętnie uczestniczył w bankietach w towarzystwie gwiazd i polityków. Był przecież złotym dzieckiem biznesu i spełnieniem snów o bogactwie i sławie dla niejednego Polaka. Na salonach mówiło się, że jego obecność przynosi szczęście.
Prestiż szczególnie zawrócił w głowie synowi Arpada, Władkowi, który – bez zgody ojca – podarował Apolonii Chałupiec, znanej lepiej jako Pola Negri, etolę z białych lisów. Był w aktorce szaleńczo zakochany. I choć gwiazda odtrąciła jego względy, dochowała wierności… marce. Nigdy nie przeszła pod zaopatrzeniowe skrzydła konkurencji Chowańczaków, czyli Maksymiliana Apfelbauma.
Futra stały się popularne także poza granicami Polski. Masowo wędrowały na zamówienie najznamienitszych rodów z Chin czy Ameryki. Zakład rozrastał się i w 1932 roku zatrudniał już ponad 500 osób, osobiście szkolonych przez Mistrza. Dodatkowo „król kuśnierzy” założył też spółkę akcyjną, w której wielu mieszkańców stolicy mogło bezpiecznie ulokować swoje pieniądze.
Ku zazdrości konkurencji Arpad otworzył też prywatny bank dla swych klientów. Ci, którzy przekazali tam fundusze, mogli następnie – wykorzystując kontakty z całego świata – inwestować mądrze i z kuszącym procentem.
Duch dziarskich przodków
Król Futer – jak go nazywano – był jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w mieście. Rozrastający się szybko majątek pozwolił mu na wybudowanie w 1928 roku majestatycznej willi przy ulicy Morskie Oko, na warszawskim Mokotowie. Do biznesu zaangażował swych synów, Jana Daniela i rozkochanego w Poli Negri Władysława.
Niestety, wojna zniweczyła plany ekspansji firmy na innych kontynentach. W Chowańczakach obudził się jednak duch dziarskich przodków – nie tylko nie opuścili swego miasta, ale i odmówili przekazania majątku brytyjskim bankom. Jan Daniel współpracował ze Stefanem Starzyńskim. Willa na Mokotowie, przed wojną symbol szczęścia i sukcesu, teraz stała się miejscem ukrywania żydowskich rodzin. W sklepie prowadzono tajne wykłady dla studentów.
Reklama
Majątek posłużył za wsparcie dla walczących w powstaniu warszawskim. To dzięki Chowańczakom zakupiono ogromną część broni, którą dysponowali powstańcy. Angażowali się też bezpośrednio: dzieci Jana Daniela walczyły z okupantem w mokotowskim pułku „Baszta”, wielokrotnie wymykając się szponom śmierci. Wojna rozbiła jednak rodzinę na wiele lat. Jej członków czekał pobyt w obozach, aresztowania, wywózki i przymusowa emigracja.
Płaczące widmo i upadek imperium
Sklep Króla Futer spłonął już pierwszej nocy po wybuchu powstania – ale willa stała się miejscem spotkań i bazą dla walczących. To właśnie w niej, w nocy z 5 na 6 sierpnia, ukrywała się podobno Hanna, zakochana w jednym z partyzantów 3 Plutonu Dywizjonu Pułku Szwoleżerów.
Nocą dziewczyna wyszła przed dom, by zebrać bukiet dla ukochanego. Wtedy właśnie została zastrzelona przez Niemców, przejeżdżających ulicą Puławską. Jeszcze kilkadziesiąt lat po wojnie mówiono, że jej duch ukazuje się czasem na ganku niszczejącej willi. Mieszkańcy Mokotowa wiele razy uskarżali się na jej płacz. Słyszano też nieraz echo rozlegających się w ogrodzie strzałów.
Po 1945 roku marka, którą stworzył Król Futer, nigdy nie została odbudowana. Wyniszczeni pobytami w obozach i tułaczkami Arpad i Jan zmarli zaledwie kilka lat po wojnie, zaś Władysław nie był mile widziany w mieście przez nowe, komunistyczne władze. Zgodnie z duchem czasów oskarżano go o drobnomieszczaństwo i wyzyskiwanie biednych.
Reklama
W skład majątku zgromadzonego przez seniora rodu wchodziło wiele parceli na terytorium całej Warszawy. Potomkowie od 1989 roku domagają się należących do nich gruntów. Przed wojną do rodziny należały także ziemie, na których obecnie znajduje się Stadion Narodowy. W czasie Euro 2012 stało się to tematem wielu plotek – potomkowie Arpada rzekomo żądali wręcz… odwołania mistrzostw!
Nawiedzona pamiątka na Mokotowie
Tymczasem willa na Morskim Oku niszczeje. Batalia między kolejnymi jej właścicielami, mieszkańcami i konserwatorami trwała wiele lat. Obecnie trwa jej przebudowa i wygląda na to, że zostanie odrestaurowana. Niepokojące wydarzenia, do których dochodzi na terenie posiadłości, sprawiły jednak, że zyskała ona miano nawiedzonej.
Nagle wybuchające pożary, widziana przez mieszkańców płacząca dziewczyna, wypadki, jakim ulegają pracownicy firm konserwatorskich – to wszystko zdaje się składać w jedną całość. Uwielbiający rozgłos za życia Król Futer nie chce najwyraźniej, by symbol jego dawnej świetności zgasł.
Być może rozpoznawany niegdyś przez każdego warszawiaka, a dziś pamiętany jedynie przez zapalonych miłośników historii Arpad faktycznie przechadza się nocami po ostatnim miejscu pamięci, które po nim pozostało? Jeśli tak, to na pewno zrobi wszystko, by Morskie Oko 5 nigdy nie zostało zastąpione żadnym apartamentowcem…
Reklama
Bibliografia
1. Marcin Dobrowolski, Król kuśnierzy – Arpad Chowańczak, Puls Biznesu, Warszawa 2015.
2. Grzegorz Małkiewicz, Stadion Narodowy na cudzym stoi, Nowy Czas, Londyn 2012.
3. Tadeusz W. Świątek, Rafał Chwiszczuk, Warszawski ruch społecznikowski, Fundacja Cultus, Warszawa 2010.
4. Futrzarskie imperium orawskiego Króla Kuśnierzy, polskaorawa.pl, 2018.
1 komentarz