Stoczona 18 czerwca 1815 roku bitwa pod Waterloo była końcem marzeń Napoleona o odzyskaniu władzy. Cztery dni po druzgoczącej klęsce cesarz Francuzów został ponownie zmuszony do abdykacji. Niewiele zabrakło, aby poza koroną straciłby również życie. Od plutonu egzekucyjnego uratował go zaciekły wróg, brytyjski feldmarszałek i głównodowodzący książę Wellington.
O tym, że życie Bonapartego wisiało w 1815 roku na włosku świadczy korespondencja pomiędzy dwoma wysoko postawionymi pruskimi wojskowymi. Jednym z nich był generał August N. von Gneisenau, drugim zaś – pełniący funkcję oficera łącznikowego w sztabie Wellingtona – generał major Karl F. von Müfflingiem.
Reklama
Zemsta za krew pruskich żołnierzy
Andrew Roberts w książce pt. Napoleon i Wellington. Długi pojedynek przytacza list datowany na 27 czerwca 1815 roku, w którym hrabia von Gneisenau zaprezentował zdanie swojego zwierzchnika i współautora zwycięstwa spod Waterloo, marszałka von Blüchera:
Bonaparte został przez Sprzymierzone Mocarstwa uznany wyjętym spod prawa. (…) Wasza Ekscelencja poprowadzi więc negocjacje w takim kierunku, by Bonaparte został wydany nam, a w przyszłości stracony.
Tego domaga się wieczna sprawiedliwość i deklaracja z 13 marca; i tak oto krew naszych żołnierzy (…) zostanie pomszczona.
Wspomniana przez pruskiego wojskowego deklaracja została podpisana w trakcie Kongresu Wiedeńskiego 13 marca 1815 roku. Stało się to po tym, jak do zebranych tam delegatów mocarstw dotarła wiadomość o ucieczce cesarza Francuzów z Elby. Dokument zawierał między innymi stwierdzenie, że:
Reklama
(…) Napoleon Bonaparte znajduje się poza normami relacji cywilnych i prawnych i że jako wróg i nieprzyjaciel pokoju świata oddał się sam w ręce la vindicte publique.
Wellington mówi nie
Jak widać, Prusacy zamierzali bardzo dosłownie potraktować to, co wzburzeni generałowie oraz dyplomaci ustalili w stolicy Cesarstwa Austriackiego. Ale nieoczekiwanie ich plany pokrzyżował książę Wellington, który ani myślał przykładać ręki do zabicia Korsykanina.
Von Müfflingowi (i nie tylko jemu) wyjaśniał, że uważa taką interpretację deklaracji – której zresztą był jednym z sygnatariuszy – za zupełnie błędną, gdyż:
(…) nigdy nie miała [ona] nakłaniać do zabójstwa Napoleona. (…) Taki czyn przekazałby historii nasze nazwiska unurzane w przestępstwie i potomność powie o nas, że nie byliśmy godni być zwycięzcami Napoleona; tym bardziej że czyn taki jest kompletnie bez sensu i nie ma żadnego celu.
Brytyjczycy mieli swoje plany
Powyższa odpowiedź rzecz jasna nie ucieszyła marszałka von Blüchera oraz hrabiego von Gneisenau. Andrew Roberts zauważa w swojej pracy, że:
Ten drugi, anglofob z przekonania, skarżył się później na „teatralną łaskawość” Wellingtona w ratowaniu życia Napoleona. A nawet stwierdził, że humanitarne zachowanie księcia było tylko przykrywką dla pragnień utrzymania przy życiu człowieka, którego kariera tak bardzo przedłużyła brytyjską „wielkość, prosperitę i bogactwo”.
Nie mogąc uzyskać zgody na egzekucję Napoleona Prusacy domagali się, aby przynajmniej trafił on w ich ręce. Jednak i na to wyspiarze nie przystali. Mieli własne plany wobec pokonanego wroga. Obalony cesarz Francuzów miał trafić na skalistą Wyspę Świętej Heleny.
Przeczytaj również o tym, że Napoleon wcale nie chciał odrodzenia Polski. A o Polakach pisał, że są…
Bibliografia
- Andrew Roberts, Napoleon i Wellington. Długi pojedynek, Replika 2011.
Ilustracja tytułowa: Załamany Napoleon po bitwie pod Waterloo na obrazie François’a Flamenga (domena publiczna).