Utrzymanie Lwowa i ziem południowo-wschodnich Drugiej Rzeczypospolitej w granicach powojennego państwa polskiego było jednym z głównych i najtrudniejszych zadań polityki zagranicznej rządu RP na uchodźstwie. Na decyzję mocarstw polskim przywódcom nie dano jednak żadnego wpływu.
Polscy politycy emigracyjni uważali się za najwierniejszego sojusznika głównych państw koalicji antyhitlerowskiej i nie brali pod uwagę możliwości trwałego oderwania od Polski przedwojennych ziem wschodnich i przyłączenia ich do Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich.
Reklama
W przeświadczeniu o zrozumieniu swoich racji u sojuszników utwierdzać mogły Polaków także wstępne kontakty w tej sprawie przedstawicieli zachodnich mocarstw z sowieckimi dyplomatami. Co więcej, z czysto moralnego punktu widzenia nie dopuszczano jeszcze myśli o tym, by Polska, będąca w obozie przyszłych zwycięzców, wyszła z wojny okrojona terytorialnie i podporządkowana ZSRS.
Zwiastuny nowego rozdania
Latem 1943 roku front wschodni zachwiał się po raz kolejny po fiasku niemieckiej ofensywy pod Kurskiem i zbliżeniu się wojsk sowieckich do Kijowa. Ciężkie walki o stolicę Ukrainy stoczone w listopadzie i grudniu tego roku przyniosły Sowietom następny sukces i doprowadziły do wyeliminowania z walki ponad 40 tys. żołnierzy przeciwnika. Po raz kolejny stało się zatem jasne, że główny udział w pokonaniu Niemiec przypadnie Armii Czerwonej.
Czas działał na korzyść sowieckiego dyktatora, który dążył do stworzenia podwalin pod nowy ład w Europie Środkowo-Wschodniej. Ponurych dla strony polskiej zwiastunów nowego rozdania kart w europejskiej rozgrywce nie brakowało.
Realizm „Bora” Komorowskiego
Jak wspominał ówczesny premier, Stanisław Mikołajczyk, już samo tylko uniemożliwienie mu spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, Franklinem Rooseveltem i premierem Zjednoczonego Królestwa, Winstonem Churchillem przed ich odlotem na konferencję teherańską w 1943 roku poważnie zaniepokoiło stronę polską.
Reklama
Polscy przywódcy domyślali się znaczenia ustaleń konferencji dla położenia podwalin pod powojenny europejski ład. Ich niepokój wobec jawnego i bezceremonialnego odstawienia ich przedstawicieli na boczny tor był zatem w pełni uzasadniony. Nie po raz pierwszy politycznym realizmem wykazał się natomiast Naczelny Wódz, gen. Kazimierz Sosnkowski, który 29 października 1943 roku pisał do gen. Komorowskiego „Bora”:
Inspiracje [brytyjskie], niestety nie tylko prasowe, zmierzają do uzyskania zrzeczenia się przez nas kresów wschodnich [tak w oryginale – przyp. D.M.] (od północy Linia Curzona z pozostawieniem nam być może i to w najlepszym jedynie wypadku Lwowa) w zamian za ogólnikowe obietnice ewentualnego oddania nam w przyszłości: Prus Wschodnich, Gdańska i Śląska.
Wobec wypadków na frontach i w związku z moskiewską konferencją powyższe tendencje mogą wytworzyć sytuację bardzo dla nas niebezpieczną. […] ze względu na potrzeby wojny z Niemcami i organizowanie pokoju oba państwa anglosaskie będą wytrwale dążyły do zacieśnienia z Rosją [ZSRS – przyp. D.M.] współpracy wśród jak najlepszych stosunków. Rosja będzie zapewne stroną stawiającą warunki i żądania.
Zbyt wielu ocalonych
Nie inaczej przedstawiała się rzeczywistość. Z cennego sojusznika, który nie szczędził krwi na różnych frontach, na europejskim niebie i na oceanach, Polacy stawali się stopniowo coraz bardziej kłopotliwym partnerem, utrudniającym aliantom zachodnim zakończenie wojny według scenariusza nakreślonego bez ich udziału.
Związek Sowiecki był po prostu dla Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych zbyt ważnym sojusznikiem, który angażował na swych bezkresnych terenach gros armii niemieckiej. Zbyt wiele bowiem krwi żołnierzy brytyjskich i amerykańskich ocalono dzięki hekatombie czerwonoarmistów, wysyłanych na śmierć bez większego zastanowienia przez sowieckich dowódców.
Rozwój wypadków wojennych i politycznych w końcowym etapie wojny stawiał stronę polską w coraz mniej korzystnej sytuacji. Zerwanie przez Związek Sowiecki stosunków dyplomatycznych z rządem RP na uchodźstwie po odkryciu masowych grobów polskich jeńców w Katyniu ułatwiło Stalinowi grę na polskiej szachownicy.
Po zwycięskich bitwach pod Stalingradem i Kurskiem oraz przełamaniu niemieckiej obrony na linii Dniepru to od Armii Czerwonej miało zależeć wyzwolenie spod nazistowskiej okupacji terenów Europy Środkowo-Wschodniej.
