Małżeństwo Adama Mikołaja Sieniawskiego i Elżbiety z Lubomirskich na pewno nie należało do udanych. Elżbieta zdecydowanie wolała brylować w Warszawie niż spędzać czas u boku męża w prowincjonalnych Brzeżanach. Sieniawski przymykał na to oko, jednak do czasu. Gdy gruchnęła wieść, że połowica przyprawia mu rogi zażądał rozwodu. O skandalu, który musieli łagodzić Jan i Marysieńka Sobiescy mówiono w całym kraju.
Nie znamy dokładnej daty przyjścia na świat Elżbiety Heleny z Lubomirskich Sieniawskiej; urodziła się w 1669 lub 1670 roku. Jej ojcem był Stanisław Herakliusz Lubomirski, a matką Zofia z Opalińskich. (…)
Reklama
Człowiek wielu talentów
Podstawą fortuny rodziny było nie tylko bardzo dochodowe starostwo spiskie, ale również dobra łańcuckie oraz saliny. Stanisław Herakliusz, właściciel rezydencji w Puławach, Czerniakowie oraz Ujazdowie, był człowiekiem nietuzinkowym i niebywale uzdolnionym. Parał się literaturą i dziś uchodzi za prekursora baroku – spod jego pióra wyszły traktaty polityczne i filozoficzne, jak również kilka utworów dramatycznych.
Ojcu Elżbiety Warszawa zawdzięcza Łazienki, bo to właśnie on w miejscu, gdzie dziś stoi Pałac na Wodzie, zbudował w latach osiemdziesiątych XVII wieku barokowy, bogato dekorowany pawilon Łaźni oraz Ermitaż, z założenia miejsce medytacji i relaksu. (…)
Równie dobrze radził sobie w polityce – już jako dwudziestodziewięcioletni mężczyzna sprawował urząd marszałka wielkiego koronnego, ówczesny odpowiednik dzisiejszego stanowiska ministra spraw wewnętrznych. Jego intelekt doceniali współcześni, nazywając go „mądrym marszałkiem” i „polskim Salomonem”.
Wczesna śmierć matki
O matce Elżbiety Heleny, Zofii z Opalińskich, w zasadzie nie możemy nic bliższego powiedzieć, poza tym, że była jedną z najbardziej wykształconych panien swoich czasów. Nie dane jej było jednak rozwinąć skrzydeł, ponieważ żyła zbyt krótko – odeszła na zawsze w styczniu 1675 roku, po dwunastu latach małżeństwa, osierocając swoją jedyną córkę, pięcio- lub sześcioletnią Elżbietę.
W przeciwieństwie do Stanisława Herakliusza nie wywarła zatem niemal żadnego wpływu na jej wychowanie. Z całą pewnością natomiast przyszła pani Sieniawska przebywała w domu rodzinnym, we wniesionej przez jej matkę w posagu Końskowoli, ale po śmierci Zofii zapewne wychowywała się na dworze stryja, Hieronima Augustyna, w Łańcucie, bo przez całe życie łączyły ją z nim równie serdeczne relacje jak z ojcem. (…)
Z relacji z epoki wiemy, że jak na pannę z wyższych sfer przystało [Elżbieta] biegle władała francuskim, jak również doskonale radziła sobie z rachunkami, co bez wątpienia ułatwiało jej później administrowanie rozległymi dobrami czy planowanie ambitnych inwestycji jak zakup, renowacja i odbudowa Wilanowa.
Reklama
Po ojcu odziedziczyła zamiłowanie do myślistwa, przedkładała nawet polowania nad tańce, mimo że była doskonałą tancerką. Utrzymywała sforę chartów przeznaczonych do łowów na dziką zwierzynę, jej stadniny koni w Kawczym Kącie, Starym Siole i Niezacicach należały do najznamienitszych w Europie. Sama była doskonałą amazonką i świetnie strzelała; do jej popisowych numerów należało strzelanie do podrzuconej w powietrze monety.
Na dworze królowej Marysieńki
Po roku 1676, kiedy Stanisław Herakliusz postanowił wreszcie się ustatkować i wstąpić w kolejny związek małżeński, żeniąc się z Elżbietą z Denhoff ów, jego córka najpierw została wysłana na warszawską pensję Panien Wizytek, by po trzech latach trafić na dwór królowej Marysieńki, co z pewnością wywarło wpływ na jej późniejsze poczynania.
Maria Kazimiera bardzo się do dziewczynki przywiązała i traktowała ją jak własną córkę, a królewski dwór był jedyną w swoim rodzaju szkołą życia dla wszystkich panien, którym dane było tam trafić. Tym bardziej że ówczesna edukacja płci pięknej nie była zbyt ambitna: młode panienki uczono wprawdzie czytania i pisania, jak również rachunków, ale znacznie więcej miejsca poświęcano robótkom i wpajaniu zasad wiary, gdyż miały być dobrymi żonami, matkami i paniami domu.
