Miłośnicy średniowiecza z uporem podkreślają, że masowe polowania na czarownice były dopiero fenomenem epoki nowożytnej. Rzeczywiście najstraszliwsza nagonka na niewinne kobiety nastąpiła w wiekach XVI i XVII. Stosy płonęły jednak i wcześniej.
Najwcześniejsze szeroko zakrojone polowania na czarownice wciąż stanowią w środowisku naukowym temat zażartych sporów. Nie ma pełnej zgody co do tego kiedy i gdzie do nich doszło. Na pewno jednak pierwsza fala prześladowań nastąpiła już w średniowieczu.
Reklama
Papieska inspiracja
W innym tekście pisałem o manii prześladowczej, która ogarnęła papieża Jana XXII, sprawującego pontyfikat od 1316 do 1334 roku.
Organizowane przez niego procesy przeciw współpracownikom rzekomo parającym się czarną magią, a zwłaszcza bulla z roku 1326, „demaskująca” czarowników kryjących się pośród chrześcijan, położyły podwaliny pod przyszłe represje. Nie od razu jednak wydały obfite owoce.
„Narodziny sabatu”
Większość znawców tematu uważa obecnie, że procesy o czary stanowiły odprysk czy też ewolucję wcześniejszych prześladowań heretyków – zwłaszcza zaś katarów i waldensów.
Na miejsce do niedawna rzeczywistych, lecz wytępionych lub bliskich eksterminacji sekt, inkwizytorzy stopniowo wprowadzali zmyślone wspólnoty czarownic i czarowników.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zdaniem szwajcarskiej historyczki Kathariny Utz Tremp kluczowe znaczenie miały zwłaszcza dwa procesy, prowadzone w latach 1387-1388 w Piemoncie (na obecnym pograniczu szwajcarsko-włosko-francuskim). Ponoć to wtedy doszło do „narodzin sabatu”.
Rzekomym lub (coraz rzadziej) autentycznym katarom i waldensom zarzucano, że piją magiczne wywary, zawierają pakty z diabłem, organizują nocne spotkania, a za dnia udają prawych chrześcijan. Padały też oskarżenia o seksualną rozpustę, mordy dokonywane na dzieciach i zdolność latania, rzecz jasna potwierdzającą konszachty z szatanem.
Reklama
Heretyków zaczęto nazywać „lucyferanami”. Już nie odstępcami od właściwych zasad wiary, ale wprost – wyznawcami mrocznych sił przeciwnych Bogu.
Setki nieszczęśników spłonęły na stosach
Przemiana dopełniła się w początkach XV stulecia. Wtedy też zaczęto organizować masową nagonkę na rzekomych adeptów magii.
Jak podkreśla profesor Jacek Wijaczka z uniwersytetu w Toruniu, początkowo „siedliskiem procesów o czary był”, wspomniany już, „obszar między południową Francją, Szwajcarią i północnymi Włochami, na którym represjonowanie heretyków przemieniło się w prześladowanie czarownic”.
Nagonka prowadzona w Delfinacie (w okolicach Briançon) w latach 1428-1447 przyniosła śmierć 167 osobom. Już wtedy wśród ofiar kobiety zdecydowanie przeważały (66%) nad mężczyznami (34%).
Reklama
W szwajcarskim kantonie Valais zabitych było nawet więcej. Tylko od 1428 do 1434 roku na stosach spłonęło przeszło dwieście osób.
Z kolei w niemieckim Freiburgu, położonym zaraz przy granicy ze Szwajcarią, na przełomie lat 30. i 40. XV wieku uśmiercono od 16 do 19 osób. Znów w większości kobiety.
Lawinowy przyrost
„Wyraźnie można zauważyć, że od końca XIV wieku wzrastała liczba procesów związanych z czarami” – pisze Jacek Wijaczka w książce Kościół wobec czarów. – „W latach 1320-1420 inkwizytorze przeprowadzili dwanaście procesów o czary, a w latach 1421-1486 już trzydzieści cztery. Więcej procesów toczyło się przed sądami świeckimi, gdyż w latach 1320-1420 przeprowadzono ich dwadzieścia cztery, ale w latach 1420-1486 już sto dwadzieścia”.
Reklama
Bibliografia
- Wijaczka Jacek, Kościół wobec czarów w Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku (na tle europejskim), Neriton 2016.
10 komentarzy