Opinia publiczna okrzyknęła Joachima Knychałę „wampirem” oraz „Frankensteinem”. Podobnie mówili o nim śledczy. Brutalność zbrodni degenerata ze Śląska sprawiła, że stał się jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców Polski Ludowej. Po latach przyznał, że nienawidził kobiet i chciał to zademonstrować całemu światu.
Po aresztowaniu w styczniu 1972 roku Zdzisława Marchwickiego, któremu przypisano szereg napaści na kobiety, mieszkanki Zagłębia odetchnęły z ulgą. Wreszcie przestały bać się wieczornych powrotów z pracy i samotnych spacerów. Spokój nie trwał jednak długo.
Reklama
Okrutny naśladowca
Już w 1974 roku na śląskie kobiety znów padł blady strach. Oto pojawił się naśladowca. Pierwszej napadniętej, zaledwie 21-letniej Marii Boruckiej, udało się przeżyć atak. Silny cios w głowę zamortyzowała czapka. Drugą ofiarę oprawca zaatakował na klatce schodowej przy drzwiach do jej własnego mieszkania. Morderca nie mógłby być bardziej zuchwały: budynek znajdował się bowiem naprzeciwko komisariatu milicji.
Zarówno już ujęty wampir, jak i jego naśladowca, zawsze napadali na kobiety, a ich ataki miały tło seksualne. Między zbrodniami degeneratów było jednak nawet więcej związków. Przestępca numer dwa zabił Mirosławę Sarnowską, która była głównym świadkiem w sprawie Marchwickiego.
Czyny „Frankensteina” wyróżniało niespotykane okrucieństwo. Pisarz i badacz tematu Przemysław Semczuk wyjaśnia w serii dokumentalnej CBS Reality Kryminalne śledztwa PRL, że wampir:
(…) cechował się (…) ogromnym sadyzmem. Fachowcy określają to tak zwanym nadzabijaniem. Już jeden, dwa ciosy wystarczyły do tego, żeby stwierdzić, że ofiara nie przeżyje, tymczasem tych ciosów było kilkanaście. Ataki były wyjątkowo brutalne.
Reklama
Wyjątkowo trudne śledztwo
Ze względu na narastające zagrożenie i wszechobecną panikę, odnalezienie winnego stało się priorytetem.
Śledztwo, prowadzone pod czujnym okiem podporucznika Romana Huli, okazało się trudne z kilku względów. Przede wszystkim Zagłębie było już w latach 70. wielką aglomeracją. Do ówczesnego Województwa Katowickiego w poszukiwaniu zajęcia przyjeżdżało wielu ludzi z zewnątrz. Kopalnie zapewniały przecież bardzo dobrze płatną pracę. W tak licznym zbiorowisku, w połączonych ze sobą miastach, działania policji przypominały szukanie igły w stogu siana.
Śledczy skupili się przede wszystkim na przesłuchiwaniu potencjalnych świadków oraz wytypowaniu mężczyzn, którzy pasowali do profilu nowego „wampira”. Grupa operacyjna odpowiedzialna za poszukiwanie groźnego przestępcy została nazwana „szóstką”. Wszystko dlatego, że zbrodni dokonywano w pobliżu linii tramwajowej o tym numerze.
Badania na niespotykaną skalę
Poza standardowymi przesłuchaniami i analizą śladów, zdecydowano się na nowatorskie rozwiązanie. Jan Widacki, kryminalistyk badający sprawę „wampira z Bytomia”. opowiada w serii CBS Reality:
Reklama
Zaproponowano, czy może by w tym śledztwie nie pomóc badaniami poligraficznymi. Takie badanie nie wykrywa kłamstw, tylko wykrywa emocje i pewien wysiłek intelektualny, który towarzyszy kłamstwu.
Typowano różnych potencjalnych podejrzanych, a moim zadaniem było badanie ich na poligrafie. (…) Byli tam ludzie karani za przestępstwa seksualne i agresywne, którzy odbyli karę i wyszli, albo tacy, których podejrzewano o takie przestępstwa, ale nie potrafiono im ich udowodnić.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ekspert zbadał w celach eliminacyjnych ponad 800 osób. Było to jedyne w Polsce badanie tak licznej grupy podejrzanych przy użyciu „wykrywacza kłamstw”. Wciąż jednak nie natrafiono na sprawcę.
