Publiczna egzekucja przez długie stulecia była krwawym spektaklem, który rozpalał wyobraźnię gapiów. Wprowadzenie do użytku gilotyny zepsuło całą „zabawę”. Przynajmniej tak uważali pod koniec XVIII wieku oburzeni paryżanie.
Władze rewolucyjnej Francji były bardzo pewne swego. Frances Larson, autor książki „Historia świata przez ścięte głowy opisana” pisze, że kiedy w kwietniu 1792 roku zatwierdziły, jako oficjalną metodę wykonywania wyroków śmierci, ścięcie gilotyną, oczekiwały, że:
(…) okaże się ona czysta, schludna, niezawodna, a co za tym idzie – bardziej humanitarna, a mniej spektakularna. Twierdzono, że to postęp w stosunku do stosowanych dotąd metod cechujących się okrucieństwem i nieprzewidywalnością, gdzie szybkość zadawania śmierci zależała w dużej mierze od rodzaju popełnionego przestępstwa, statusu społecznego skazańca i umiejętności kata – lub ich braku.
Egzekucja bez krwawego spektaklu
Wydawało się, że gilotyna doskonale pasuje do rewolucyjnego hasła równości. Teraz każdy skazaniec tracił głowę w dokładnie ten sam sposób: „błyskawicznie, skutecznie, pod ostrzem maszyny”.
Takie podejście podobało się władzom, ale nie paryżanom! Przez całe stulecia byli oni przyzwyczajani do tego, że egzekucja to nie lada atrakcja. Jeżeli skazaniec był przed śmiercią jeszcze torturowany, to egzekucje mogły trwać nawet godzinami. Ponadto istniała pewna szansa, że kat nie stanie na wysokości zadania, a to gwarantowało dodatkowe emocje i cierpienia nieszczęśnika na szafocie.
Reklama
Wprowadzenie gilotyny diametralnie zmieniało sytuację. Jak podkreśla Frances Larson w swojej książce:
Pierwsi świadkowie śmierci pod gilotyną w latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku czuli się rozczarowani. Byli przyzwyczajeni do większego dramatyzmu. Maszyna działała zbyt szybko, automatycznie, nie było na co patrzeć.
Co istotne, w znacznym stopniu eliminowano również czynnik ludzki. Nie było już kata z wielkim toporem lub mieczem, w efekcie „błędy zdarzały się rzadko, nie było powodów do zamieszania, właściwie nie było też interakcji ze skazańcem na szafocie”. Rzecz jasna:
(…) nikomu nie przeszkadzało oglądanie, jak ludzka głowa spada z karku – wszyscy byli do tego przyzwyczajeni; tłum był rozczarowany, że widać tak mało.
Doszło nawet do tego, że w trakcie egzekucji tłumy skandowały: „Oddajcie nam szubienice, oddajcie nam nasze drewniane szubienice!”. Władze jednak ani myślały wracać do starych metod.
W końcu udało im się osiągnąć to co chciały. Gilotyna bowiem zapewniała „egzekucję, która jest wykonywana publicznie, lecz pozostaje właściwie niewidoczna”.
Bibliografia:
- Frances Larson, Historia świata przez ścięte głowy opisana, Bellona 2017.
Reklama