1 listopada 1970 roku na lotnisku w Karaczi fanatyk z pakistańskiej nacjonalistycznej partii mahometańskiej dokonał zamachu na przewodniczącego Rady Państwa PRL Mariana Spychalskiego. Pracownik miejscowych linii lotniczych wjechał ciężarówką w tłum ludzi. Wśród ofiar nie było głównego celu, ale pod kołami zginął polski wiceminister spraw zagranicznych. Po fakcie Biuro Ochrony Rządu nie miało sobie nic do zarzucenia. Czy słusznie?
Jak wynikało z raportu dyrektora BOR płk Góreckiego skierowanego do Ministra Spraw Wewnętrznych Kazimierza Świtały – planowana wizyta [w Islamskiej Republice Pakistanu] została poprzedzona rekonesansem dokonanym przez ambasadora Bartola i zastępcę szefa BOR płk Pawłowskiego.
Reklama
Zamachowiec oddał się w ręce policji
W trakcie rozmów z przedstawicielami służby bezpieczeństwa i policji pakistańskiej w Rawalpindi i Karaczi – omówiono przedsięwzięcia, jakie miały zostać podjęte dla zabezpieczenia pobytu Spychalskiego w Pakistanie. Gospodarze zapewniali, że wizyta będzie przebiegała bez zakłóceń.
1 listopada 1970 r. o godz. 11.03 (czasu pakistańskiego) samolot z polską delegacją wylądował na lotnisku w Karaczi. Marszałek wraz z osobami towarzyszącymi opuścił pokład samolotu w celu przywitania się z miejscowymi osobistościami oraz korpusem dyplomatycznym i polską społecznością, która tu zamieszkiwała i pracowała. Po oficjalnym powitaniu z gubernatorem prowincji rozpoczęła się ceremonia powitania marsz. Spychalskiego.
W tym samym momencie zaczął się zbliżać od strony portu – samochód ciężarowy (wysoki furgon) oznakowany symbolami PIA (pakistańskich linii lotniczych). Pojazd objechał dookoła samolot i kiedy znajdował się w odległości ok. 30 m od szpaleru, nagle zwiększył szybkość, uderzając w grupę wspomnianych Polonusów, a następnie w eskortę motocyklistów.
Zajęło mu to kilka sekund. W wyniku uderzenia, pod nisko zawieszonym podwoziem samochodu, znalazło się kilka osób. Jak później ustalono, znajdował się tam m.in. wiceminister spraw zagranicznych tow. Zygfryd Wolniak, którego zamachowiec pomylił z marsz. Spychalskim. Kierowca wlokąc ciała, po przejechaniu ok. 20 m zatrzymał samochód, otworzył drzwi kabiny i z podniesionymi rękoma oddał się w ręce nadbiegających policjantów.
Reklama
Łącznie zranił 11 osób. Zamachowcem okazał się 32-letni fanatyk nacjonalistycznej partii mahometańskiej. Był on zatrudniony w Pakistańskich Liniach Lotniczych w Karaczi jako kierowca i na co dzień zaopatrywał samoloty w żywność.
Czy zapewnicie pewne bezpieczeństwo?
W tych okolicznościach marsz. Spychalski przerwał dalsze powitanie i w otoczeniu gospodarzy, niektórych członków delegacji i oficerów ochrony udał się do pomieszczeń recepcyjnych znajdujących się w budynku portu lotniczego. Pozostałe osoby towarzyszące rozpierzchły się na płycie lotniska, pozostając w różnych miejscach.
Brakowało wspomnianego Wolniaka, rozpoczęto więc ustalania, co się z nim mogło stać, wszczęto wstępne poszukiwania. W tym czasie lekarz towarzyszący delegacji polskiej dr Dąbrowa (wraz z towarzyszami Bartoszkiem i Dudą) udał się do szpitala wojskowego z rannymi. Natomiast marszałkowi gospodarze zaproponowali wyjazd do wyznaczonej już wcześniej rezydencji.
