W II Rzeczypospolitej samochód był towarem zdecydowanie luksusowym. Na własne cztery kółka mogli sobie pozwolić tylko naprawdę zamożni Polacy. Ile dokładnie kosztowały auta osobowe i jak droga była ich eksploatacja?
Według informacji zawartych w „Małym Roczniku Statystycznym” w marcu 1939 roku w Polsce było zarejestrowanych niespełna 42 000 samochodów (z tego 8600 ciężarówek). Dawało to 12,1 samochodu na 10 000 mieszkańców. Zajmowaliśmy pod tym względem jedno z ostatnich miejsc w Europie.
Reklama
5000 złotych za fiata 508
W 1938 roku kiedy u nas na 10 000 mieszkańców przypadło 10 samochodów (1 na 1000) w Anglii oraz Francja było ich ponad 50 razy więcej (nie, to nie pomyłka!), w Belgii niemal 27 razy więcej, a w Niemczech 25 razy więcej.
Blado wypadaliśmy również przy Czechosłowacji. Nasz południowy sąsiad miał 69 samochodów na 10 000 mieszkańców. Wyprzedzała nas nawet zacofana Rumunia z 13 samochodami na 10 000 osób.
Nie ma się jednak czemu dziwić. Wystarczy spojrzeć na to, jak znaczne kwoty należało wydać, by zdobyć własny samochód.
Najtańszy sprzedawany nad Wisłą wóz, czyli fiat 500 kosztował wtedy 3800 złotych. Aby kupić popularnego fiata 508 należało wyłożyć już 4950 złotych.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Jeden z największych mitów przedwojennej Polski. Czy w II RP pociągi naprawdę jeździły punktualnie?Zakup opla kadetta wiązał się z wydatkiem 5300 złotych, forda eifel 5995 złotych, skody rapid 8300 złotych. BMW 326 kosztowało już znacznie więcej, bo 13 500 złotych.
To jednak jeszcze nic. Postawienie w garażu mercedesa W142 (Typ 320) w wersji limuzyna wymagało posiadania 31 500 złotych, a jak komuś zamarzył się kabriolet kasowano go na 33 500 złotych.
Reklama
Kogo było stać na samochód?
Wszystkie te ceny można w przybliżeniu pomnożyć razy 10, aby otrzymać ich równowartość we współczesnych złotówkach.
Ktoś mógłby powiedzieć, że w porównaniu do dzisiejszych samochodów, ówczesne automobile były względnie tanie. Cena okazywała się nawet atrakcyjniejsza pod sam koniec lat 30. XX wieku, gdy wprowadzono ulgę podatkową pozwalającą odpisać 20% ich ceny. Wciąż były to jednak wykraczające daleko poza możliwości zwyczajnych Polaków.
Robotnik rolny w tym czasie zarabiał niespełna 2 złote dziennie. Włókniarze wyciągali marne 120 złotych miesięcznie, a przeciętna pensja pracownika umysłowego wynosiła 280 złotych. Nawet bardzo dobrze opłacany major Wojska Polskiego utrzymujący rodzinę pobierał 490 złotych żołdu.
Tymczasem, jak podawał w lipcu 1939 roku miesięcznik „Samochód, Motocykl, Samolot”, przyjęło się sądzić, że „do kupna i utrzymania samochodu trzeba mieć minimum 1000 zł dochodu miesięcznie netto”. Wedle podanego kryterium na luksus, jakim były własne cztery kółka mogło sobie pozwolić „50 tysięcy klientów” w całym kraju. Magazyn dodawał jednak:
Reklama
(…) na przykładzie kilku organizacji pracowniczych, motoryzujących swych członków przy pomocy kredytów, że na samochód mogą sobie pozwolić kawalerowie, zarabiający już zł 750 i żonaci, mający zł 1.000.
Zabójcze koszty eksploatacji
Głównym problemem były nie tylko ceny, ale przede wszystkim bardzo wysokie koszty utrzymania samochodów.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Warszawska Izba Przemysłowo-Handlowa obliczyła w 1939 roku, że w stolicy roczny koszt eksploatacji wozu takiego, jak na przykład fiat 508, który przejeżdżał około 1000 kilometrów miesięcznie, wynosił bagatela 2670 złotych. Czyli – jak łatwo policzyć – aż 54% bazowej ceny nowego samochodu!
Na olbrzymią kwotę składały się wydatki stałe, takie jak: garaż (360 złotych), podatki (150 złotych), ubezpieczenie (480 złotych) oraz konserwacja (również 480 złotych).
Do tego dochodziło paliwo za 660 złotych, oliwa i smary za 60 złotych, jak również naprawy i opony za kolejne 480 złotych. Podkreślano przy tym, że:
Podane wyżej sumy mogą ulec znacznej zwyżce w granicach 200% w zależności od wielkości litrażu silnika samochodu, a więc większego zużycia paliw i smarów, większego rocznego przebiegu, pełniejszych ubezpieczeń oraz przy większych kosztach napraw i opon.
Reklama
To ceny w Warszawie, a co mieli powiedzieć kierowcy w innych rejonach kraju, gdzie drogi były koszmarne (pisałem o tym niedawno w innym artykule) i naprawy były konieczne znacznie częściej?
Szczególnie, że jak podkreślał autor artykułu z miesięcznika „Samochód, Motocykl, Samolot”, funkcjonujące wtedy warsztaty pobierały „za swoje usługi opłaty nadmierne, a często nawet psuły wozy”.
Prawda o życiu naszych pradziadków
Bibliografia
- Jak zmotoryzować Polskę,„Samochód, Motocykl, Samolot” nr 7, 1939.
- Koszty utrzymani samochodu w Warszawie, „Auto” nr 6-7, czerwiec-lipiec 1939.
- „Mały Rocznik Statystyczny 1939”, Wydawnictwo Głównego Urzędu Statystycznego 1939.