Postanowienia traktatu wersalskiego narzucały Niemcom między innymi drastyczne ograniczenie liczebności sił zbrojnych. Zgoda socjalistycznego rządu Republiki Weimarskiej na warunki pokoju została uznana przez nacjonalistów za zdradę stanu. Popchnęła ich też do zorganizowania w marcu 1920 roku zamachu stanu.
Jednym z takich (…) nacjonalistów jest Wolfgang Kapp, urzędnik zajmujący się głównie finansami, urodzony w Nowym Jorku syn niemieckiego emigranta, w Niemczech mieszkający od dzieciństwa. W marcu 1920 roku ma sześćdziesiąt jeden lat.
Reklama
7 dywizji piechoty i 3 dywizje kawalerii
Jego najlepiej znana podobizna przedstawia mężczyznę ze spuszczonymi, załzawionymi oczami ukrytymi za pincenez, z obwisłym podbródkiem maskującym mocną niegdyś szczękę.
Nie wygląda na przywódcę puczu, w przeciwieństwie do generała Walthera von Lüttwitza – ten ma aparycję bojową i narodową: postawa wyprostowana, stalowy wzrok, odznaczenia z Wielkiej Wojny. Obaj wspólnie spróbują obalić republikę.
Artykuł 160 układu wersalskiego nakazywał pokonanym redukcję wojsk do rozmiaru ograniczonych sił bezpieczeństwa.
Najpóźniej od 31 marca 1920 roku armia niemiecka nie powinna liczyć więcej niż siedem dywizji piechoty i trzy dywizje kawalerii. Od tej chwili ogólny skład liczebny armii Państw, tworzących Niemcy, nie powinien przekraczać stu tysięcy ludzi łącznie z oficerami.
Rząd w Berlinie stopniowo rozpuszczał żołnierzy. Gdy zbliżał się wyznaczony termin, zdemobilizowani okazali się zagrożeniem. Zasilali bowiem Freikorpsy i te stały się liczniejsze niż państwowa armia, przedstawiały problem, mimo iż we wcześniejszych latach nie sprawdziły się w tłumieniu powstań robotniczych.
Kapp planował przewrót już od roku
Minister obrony Gustav Noske kierował do niektórych rozkazy o rozwiązaniu, między innymi do przebywającej nieopodal Berlina sześciotysięcznej Marine-Brigade Erhardt. Jej komendant zwrócił się do Lüttwitza o ratunek. Generał z Kappem tylko na to czekali.
Kapp układał plany przewrotu dłużej niż rok. Nawiązywał kontakt z nacjonalistami malkontentami i byłymi wojskowymi; w październiku 1919 roku założył Nationale Vereinigung (Zjednoczenie Narodowe), w jego zamiarach strukturę nadrzędną nad wszystkimi formacjami paramilitarnymi, także Freikorpsami.
Reklama
Podsycał w nich nastroje antyrządowe, szukał znajomości z dowódcami, w tym z Lüttwitzem. Ustalili, że gdy nadejdzie pora, Marine-Brigade wkroczy do stolicy, domagając się ustąpienia rządu. 10 marca 1920 roku Walther von Lüttwitz, odmówiwszy uprzednio rozwiązania jednostek Freikorpsu, stawił się na uzgodnione spotkanie z rządem.
W obecności ministra Noskego i prezydenta Eberta wzywał do odwołania rozkazu rozwiązującego Marine-Brigade. Wyartykułował wiele innych żądań, między innymi rezygnacji Eberta z urzędu. Zirytowany Noske kazał mu wyjść, lecz generał nie usłuchał. Tymczasem Kapp ze współspiskowcami sporządzał listę ministrów swego przyszłego gabinetu.
„Niech odżyje niemiecki honor i uczciwość”
13 marca o siódmej rano sprowadził na polecenie Lüttwitza czołowych nacjonalistów pod Bramę Brandenburską. Wówczas Marine-Brigade Erhardt wmaszerowała do miasta. Prezydent z ministrami uciekł do Stuttgartu. Kapp ogłosił się kanclerzem, Lüttwitza powołał na ministra obrony. Adherenci kolportowali na ulicach Berlina odezwę:
Rzesza i naród są w poważnym niebezpieczeństwie. Szybko zbliżamy się do całkowitego załamania państwa i ładu prawnego. Lud tylko niejasno przeczuwa nadchodzące nieszczęście. Ceny rosną nieustannie. Powiększa się nędza. Grozi głód […].
Reklama
Nieudolna władza, pozbawiona autorytetu i podatna na korupcję, nie potrafi zaradzić niebezpieczeństwu […]. Agresywny bolszewizm grozi nam od wschodu zniszczeniami i gwałtami […]. Jak uniknąć upadku z przyczyn zewnętrznych i wewnętrznych?
