Średniowieczne opowieści o świętych nieodmiennie koncentrowały się nie na ich życiu, ale przede wszystkim – śmierci. Przez większość epoki panowało przekonanie, że męczeństwo stanowi warunek świętości. Brutalny, wręcz makabryczny zgon potwierdzał w oczach wiernych moc danego patrona.
Jak słusznie podkreśla Jack Hartnell w książce Jeździec bez głowy, w średniowieczu niebagatelną wagę przywiązywano do „ogromu cierpienia, jakie święty był w stanie znieść za wiarę”.
Reklama
Przez długi czas niemal nie istniał model świętości oderwany od bólu. Do wieku XI, gdy zaczął rozpowszechniać się oficjalny proces kanonizacyjny, niemal wszyscy święci otoczeni szerokim, ponadlokalnym kultem byli męczennikami. Dopiero później zaczęto wynosić na ołtarze pobożnych władców, mnichów, uczonych Kościoła.
W opinii wiernych śmierć z rąk wrogów wiary w pewnym sensie potwierdzała charakter i wartość danego świętego. Wraz z postępującą chrystianizacją kontynentu trudno było jednak dłużej wymagać, by gorliwi słudzy Boży ginęli za wiarę. Sposób myślenia o świętości nawet wtedy nie uległ jednak zasadniczej zmianie.
Wizytówka świętego
Jak pisze Jack Hartnell, zwłaszcza u schyłku epoki „utrwaliło się myślenie, że im skrajniejsze i straszniejsze było męczeństwo świętego, tym bardziej godna podziwu i pobożna była jego cierpliwość w znoszeniu cierpień”.
W efekcie nieludzkie tortury stały się jednym z najpopularniejszych motywów katolickiej sztuki. Na freskach, obrazach i kartach iluminowanych ksiąg roiło się od makabrycznych wyobrażeń najgorszych czynów, jakim człowiek był w stanie poddać ciało drugiego człowieka.
Reklama
„Zrytualizowane śmierci były tak cenione przez wiernych, że często definiowały konkretnego świętego” – czytamy na kartach książki Jeździec bez głowy. Co o ciele wiedzieli średniowieczni ludzie?
Nie dowody świętości dawane za życia, ani nawet dokonane cuda, ale sposób konania definiował poszczególnych patronów. Stawał się ich wizytówką, a nawet swoistą specjalizacją. Przykładowo Apolonia, rzymska męczennica z III wieku, której ponoć wybito lub wyrwano wszystkie zęby, została patronką stomatologii. I to mimo że żadna opowieść nie sugerowała, iż za życia miała ona coś wspólnego z higieną jamy ustnej.
Makabryczne symbole
Męczeństwo tak dalece było splecione z postrzeganiem świętych, że stanęło też u podstaw katalogu średniowiecznych symboli.
Nawet niepiśmienny, średniowieczny katolik wiedział, że kobieta ze szczypcami w dłoni, ukazana na kościelnym obrazie lub rzeźbie, to wspomniana Apolonia. Mężczyzna z kamieniem w głowie musiał być świętym Szczepanem – rzekomo ukamienowanym w Jerozolimie w I wieku n.e.
Reklama
Jack Hartnell przytacza też dalsze przykłady. Kobieta bez gałek ocznych to święta Łucja, którą oślepiono przed śmiercią. Biskup trzymający własną, odciętą głowę w dłoniach musi być natomiast świętym Dionizym. Biskupem Paryża z III wieku, który nawet po zamęczeniu miał maszerować przez wiele kilometrów, by spocząć dopiero w wybranym przez siebie miejscu.
Moc symboli była tak wielka, a pragnienie ludzi średniowiecza by wiązać świętych z aktami sadyzmu, jakim ich poddano silne, że niekiedy znaki odrywały się od historii głoszonych w Kościele.
Legenda o świętej Katarzynie, aleksandryjskiej księżniczce z przełomu III i IV wieku, mówiła, że próbowano połamać ją kołem, ale narzędzie tortur pękło pod jej ciałem. Oprawcy byli zmuszeni uciec się do ścięcia ofiary.
Mimo to atrybutem Katarzyny zostało koło. „Najwyraźniej silniej przemawiało do wyobraźni” – komentuje autor Jeźdźca bez głowy.
Reklama
Bibliografia
- Blumenfeld-Kosinski Renate, Szell Timea, Images of Sainthood in Medieval Europe, Cornell University Press 2019.
- Hartnell Jack, Jeździec bez głowy. Co o ciele wiedzieli średniowieczni ludzie?, Wydawnictwo Poznańskie 2021.
- Vauchez Andri, Sainthood in the Later Middle Ages, Cambridge University Press 2005.