Reklama
Polska „silna, niezależna i wolna”, ale…
Stalin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż Stany Zjednoczone Ameryki oraz Zjednoczone Królestwo nie będą szczególnie twardo obstawać przy obronie polskich postulatów w sprawie przebiegu granic. Zresztą sam Winston Churchill poruszał w rozmowie z gen. Władysławem Sikorskim kwestię ewentualnej rekompensaty terytorialnej dla Polski kosztem Niemiec w zamian za ziemie utracone na wschodzie na rzecz ZSRS. Jak się okazało, najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Wyniki ustaleń w Teheranie (dotąd stronie polskiej nieznane) przeraziły zarówno członków polskiego rządu, jak i Polaków zamieszkujących dawne polskie województwa wschodnie. Do oczekiwanego spotkania Mikołajczyka z Churchillem doszło dopiero 20 stycznia 1944 roku. Było to dwa tygodnie po tym, jak Armia Czerwona przekroczyła na Wołyniu przedwojenną granicę Polski.
Brytyjski premier zapowiedział wówczas, iż Polska powinna być „silna, niezależna i wolna”, ale w granicach od Linii Curzona do Odry. Kiedy Mikołajczyk zgłosił zastrzeżenia wobec zamiaru ustalenia nowych granic Polski bez udziału jej prawowitego rządu, jego rozmówca uznał za stosowne przypomnieć, że Wielka Brytania była w istocie zobowiązana do obrony niepodległości swojego partnera przed Niemcami, ale sojuszniczy traktat nie wiązał jej w sprawie wschodnich granic Polski.
„I dlatego radzę panu przyjęcie…”
Według wspomnień Mikołajczyka Churchill miał powiedzieć:
Musi pan zrozumieć, […] że ani Wielka Brytania, ani Stany Zjednoczone nie podejmą wojny w obronie wschodnich granic Polski. Jeżeli osiągniemy porozumienie w sprawie tych granic, mogą one być zagwarantowane zarówno przez Wielką Brytanię, jak i Związek Sowiecki.
Reklama
Prezydent Roosevelt nie będzie w stanie dać takich gwarancji, bo amerykańska konstytucja nie pozwala na gwarantowanie żadnych obcych granic. I dlatego radzę panu na przyjęcie Linii Curzona jako granicy wschodniej Polski. Jeżeli przyjmie pan tę propozycję, to będziemy mogli rozpocząć negocjacje, które, jestem tego pewny, doprowadzą do odnowienia stosunków polsko-sowieckich.
„Polska nie może wyjść z tej wojny pokrzywdzona”
Mikołajczyk ostro zaprotestował, a w relacji ze spotkania przesłanej Delegatowi Rządu RP na Kraj tak relacjonował swoje postulaty związane z granicami:
Polska może przyjąć tylko rozmowy na temat ewentualnej rewizji granic ryskich. Polska nie może wyjść z tej wojny pomniejszona i pokrzywdzona. Tylko tę zasadę naród polski zniesie. Poza tym naród polski nie zgodzi się nigdy na utratę dwóch słupów podstawowych gmachu państwowego: Lwowa i Wilna.
W odpowiedzi uzyskał równie zdecydowaną odpowiedź Rady Jedności Narodowej i Delegata:
Naród Polski kategorycznie i bezwzględnie odrzuca pretensje sowieckie do wschodnich terenów Państwa Polskiego, stoi na stanowisku nienaruszalności granicy ustalonej w traktacie ryskim i nigdy nie zgodzi się na nowy zabór jakiejkolwiek części Polski. Naród Polski zdecydowany jest bronić wszelkimi dostępnymi środkami całości wschodnich terenów Rzeczpospolitej. (…)
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Koszmarna sytuacja
Wobec jawnego odejścia sojuszników od obrony polskich interesów na wschodzie polski rząd znalazł się w podwójnie trudnej sytuacji.
Po pierwsze, utraciły swą wagę dotychczasowe zapewnienia ze strony potężnych sojuszników związane z granicami i kształtem powojennego państwa polskiego.
Po drugie, na korzyść strony sowieckiej działał brak stosunków dyplomatycznych pomiędzy ZSRS a rządem RP na uchodźstwie. Umożliwiło to władzom sowieckim samodzielne rozgrywanie spraw dotyczących Polski z zachodnimi mocarstwami bez udziału prawowitego z punktu widzenia prawa międzynarodowego partnera.
Reklama
I wreszcie – co najistotniejsze – wszelkie argumenty siły były po stronie „sojusznika naszych sojuszników”. W piątym roku wojny pomimo ogromnego wysiłku polskiego społeczeństwa Armia Krajowa, właściwie pozbawiona ciężkiej broni, nie mogła być czynnikiem, z którym musiałyby się liczyć Armia Czerwona czy nawet osłabiony licznymi klęskami Wehrmacht.
Jednocześnie w sowieckiej propagandzie, skierowanej także za granicę, legalne polskie władze otwarcie szkalowano i stawiano nieomal na równi z nazistami.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Damiana Karola Markowskiego pt. Lwów 1944 (Bellona 2021). Nowa pozycja z serii Historyczne Bitwy do kupienia w księgarni wydawcy.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
5 komentarzy