W styczniu 897 roku w bazylice św. Jana na Lateranie odbyło się jedno z najdziwniejszych wydarzeń w długiej historii Kościoła katolickiego, a mianowicie proces Formozusa. Oto dlaczego nazywa się go synodem trupim.
Konkretnie trzy rzeczy sprawiły, że proces ten był szczególnie nietypowy. Po pierwsze, Formozus nie był jakimś tam starym pierdołą, swego czasu był nawet papieżem Formozusem. Po drugie, w czasie procesu był już od ponad sześciu miesięcy martwy. A po trzecie i najdziwniejsze – głównym świadkiem w tymże procesie był nie kto inny jak jego dopiero co ekshumowane ciało, które przybrano w papieskie regalia.
Reklama
Farsa a nie proces
Głównym oskarżycielem w tym procesie był nowo mianowany papież Stefan VI, człowiek tak dwulicowy, że znamy go również jako Stefana VII. To w wyniku jego rozkazów ciało Formozusa zostało ekshumowane i zarzucono mu całe mnóstwo przestępstw, wliczając w to starą dobrą herezję, a także krzywoprzysięstwo oraz to, że nielegalnie przyjął urząd papieski.
Aby dotrzeć do korzeni tego dziwactwa, musimy cofnąć się o kilka lat do czasu, kiedy rozpoczął się pontyfikat Formozusa, wtedy bowiem sprawy przybrały dziwny obrót. Niektóre jego poglądy na temat Ducha Świętego uznawane były za heretyckie w kontekście przyjętych wyobrażeń dotyczących Trójcy Świętej.
Bądźmy jednak uczciwi wobec niego, jako że w tamtych czasach próba rozwikłania zagadki Ducha Świętego oznaczała otwarcie puszki Pandory, co zresztą nie zmieniło się przez wiele następnych stuleci. (…)
I żebyście czasem nie pomyśleli, że proces wymierzony w trupa i zorganizowany przez jego następcę na rozkaz jego przeciwników był tylko farsą, chciałbym teraz zwrócić uwagę na fakt, że Stefan mianował diakona, który miał występować w obronie Formozusa.
Reklama
Zdarzały się chwile, kiedy tenże diakon stosował swoje święte prawo do zachowania całkowitego milczenia. Co jeszcze bardziej niedorzeczne, podczas przesłuchania człowiek ten klękał niekiedy za tronem, na którym usadzono Formozusa, po czym odpowiadał w imieniu zwłok.
Ciało papieża wrzucone do Tybru
Doprowadziło to do kuriozalnych sytuacji – jak wtedy, kiedy papież Stefan kiwał palcem przed nosem martwego papieża i krzyczał: „Dlaczego przywłaszczyłeś sobie urząd papieski?!”. I na to chowający się za tronem diakon odpowiadał: „Bo byłem zły!”.
Ta parodia procesu mogłaby stać się jeszcze bardziej oburzająca, chyba tylko gdyby obrońca musiał udzielać odpowiedzi, popijając jednocześnie wodę, aby zrobić na tłumie większe wrażenie. Tak się jednak nie stało, a szkoda.
Nic więc dziwnego, że Formozusa uznano za winnego. Jego rozkładające się ciało odarto z dostojnych szat i przewieziono po ulicach Rzymu. Trzy palce jego prawej dłoni – którymi błogosławił i namaszczał – odcięto, po czym pochowano go w zbiorowej mogile.
Reklama
Jednak nawet to nie wystarczyło wrogom Formozusa. Ekshumowano go po raz drugi (co samo w sobie musi stanowić jakiś grzech), a następnie bezceremonialnie ciśnięto nim do Tybru, wpisując go tym samym w podejrzaną i wieloletnią rzymską tradycję wrzucania zwłok do głównej rzeki, która płynęła przez miasto.
Na szczęście pewien skromny mnich z powodów znanych tylko sobie uratował ciało Formozusa i zakopał go już na dobre. Był to dość szczęśliwy przypadek ludzkiej… no cóż, nazwijmy to dobrocią.
Marny koniec Stefana VI
Zwłaszcza że w nerwowych czasach IX wieku we Włoszech wiatry zmian silnie wiały ponad starym, śmierdzącym Tybrem. Sposobem, w jaki Stefan VI potraktował ciało i spuściznę swojego poprzednika, zdołał obrzydzić porządnym ludziom życie w Rzymie.
Utracił urząd papieski i trafił do lochu, a w końcu go uduszono. Jego następca, papież Roman, szybko unieważnił wiele jego dekretów wymierzonych w ludzi mianowanych lub uświęconych przez Formozusa. Trudno się oprzeć wrażeniu, że nieco się pośpieszył.
Pomimo tego wszystkiego, co go spotkało, Stefan w dalszym ciągu miał w Rzymie potężnych sojuszników. Dlatego też rządy Romana na tronie papieskim trwały zaledwie od sierpnia do listopada 897 roku, kiedy to nagle zmarł z niewyjaśnionych przyczyn. Załóżmy może, że dopadła go dna.
Wygląda zatem na to, że nawet w dawnych latach polityka papieska dopuszczała możliwość, aby odrzucony niegdyś przywódca zgromadził tak wielu zwolenników, by mógł powstać i usunąć swego następcę, a następnie zastąpić go kimś, kto bardziej odpowiada jego poglądom politycznym. Możecie dostrzec w tym pewne podobieństwa do współczesnej polityki, zdaję się na was.
Przeczytaj również o tym dlaczego mąż oskarżył córkę papieża o kazirodczy związek z ojcem i bratem?
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Mikey’a Robinsa pt. To nie przystoi! Nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych
Tytuł, lead, i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: Synod trupi na obrazie Jeana-Paula Laurens’a (domena publiczna).