Przybywając w listopadzie 1414 roku na sobór powszechny w Konstancji Jan Hus był przekonany, że nic mu nie grozi. Wcześniej otrzymał „list żelazny” od króla Zygmunta Luksemburskiego, który miał gwarantować mu bezpieczeństwo. Szybko okazało się jednak, że dokument był wart bardzo niewiele. Ekskomunikowanego dwa lata wcześniej reformatora religijnego postawiono przed sądem i skazano na śmierć. Oto dlaczego spłonął na stosie.
Zwołanie soboru w Konstancji w 1414 roku było niewątpliwym sukcesem [króla Niemiec, Węgier i Chorwacji] Zygmunta [Luksemburskiego], bo to właśnie on był jego inicjatorem. Stanowi też dowód wielkiego autorytetu, jakim cieszył się w ówczesnej Europie syn Elżbiety Pomorskiej, dzięki któremu mógł się wtrącić w sprawy Kościoła, znajdującego się wówczas w wyjątkowo głębokim kryzysie. (…)
Reklama
To na jego naukach wzorował się Hus
Na soborze w Konstancji postanowiono (…) ustosunkować się [między innymi] do kwestii doktrynalnych związanych z nauczaniem nieżyjącego już wówczas angielskiego teologa, Jana Wiklefa, i zyskującego coraz większą popularność duchownego, a zarazem rektora praskiego uniwersytetu, Jana Husa.
Pierwszy z nich obrazoburcze tezy zawarł w swoim sztandarowym dziele Trialogus. Negował w nim transsubstancjację, czyli przeistoczenie chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, spowiedź, używanie krzyżma i olejów w udzielaniu sakramentów. Hierarchię kościelną uważał za niepotrzebną, bo stworzoną przez ludzi, a nie przez Boga, i dlatego nieposiadającą władzy duchowej.
Negował także sens urzędu papieża, twierdząc, że od czasów Konstantyna wszyscy papieże są potencjalnymi antychrystami, głosił też, że posiadanie majątku przez duchowieństwo świeckie i zakonne jest wykroczeniem przeciwko ewangelicznej zasadzie ubóstwa. Nie dość, że postulował odebranie Kościołowi wszystkich dóbr, to jeszcze uważał za grzech śmiertelny dawanie zakonnikom jałmużny.
Ekskomunikowany za krytykę Kościoła
Jego poglądy podzielał wpływowy czeski intelektualista, rektor praskiego uniwersytetu, Jan Hus, który nawet przetłumaczył Trialogus na czeski. Co więcej, w swoich wykładach praski uczony coraz mocniej atakował Kościół, krytykując wystawny styl życia hierarchów duchownych, handel odpustami i otwarcie domagał się sekularyzacji dóbr kościelnych.
Reklama
Z czasem zradykalizował się jeszcze bardziej, opowiadając się za stworzeniem prawdziwego Kościoła, nazywając go „niewidzialnym”, który mieli tworzyć wierni, a którego głową miałby być nie papież kierujący zbiurokratyzowaną i skorumpowaną machiną, ale sam Jezus Chrystus. Postulował także przyjmowanie komunii pod dwoma postaciami: chleba i wina.
Zbulwersowany schizmą zachodnią głosił, że jedynym źródłem wiedzy o zasadach i prawdach wiary niezbędnym chrześcijaninowi jest Biblia, nie zaś zmieniające się w zależności od koniunktury politycznej interpretacje i doktryny papieży i antypapieży.
Ze zrozumiałych względów działalność Husa nie była akceptowana przez Kościół ani przez czeskie stronnictwo proniemieckie, dlatego hierarchowie w porozumieniu z władzą świecką usiłowali uciszyć rektora, cieszącego się coraz większą popularnością wśród Czechów. W efekcie Hus został ekskomunikowany, a w 1412 roku kuria rzymska zakazała udzielania w Pradze sakramentów, dopóki w mieście przebywa Jan Hus.
Zygmunt zaprasza Husa do Konstancji
Wobec tego niepokorny duchowny przeniósł się na południe Czech, co bynajmniej nie ograniczyło jego działalności ani nie wpłynęło na jego popularność. Zaniepokojeni powodzeniem Husa i coraz większym odzewem wiernych na jego poglądy hierarchowie, zebrani na soborze w Konstancji, wezwali go na obrady, dając mu możliwość wyjaśnienia jego poglądów i odcięcia się od poglądów potępionego wcześniej Wiklefa.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Hus był jednak zbyt inteligentny, by dać się nabrać, i jak się okazało, słusznie. Bojąc się o swoją wolność i życie, odmówił. I wówczas do akcji wkroczył Zygmunt Luksemburski, który zdołał nakłonić go do przyjazdu, wydając czeskiemu reformatorowi gwarantujący bezpieczeństwo „list żelazny”. Hus uznał to za wiarygodną i dostateczną gwarancję, dlatego w listopadzie 1414 roku wyruszył do Konstancji, i jak pokazała przyszłość – na swoją zgubę.
