Kiedy 8 maja 1933 roku Stanisław Skarżyński wylądował na lotnisku w brazylijskim mieście Maceio nikt nie chciał uwierzyć, że właśnie przeleciał Atlantyk. Nie ma się czemu dziwić. Dokonał tego małym, turystycznym samolotem. Na dodatek w garniturze.
Po tym jak w maju 1927 roku Charles Lindbergh jako pierwszy samotnie przeleciał bez międzylądowań nad Atlantykiem, podobny wyczyn stał się marzeniem niemal każdego pilota.
Reklama
Do lotu międzykontynentalnego aspirowali również polscy lotnicy. Pierwszymi, którzy podjęli się trudnego i niebezpiecznego przedsięwzięcia byli majorowie Ludwik Idzikowski i Kazimierz Kubala.
„Marszałek Piłsudski” kontra Atlantyk
W sierpniu 1928 roku, po długich przygotowaniach, Idzikowski i Kubala zasiedli za sterami francuskiego samolotu SECM Amiot, napędzanego potężnym, 650-konnym silnikiem. Długi lot – nawet do 48 godzin – był możliwy dzięki zamontowaniu dodatkowych zbiorników. Mieściły one ponad sześć tysięcy litrów paliwa. Samolot otrzymał imię „Marszałek Piłsudski”.
Idzikowski i Kubala wzbili się w powietrze na podparyskim lotnisku Le Bourget. Jednak po dwudziestu godzinach spokojnej podróży silnik odmówił posłuszeństwa. Jedynym wyjściem było awaryjne wodowanie na falach oceanu. Manewr się udał, a lotnicy i ich pechowa maszyna zostali wyłowieni przez grecki frachtowiec „Somos”.
Niezrażeni niepowodzeniem, Idzikowski i Kubala po niespełna roku, w lipcu 1929 roku, podjęli kolejną próbę pokonania Atlantyku bez śródlądowania. Podobnie jak poprzednio, po przebyciu niespełna połowy zaplanowanego dystansu samolot uległ awarii. Tym razem stało się to w pobliżu Wysp Azorskich.
Reklama
Piloci postanowili lądować na małej, skalistej wysepce Graciosa. Niesprzyjające warunki atmosferyczne oraz trudny teren sprawiły, że doszło do katastrofy. Z płonącej maszyny uratował się tylko major Kazimierz Kubala. Ludwik Idzikowski zginął na miejscu.
Tragedia odbiła się szerokim echem w kraju. Jej pokłosiem był wydany przez władze wojskowe zakaz podejmowania jakichkolwiek dalszych prób lotów transatlantyckich. W efekcie na pierwszego Polaka, który powtórzył wyczyn Lindbergha przyszło czekać kolejne cztery lata.
Samolot do zadań specjalnych
Kapitan Stanisław Skarżyński, był doświadczonym pilotem. Związany z Departamentem Lotnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych, miał na swym koncie udaną próbę długodystansowego lotu nad Afryką. Podjął ją w 1931 roku wraz z porucznikiem Andrzejem Markiewiczem, podczas promocji zalet samolotu PZL Ł2.
Osiągnięcie przyniosło mu olbrzymią popularność, jednak jako samotnik i człowiek szukający trudnych wyzwań, nie spoczął na laurach. Podjął się tego, co nie udało się Idzikowskiemu i Kubali.
Reklama
Pomimo nadal obowiązującego zakazu, pod koniec 1932 roku Skarżyński rozpoczął przygotowania do rajdu przez Atlantyk. Ze zrozumiałych powodów musiał działać w tajemnicy.
Na potrzeby lotu zbudowano w Doświadczalnych Warsztatach Lotniczych specjalną wersję RWD-5bis, w którym na miejscu pasażera i na skrzydłach zamontowano dodatkowe zbiorniki paliwa.
Kolejną zmianą było wykorzystanie angielskiego silnika, który swą niezawodnością gwarantował to, że nie powtórzy się sytuacja z 1928 i 1929 roku. Poczyniwszy wszystkie niezbędne zabiegi 27 kwietnia 1933 roku kapitan Skarżyński wystartował z warszawskiego Okęcia w kierunku Saint Louis w Senegalu.
W garniturze przez Atlantyk
Dopiero po dotarciu na miejsce wyjawił prawdziwy cel lotu, którym były wybrzeża Brazylii. Dla zmniejszenia wagi samolotu, zrezygnował z radia i sekstansu, pozostawiając sobie – jako jedyne urządzenie nawigacyjne – busolę.
O determinacji pilota może świadczyć fakt, że nie zabrał ze sobą nawet pneumatycznej łodzi ratunkowej ani kapoka, na wypadek przymusowego wodowania. Do samolotu wsiadł w zwykłym garniturze, sprawiając wrażenie kogoś wybierającego się na krótką przejażdżkę, a nie niebezpieczną wyprawę za ocean.
Nocny lot nad Atlantykiem rozpoczęty 7 maja o godz. 23.00 trwał dwadzieścia godzin i trzydzieści minut. RWD Skarżyńskiego – pokonując 3582 kilometry i ustanawiając światowy rekord lotu dla samolotów turystycznych – wylądował następnego dnia o 19.30 na mało uczęszczanym brazylijskim lotnisku w Maceio.
Kiedy Skarżyński oznajmił, że przeleciał właśnie Atlantyk nikt nie chciał wierzyć, że dokonał tego swym małym RWD-5bis. Na pewno wiarygodności nie dodawał mu również wspomniany wcześniej, mało lotniczy strój. Kapitan pozostał w Brazylii przez kilka następnych miesięcy.
Do Polski powrócił dopiero 2 sierpnia. W kraju czekało na niego gorące powitanie. Za swój wyczyn został awansowany do stopnia majora oraz odznaczony krzyżem oficerskim Polonia Restituta, zaś Międzynarodowa Federacja Lotnicza przyznała mu w 1936 roku medal Bleriota.
Reklama
Bibliografia
- Maja i Jan Łozińscy, W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne, PWN 2011.
- Wacław Dubiański, Najlepszy samolot w Europie, „Tygodnik Powszechny”, nr 37 (2775), 15 września 2002.
1 komentarz