Nadzieję na sukces dawał dość szczegółowy portret pamięciowy – część kobiet przeżyła brutalne ataki i była w stanie podać takie detale jak to, że napastnik chodził w charakterystycznej kraciastej kurtce. Oprócz rysunków stworzono naturalnej wielkości manekina, który miał każdego dnia przypominać milicjantom, kogo szukają.
Podejrzany i jego alibi
W końcu zauważono, że do mężczyzny z portretu pamięciowego bardzo podobny jest niejaki Joachim Knychała – przykładny mąż, ojciec dwójki dzieci i pracownik kopalni „Andaluzja”. Nie dość, że przez swą szczupłą twarz i lekko kręcone włosy wyglądał jak poszukiwany, to jeszcze został rozpoznany przez jedną z ofiar.
Niestety, Knychała miał niezbite alibi. Z dokumentacji prowadzonej w kopalni „Andaluzja” wynikało, że w dniach, gdy doszło do przestępstw, miał akurat szychtę. Nie mógł zatem atakować niewinnych kobiet. Dopiero później okazało się, że tłumaczenie było pozbawione wartości.
W tamtych czasach sztygar wpisywał pracownikom nadgodziny, jako dzień spędzony w pracy. To, że z dokumentów wynikało, że ktoś przebywał na terenie kopalni, nie musiało mieć zatem żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Reklama
Morderstwo szwagierki
Być może polski Frankenstein mordowałby jeszcze przez wiele lat, jednak w końcu poczuł się zbyt pewnie. Śledczy zaś wciąż nie tracili czujności. Wiosną 1982 roku Joachim Knychała sam udał się na posterunek milicji, by zgłosić tragiczny wypadek, w którym zginęła jego szwagierka, zaledwie 17-letnia Bogusława Ludyga.
Mężczyzna utrzymywał, że kobieta straciła równowagę, upadła i uderzyła głową o kamień. Szybko okazało się, że niewinny spacer po hałdach musiał mieć całkiem inny przebieg, niż wynikało z tej opowieści. Sekcja wykazała znacznie poważniejsze obrażenia. Szwagierka Knychały została uderzona w głowę tępym narzędziem (co było modus operandi wampira), a na jej bieliźnie znaleziono ślady nasienia.
Okazało się, że młodziutka Bogusława chciała ujawnić relację seksualną, która łączyła ją z mężem siostry. Knychała, zaprawiony w mordach, postanowił więc, że uciszy ją raz na zawsze. Jednocześnie przypieczętował swój los – prosto z pogrzebu szwagierki został zawieziony do aresztu. Wiosną 1984 roku skazano go na karę śmierci za pięć morderstw i siedem usiłowań zabójstw. Wyrok wykonano w kolejnym roku, na jesieni.
Dlaczego?
Koncepcja behawiorystyczna mówi o tym, że traumatyczne przeżycia, takie jak przemoc i molestowanie, sprawiają, że niegdyś skrzywdzone dziecko staje się dorosłym psychopatą. Oczywiście nie jest to regułą, ale w przypadku Joachima Knychały młodzieńcze doświadczenia miały chyba niemały wpływ na późniejsze zbrodnie.
Przyszły morderca urodził się w 1952 roku w Bytomiu. Jego matka była Niemką, zaś ojciec Polakiem. Od zakończenia wojny minęło zaledwie 7 lat, co sprawiło, że chłopiec nie był szanowany przez nikogo, nawet przez najbliższą rodzinę.
Koledzy z polskiej szkoły nazywali Knychałę „szwabem”, ale szczególny udział w poniżaniu chłopca miały matka i babka. Mówiły na chłopca „polski bękart”, zachowywały się tak, jakby Joachim był winny swojego pochodzenia.
Z dużym prawdopodobieństwem właśnie dlatego Knychała skupiał swoją agresję tylko na kobietach,. Choć odczuwał wyrzuty sumienia, poza wyrokiem nic nie było w stanie go powstrzymać.
Kryminalne śledztwa PRL
Bibliografia
- Kryminalne śledztwa PRL, serial dokumentalny CBS Reality, 2021.
- Przemysław Semczuk, Kryptonim „Frankenstein„, W.A.B. 2017.
- Przemysław Semczuk, Wampir z Zagłębia, Świat Książki 2021.