Tylko poprzez przywrócenie autorytetu silnego państwa […], odbudowę porządku i świętego szacunku dla prawa. Obowiązkowość i rozsądek niech znów zapanują w krajach niemieckich. Niech odżyje niemiecki honor i uczciwość.
„Dramat w Berlinie”
Gazeta „London Globe”, powołując się na swego korespondenta wojskowego, doniosła tego wieczoru pod nagłówkiem Dramat w Berlinie, że rząd niemiecki przestał istnieć, a pucz ma na celu restaurację monarchii.
Samozwańczy kanclerz i jego minister obrony byli oczywiście monarchistami, ale nie wiadomo, czy życzyli sobie Wilhelma znów na tronie. Brytyjski wywiad, alergicznie wyczulony na bolszewików, zdawał się nie wiedzieć o żarliwym antykomunizmie puczystów. Home Office Directorate of Intelligence przekazał ministrom komunikat:
Reklama
Wojskowy zamach stanu z 12 marca był z pewnością efektem starannie przygotowanego spisku […]. Należy pamiętać, że od pewnego czasu krążą uporczywe pogłoski o sojuszu niemieckich monarchistów i rosyjskich bolszewików […].
Obecna sytuacja jest niebezpieczna z powodu gotowości niemieckich monarchistów do stosowania wszelkich narzędzi, jakie uznają za pożyteczne dla ich polityki prowadzącej do kontrrewolucji i odtworzenia Rosji zdominowanej przez Niemcy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Przewrót bez poparcia
Związek z bolszewikami był ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby Kappowi do głowy. Zająwszy stolicę bez jednego strzału, zajął się rządzeniem, które go w pełni pochłonęło.
Rozstrzygającą okolicznością było, że inne jednostki wojskowe zignorowały wydany przez Noskego rozkaz zdławienia puczu – generałowie zarzekali się, iż „żołnierze Reichswehry nigdy nie będą strzelać do innych żołnierzy Reichswehry” – ale żaden nie zgłosił się do nowego rządu, meldując lojalność.
Od samego początku przewrót nie miał poparcia społeczeństwa. Urzędnicy po prostu odmówili uznania nowej administracji. Dawny rząd, wspomagany przez związki zawodowe, nawoływał do strajku generalnego. Gospodarka w całych Niemczech stanęła.
[Kapitan Karl] Mayr posłał Hitlera z kolegą do Berlina, aby donieśli Kappowi o sytuacji w sparaliżowanym przez strajk Monachium. Na stołecznym lotnisku Hitler spostrzegł, że jest obstawione pikietami robotniczymi. Wymknął się z trudem, podając się za księgowego.Reklama
Kapp był bezsilny. Mianował się przełożonym aparatu państwowego, a ten nie wykonywał jego poleceń. Utrzymywał, że rządzi, a nie miał podległej służby cywilnej. Uporczywie wzywał na pomoc sztab generalny, bez efektu.
Pucz zamierał. 17 marca delegacja wojskowych wyższych rangą dotarła do siedziby zamachowców i uświadomiła generała-ministra, że on ani jego kanclerz z własnego nadania nie mają poparcia większości armii.
Koniec puczu Kappa
Lüttwitz po raz drugi w tym tygodniu był wzywany do odejścia, tym razem ze stanowiska ministerialnego. Odrzucił apel, jak można było przewidywać. Jeszcze tego dnia Freikorps wymaszerował ze stolicy.
Cztery doby po tym, jak stał pod Bramą Brandenburską, rozmyślając nad pierwszymi posunięciami po zdobyciu władzy, Kapp haniebnie zbiegł z Berlina, w którym oczekiwał życzliwego przyjęcia. Znalazł przystań w Szwecji, a Lüttwitz na Węgrzech.(…)
Pierwszy w XX wieku prawicowy zamach stanu w Niemczech skończył się kompromitującym fiaskiem, lecz marzenia w środowiskach nacjonalistycznych przetrwały. Mayr pisał do Kappa na szwedzkim wygnaniu:
Narodowa partia robotnicza musi stać się bazą dla oddziałów szturmowych (Stosstrupp), na które liczymy […]. Pod tym sztandarem już pozyskaliśmy sporą liczbę zwolenników […]
Reklama
Niejaki Hitler na przykład stał się siłą napędową, ludowym mówcą (Volksredner) pierwszej klasy. W oddziale monachijskim mamy ponad dwa tysiące członków, podczas gdy latem 1919 roku mieliśmy ich tylko stu.
„Trybun ludowy” dojdzie na wyżyny, o jakich jego mentor nigdy nie marzył.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Davida Charlwooda pod tytułem Rok 1920. Świat po Wielkiej Wojnie. Ukazała się ona w Polsce nakładem wydawnictwa Bellona.
Świat po Wielkiej Wojnie
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: Posterunek puczystów (Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0).