W międzyczasie dyrektor BOR płk Górecki – w obecności dyrektora Martynowicza – przeprowadził rozmowę z szefem policji pakistańskiej, pytając wprost: „Czy jest w stanie zapewnić pełne bezpieczeństwo naszej delegacji przy realizacji dalszego programu wizyty”. W odpowiedzi usłyszał: „Przekonsultuję tę sprawę i dam panu odpowiedź”. Widząc jego wahanie i niezdecydowanie, płk Górecki poinformował o tym marsz. Spychalskiego, który podjął decyzję o pozostaniu na lotnisku.
Reklama
Przerwana wizyta
Niebawem też nadeszła wiadomość, iż poszukiwany minister Wolniak zmarł w szpitalu miejskim. Po tej informacji Spychalski zdecydował o przerwaniu dalszej wizyty i niezwłocznym powrocie do kraju oraz zabraniu zwłok zmarłego ministra. Jego zwłoki zostały umieszczone w bardzo prymitywnej drewnianej trumnie, dopiero w trakcie międzylądowania w Taszkiencie, pracownicy polskiego konsulatu dostarczyli na pokład metalową trumnę.
Oceniając powyższe fakty, płk Górecki zakwalifikował to wydarzenie jako zorganizowany zamach. Samochód taranujący ruszył dokładnie w momencie, kiedy marszałek zbliżał się do miejsca uderzenia w szpaler ludzi. Gdyby nie dłuższe zatrzymanie się Spychalskiego i rozmowa z Polką (żoną obywatela pakistańskiego) – znalazłby się na głównym kierunku uderzenia pojazdu w tłum.
„Wschód nie ma po co pchać się do Pakistanu”
Okazało się też, że w okresie poprzedzającym przyjazd polskiej delegacji do Karaczi pojawiły się w mieście samochody z hasłami wrogimi tej wizycie. Ustalono, że działająca na tamtejszym terenie skrajnie prawicowa antykomunistyczna partia fanatyków muzułmańskich – zwalczająca obecnego prezydenta Pakistanu – posiadała zdecydowane wpływy w Zarządzie Pakistańskich Linii Lotniczych. Planowała akcje protestacyjne na ulicach miast pakistańskich.
Według jednego z korespondentów lokalnej prasy zamach miał na celu pokazanie, że „Wschód nie ma po co pchać się do Pakistanu”. Stronie polskiej, pomimo wielokrotnych żądań nie przekazano nazwiska sprawcy zamachu ani jakichkolwiek bliższych o nim danych. Płk Górecki ocenił zachowanie miejscowych służb specjalnych i policji jako opieszałe i nieprofesjonalne.
Natomiast w jego ocenie ekipa ochroniarzy z BOR zachowała się prawidłowo – „Przeciwdziałanie z naszej strony w celu zapobieżenia tragedii było praktycznie niemożliwe”. No właśnie! Według dyrektora BOR przyszłe wyjazdy delegacji państwowych winny być poprzedzone pełniejszym rozeznaniem wewnętrznej sytuacji kraju gospodarzy.
Powinny polecieć głowy
A towarzyszące służby ochrony – zwłaszcza w trakcie wizyt w krajach kapitalistycznych – powinny być liczniejsze. Mądry Polak po szkodzie! Płk Górecki sugerował również, aby na okres wyjazdów zagranicznych przydzielać ochronę osobistą wszystkim przedstawicielom naczelnych władz partyjnych i państwowych.
Reklama
Jak również by po przyjeździe do kraju omówić z przedstawicielami Biura Prewencji KG MO, Komendy Stołecznej MO oraz Nadwiślańskiej Brygady MSW wydarzenia zaistniałe na lotnisku w Karaczi. To samo miano uczynić w gronie kierowniczej kadry BOR.
Fakty pozostają też takie, że borowcy w ogóle nie zareagowali na atak terrorysty, kiedy rozpędzał samochód w kierunku polskiej delegacji, nie dlatego że było to niemożliwe – według Góreckiego, ale dlatego że nie potrafili się profesjonalnie zachować w takiej sytuacji. Tak jak Szlachcic za zamachy w Zagórzu winien pożegnać się z resortem SW, tak również płk Górecki powinien zostać wydalony ze służby w szeregach BOR.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Lecha Kowalskiego pt. Tajna historia Biura Ochrony Rządu. Ukazała się ona w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Fronda 2021.
Prywatny świat komunistycznych notabli oraz chroniących ich janczarów
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.