„Potem musiałyśmy iść pod prysznic, który był raz zimny, a raz gorący, i stałyśmy pod nim około piętnastu minut. W tym czasie kręcili się tam esesmani – a my byłyśmy wszystkie nago!” – wspominała po latach swoje pierwsze chwile w Auschwitz-Birkenau Eva Landová.
Pochodząca z Pragi Eva Landová trafiła do Auschwitz-Birkenau w grudniu 1943 roku. Miała wtedy zaledwie 13 lat. Do niemieckiej fabryki śmierci została deportowana wraz z rodzicami z getta Theresienstadt.
Reklama
Upiorna droga do Auschwitz
Jej relację na temat transportu oraz pierwszych godzin spędzonych w obozie przytacza Hannelore Brenner w książce pt. Dziewczęta z pokoju 28. Była więźniarka po latach wspominała:
Jechałyśmy w bydlęcym wagonie około trzech dni. W zaplombowanym wagonie było pięćdziesiąt osób z bagażami. Było tylko jedno zakratowane okienko. Nie mogliśmy się położyć, na to było za mało miejsca. Kilka osób zmarło w drodze.
Gdy wreszcie pociąg dotarł w środku nocy na miejsce i otworzyły się drzwi młoda dziewczyna była kompletnie zaskoczona widokiem, który ukazał się jej oczom. W świetle reflektorów zobaczyła:
(…) jakieś dziwne postacie. Nosiły piżamy i miały małe czapeczki na wygolonych głowach; wykrzykiwały coś i zabierały nasze bagaże. Wyglądało to tak, jakby były niespełna rozumu.
Reklama
Więźniarka numer 71266
Nastolatka nie miała wtedy pojęcia, że ogląda więźniów. Zresztą nie dano jej wiele czasu na zastanawianie się. Niemcy od raz przystąpili do rozdzielania transportu. Mężczyźni trafili na jedną stronę, a kobiety i dzieci na drugą. Następnie nowo przybyłe więźniarki zaprowadzono do:
(…) budynku, który nazywał się „sauna”. To słowo było mi wtedy nieznane i niezrozumiałe. Tam odebrano nam wszystkie pozostałe rzeczy, ubrania i buty. Potem musiałyśmy iść pod prysznic, który był raz zimny, a raz gorący, i stałyśmy pod nim około piętnastu minut. W tym czasie kręcili się tam esesmani – a my byłyśmy wszystkie nago!
Na koniec dostałyśmy stare, podarte łachmany i drewniaki. Drewniane były tylko podeszwy, reszta była ze starych szmat. Każdy dostał dwa drewniaki nie do pary.
Następnie przyszła pora na wytatuowanie numeru na lewym przedramieniu. Eva została numerem 71266, a jej matka 71267. Po nastaniu poranka kobiety zostały zaprowadzone do baraku.
Reklama
Cieszcie się że nikt nie trafił do gazu
Tam spotkały inne więźniarki z Theresienstadt, które wysłano do Auschwitz-Birkenau trzy miesiące wcześniej. Dowiedziały się od nich, że powinny się cieszyć, że:
(…) nie było selekcji i nikogo nie wysłano natychmiast do gazu. My – czyli cały grudniowy transport – zostaliśmy przydzieleni do tzw. obozu rodzinnego BIIb. Przebywali tam razem, chociaż w osobnych barakach, mężczyźni, kobiety i dzieci.
Zdaniem doświadczonych więźniów było to wielkie szczęście, bo we wszystkich innych obozach, poza obozem dla Cyganów, już na rampie oddzielano kobiety, starców i dzieci od mężczyzn zdolnych do pracy.
Obóz rodzinny, o którym wspomina Eva Landová, był pomysłem samego Heinricha Himmlera. Utworzono go na wypadek, gdyby Komisja Czerwonego Krzyża wizytująca getto Theresienstadt (więcej na ten temat przeczytacie w tym artykule) chciała również sprawdzić warunki w jakich przetrzymywano Żydów w Auschwitz-Birkenau.
Tragiczny bilans
Do obozu rodzinnego, który istniał od września 1943 do lipca 1944 roku, trafiło około 18 000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Przy czym więźniowie, którzy przybyli w pierwszym transporcie zostali zamordowani już po sześciu miesiącach.
Eva Landová była jedną z nielicznych, którym udało się przeżyć wojnę. Jak podkreśla Hannelore Brenner w książce pt. Dziewczęta z pokoju 28 z „50 871 więźniów, którzy w ciągu roku zostali wywiezieni z Theresienstadt na Wschód, tylko 327 miało doczekać wolności”.
Reklama
Niezwykły obraz „czasów pogardy”
Bibliografia
- Hannelore Brenner, Dziewczęta z pokoju 28, Świat Książki 2021.