Tymczasem pod czujnym okiem bywałej w świecie monarchini nie tylko nabierały ogłady towarzyskiej, ale także uczyły się języków obcych, dobrych manier i sztuki konwersacji, a przy okazji – umiejętności flirtowania, co znacznie ułatwiało im znalezienie kandydata na męża. Elżbieta zaliczała się do grona powiernic Marysieńki, której towarzyszyła nawet podczas narad królowej z obcymi posłami. (…)
Reklama
Jedyny kandydat na męża
Trudno powiedzieć, czy Elżbieta wyrosła na ładną pannę, relacje z epoki różnie oceniają jej urodę, a zachowane portrety raczej nie wprawiają w zachwyt. Z pewnością była wysoka i postawna, a jej styl bycia, umiejętność konwersacji, inteligencja i cięty dowcip sprawiały, że podobała się płci przeciwnej.
Mimo to nie zachowały się wzmianki o adoratorach kręcących się wokół niej, gdy była jeszcze panienką, a przecież chociażby z racji swojej pozycji i majątku, który wnosiła w posagu, była bardzo atrakcyjną partią. Jedynym starającym się, o którym wspominają relacje i listy, był starosta lwowski Adam Mikołaj Sieniawski, syn Cecylii Marii z Radziwiłłów i Mikołaja Hieronima Sieniawskiego, marszałka nadwornego i hetmana polnego koronnego.
Obiektywnie biorąc, z pewnością trudno go uznać za atrakcyjnego, gdyż był niski, krępy, miał obrzmiałą twarz i wyłupiaste oczy. W dzieciństwie i we wczesnej młodości sprawiał duże kłopoty wychowawcze i niezbyt przykładał się do nauki, skoro ojciec zalecał w liście do żony: „Dla Boga, niech się uczy ten chłopiec, bo nic z niego nie będzie, bij go i sama, i bić każ”.
Surowe wychowanie jednak nie przełożyło się na postępy w nauce niesfornego i zdaje się niezbyt lotnego Adama, którego w październiku 1681 roku wysłano na studia na Uniwersytecie Krakowskim. Uzupełnieniem jego edukacji była podróż, w którą udał się w 1684 roku już po śmierci obojga rodziców. Przez Pragę dotarł do Paryża, gdzie kontynuował naukę, ucząc się francuskiego, rysunku, tańca i fechtunku, jak również gry na flecie, był też przyjmowany w Wersalu. Wróciwszy do kraju, w 1686 roku rozpoczął służbę wojskową.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Na ślubnym kobiercu
Pozornie wydawałoby się, że jest wręcz idealnym kandydatem na męża panny Lubomirskiej, ale czas pokazał, że nie dorównywał jej pod względem intelektualnym, poza tym, pomimo kształcących podróży i bytności w Wersalu, życie dworskie, do którego była przyzwyczajona Elżbieta, zupełnie go nie pociągało. Najlepiej czuł się w swojej brzeżańskiej twierdzy, gdzie wraz z kompanami spędzał czas przy kielichu.
Miał jednak zaletę, która, przynajmniej zdaniem Lubomirskiego, skutecznie niwelowała wady Sieniawskiego jako kandydata na zięcia – był dziedzicem ogromnego kompleksu dóbr ruskich. Na projekt mariażu Sieniawskiego z Lubomirską przychylnym okiem spoglądała także Marysieńka, pomna na profrancuskie sympatie jego zmarłego ojca. Królowa wprawdzie bardzo szybko zorientowała się, że Sieniawski nie przejawia żadnego zmysłu politycznego i nie poraża intelektem, ale liczyła, że w rękach inteligentnej i sprytnej Elżbiety przerodzi się w zwolennika polityki Sobieskich.
Reklama
Zdania kandydatki na narzeczoną nikt oczywiście nie brał pod uwagę. Wobec takiego stanu rzeczy małżeństwo było z góry przesądzone, a konkury trwały bardzo krótko, co później wypomni mężowi Elżbieta, pisząc w liście do niego „Prawda, że ja amurów nie miała, bośmy się krótko zalicali”.
Para pobrała się 6 lipca 1687 roku w Warszawie, w kaplicy króla Władysława IV, mieszczącej się w kolegiacie pijarów. Ceremonię celebrował prymas Michał Radziejowski. Panna młoda wnosiła w posagu 100 tysięcy złotych gotówką i warte tyle samo dobra Poręba w województwie krakowskim, które przynosiły 30 tysięcy rocznego dochodu. Ponoć górująca wzrostem nad Adamem Elżbieta, nie chcąc wprawiać w zakłopotanie pana młodego, zdjęła w kościele buty na obcasie i szła do ślubu boso, czego na szczęście nikt nie zauważył.
Warszawa lepsza niż Brzeżany
Po ślubie świeżo upieczona pani Sieniawska osiadła wraz z mężem w jego rodowym zamku w Brzeżanach, czasem pomieszkując w podkarpackich Oleszycach. Zdaje się, że Elżbieta nie bardzo odnalazła się w roli żony i zwyczajnie się przy nim nudziła, tęskniąc za życiem, do którego przywykła w Warszawie na królewskim dworze.