Śmierć na stosie
Wydany przez świeckiego władcę list żelazny potraktowano jako dokument obowiązujący tylko władzę świecką, nie duchowną. Hus został uwięziony i oskarżony o herezję. Po procesie i przesłuchaniach, podczas których Hus stanowczo odrzucał stawiane mu zarzuty i odmawiał wyrzeczenia się swoich poglądów, skazano go na śmierć przez spalenie na stosie.
Reklama
Wyrok wykonano 6 lipca 1415 roku poza murami Konstancji, w miejscu, gdzie zwyczajowo zakopywano padłe konie. Trzeba przyznać, że reformator wykazał się niemałym hartem ducha, do końca zachowując godność, a umierając, śpiewał Kyrie eleison, co umocniło jego zwolenników w przekonaniu o świętości reformatora i słuszności jego poglądów.
Podobno zanim kat podłożył ogień, skazaniec wygłosił zdanie, w którym, odnosząc się do swojego nazwiska (Hus po czesku znaczy gęś), miał powiedzieć: „Możecie spalić gęś, ale kiedyś nadejdzie łabędź, którego nie spalicie”. Według wielu było to proroctwo, a łabędziem miał być Marcin Luter.
Zygmunt wiedział co robi
Powstaje pytanie, jaki udział w skazaniu Husa miał Zygmunt Luksemburski. Być może rzeczywiście gwarantował reformatorowi bezpieczeństwo, ale jego list żelazny został zignorowany przez hierarchów Kościoła. Ale czy wystawiając ów dokument, władca rzeczywiście nie wiedział, że dla władz kościelnych jest on nieważny.
Zygmunt nie był niewykształconym głupcem, nieobeznanym w ówczesnym prawie. Znawcy historii Kościoła zwracają też uwagę na fakt, że wbrew powszechnemu mniemaniu średniowieczne prawo kanoniczne nie przewidywało kary śmierci.
Reklama
Jednak w najcięższych przypadkach, które dotyczyły głównie duchownych wypowiadających posłuszeństwo Kościołowi oraz zatwardziałych lub szczególnie niebezpiecznych heretyków, przekazywano ich władzy świeckiej. I to właśnie prawo świeckie przewidywało za takie przestępstwa karę śmierci na stosie, monarchowie i książęta tak samo jak hierarchowie Kościoła obawiali się bowiem heretyków.
Większość herezji pociągała za sobą niebezpieczne niepokoje społeczne, dlatego z kacerzami, zwłaszcza cieszącymi się poparciem ludu, rozprawiano się bardzo surowo. I tak było w przypadku Husa, który został oddany władzom Konstancji i przez nie skazany na stos, co wskazuje na winę Zygmunta.
Jako władca świecki o wielkim autorytecie mógł interweniować, a tymczasem tego nie zrobił, zapewne więc ściągnął Husa do Konstancji, wiedząc, że ten prędzej czy później skończy na stosie.
Nie możemy też wykluczyć, że Luksemburczyk sądził, iż po przyjeździe na miejsce Hus zmieni zdanie, ukorzy się przed Kościołem, przyzna do błędów i odwoła swoje twierdzenia. Sam go zresztą zapewne do tego namawiał, wiemy bowiem, że niejednokrotnie odwiedzał Husa w celi, ale kiedy ten odmówił, władca miał związane ręce.
„Spalcie go albo uczyńcie z nim, co uznacie za słuszne”
Z drugiej strony istnieje też dość wiarygodna relacja, jakoby Zygmunt wręcz nalegał na spalenie nieszczęśnika, oświadczając obradującym kardynałom:
Czcigodni ojcowie, słyszeliście Husa i poznaliście jego naukę. Wśród tez, do których się przyznał, jest kilka wystarczających do skazania go. Jeśli nie będzie chciał ich odwołać, spalcie go albo uczyńcie z nim, co uznacie za słuszne. Radzę, abyście mu nie wierzyli, nawet gdy od przysięgnie. Wróci do Czech i narobi więcej złego niż dawniej
Reklama
A ponieważ czescy panowie wystosowali pismo z prośbą o łaskę dla Husa, 22 czerwca 1415 roku Zygmunt przezornie opuścił Konstancję, chcąc uniknąć dalszych nacisków.
Niezależnie od tego, jakie intencje przyświecały w tej kwestii Zygmuntowi, czescy poddani jego przyrodniego brata obarczyli go winą za skazanie na śmierć Husa, którego autorytet nad Wełtawą po jego męczeńskiej śmierci wzrósł jeszcze bardziej. W efekcie utrudniło to przejęcie przez Luksemburczyka kolejnej, trzeciej już korony – świętego Wacława.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Iwony Kienzler pt. Dziedzictwo krwi. Potomkowie władców Polski na tronach Europy. Ukazała się ona w 2021 roku nakładem wydawnictwa Bellona.
Potomkowie polskich władców na tronach Europy
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.
3 komentarze