Dlatego, gdy tylko mogła, wyjeżdżała do stolicy, odwiedzić swoją protektorkę lub ojca w jego rezydencji w Ujazdowie i niezbyt spieszyło się jej z powrotem do męża. Kiedy zniecierpliwiony małżonek słał list za listem, wzywając ją do Brzeżan, Elżbieta wymyślała rozliczne preteksty, żeby przedłużyć swój pobyt w stolicy. Najczęściej symulowała jakąś chorobę, która skutecznie uniemożliwiała jej podróż, co, ze zrozumiałych względów, powodowało niesnaski między małżonkami.
Reklama
Zdesperowany Sieniawski, nie mogąc sobie poradzić z nieposłuszną żoną, skarżył się nawet teściowi, ale Lubomirski zawsze brał stronę córki. Doszło nawet do tego, że Adam osobiście pojechał do Warszawy po małżonkę, ale po krótkim pobycie w stolicy wracał do domu sam, bo Elżbieta znowu jakoś wykręciła się od wyjazdu. Nieszczęsny Sieniawski zdążył wydać na królewskim dworze wystawną ucztę, która niemało go kosztowała.
Wybucha skandal
Ale nawet on musiał przyznać, że jego wiecznie nieobecna żona dba w stolicy o jego interesy: dzięki jej staraniom w 1692 roku otrzymał tytuł wojewody bełskiego oraz związaną z nim godność senatora Rzeczypospolitej Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pewnie sobie tłumaczył, że skoro Elżbiecie leży na sercu jego dobro, to nie jest jej obojętny.
Złudzeń pozbył się w 1694 roku, kiedy wybuchł skandal, o którym mówiono w całym kraju – Elżbieta wdała się w romans z synem ówczesnego hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego, Janem Stanisławem. A przynajmniej tak twierdzili „życzliwi” i o wszystkim poinformowali Sieniawskiego, który wówczas brał udział w kampanii bukowińskiej, dostarczając mu podobno listy rzekomych kochanków.
Sprawa jednak nie jest tak jednoznaczna, gdyż Elżbieta i Jan Stanisław przyjaźnili się od dziecka i zdaniem wielu po prostu ze sobą flirtowali, i to dość niewinnie, nie pozwalając sobie na nic więcej.
Reklama
Mówiono, że młodych pchnęła ku sobie królowa, chcąc pozyskać do swoich celów Jabłonowskich, co byłoby o tyle dziwne, że Jan Stanisław rok wcześniej poślubił siostrzenicę Marii Kazimiery!
Zmyślone oskarżenia?
Niewykluczone też, że Elżbieta padła ofiarą zmyślnie uknutej intrygi autorstwa łowczego wielkiego koronnego Stefana Potockiego, który, żywiąc urazy do Jabłonowskich, rozpuszczał pogłoski o romansie. Elżbieta zaś naraziła mu się, sprzeciwiając się jego małżeństwu ze starszą siostrą Adama Sieniawskiego, Joanną.
Chcąc zdyskredytować Potockiego w oczach rodziny męża, rozsiewała wyssane z palca plotki, jakoby Stefan był synem Wołocha i Ormianki, adoptowanym przez ludzi uchodzących za jego rodziców. Zirytowany łowczy ogłosił w odwecie wszem wobec listę domniemanych kochanków Sieniawskiej, która, chcąc uniknąć skandalu, czym prędzej wyjechała do Oleszyc.
I być może o wszystkim wkrótce by zapomniano, gdyby nie interwencja wuja Sieniawskiego, starosty żytomierskiego Jana Prokopa Granowskiego. To właśnie on miał przechwycić korespondencję Elżbiety z Jabłonowskim i dostarczyć Sieniawskiemu, który postanowił pozbyć się niewiernej żony i wystąpić o rozwód.
Elżbieta wraca do męża
Sieniawska wyjechała do Warszawy pod opiekuńcze skrzydła Marysieńki Sobieskiej, a do akcji wkroczył Lubomirski, który dołożył wszelkich starań, aby pogodzić małżonków, bynajmniej nie ze względu na sympatię dla zięcia, ale raczej z powodu jego majątków.
Poza tym zależało mu na obronie dobrego imienia córki, dlatego gorąco namawiał Adama do pogodzenia się z żoną, broniąc jak lew niewinności Elżbiety. Ją zaś przekonywał: „Jeśli kto pisał do WMMPani przy tym wina zostaje, który pisał, i on nie WMMPani sprawiaćeś się z tego powinna”.
Jednak tym razem Sieniawski był uparty i nawet nie chciał słyszeć o zgodzie. Zdesperowany Lubomirski poprosił o interwencję parę królewską i dopiero wówczas udało się ułagodzić zięcia, który po kilku miesiącach przymusowej rozłąki wezwał żonę do siebie, na zachętę wysyłając jej sporą kwotę pieniędzy.
Elżbieta, która wcale się tą awanturą nie zmartwiła, bawiąc się w najlepsze na dworze lub podróżując z królową, łaskawie wróciła do stęsknionego małżonka. Przez kilka miesięcy grała rolę posłusznej i uległej małżonki tylko po to, by móc bez przeszkód wrócić do Warszawy, co jej się ostatecznie udało.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Iwony Kienzler pt. Życie i romanse polskich arystokratów. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona.
Burzliwe i zakazane historie miłosne
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.