Historia zapamiętała ją jako propagatorkę włoskiej kuchni i właścicielkę kilkudziesięciu wspaniałych sukni. Słynna Bona była jednak prawdziwym człowiekiem renesansu. Lista jej zajęć i zamiłowań ciągnęła się niemal bez końca.
Już z domu rodzinnego Bona Sforza wyniosła wielką miłość do koni. Pod tym względem w Polsce czuła się niemal jak u siebie. Może i dwór Jagiellonów nie słynął ze stadnin, ale za to polskie elity przywiązywały szokującą wręcz dbałość do wszelkich spraw końskich. W otoczeniu króla było ponad stu „dworzan konnych”, a każdy z nich był zobowiązany stawać w razie potrzeby do służby wraz ze swym konnym orszakiem.
Reklama
W królewskich dokumentach skrupulatnie notowano rasy i umaszczenie wszystkich rumaków. Bona ze swojej strony poszła w ślady matki i oddała się hodowli rasowych koni. W założonej przez siebie wawelskiej stadninie trzymała ponad czterdzieści pięknych ogierów.
Mali chłopcy „umilali jej czas”
Monarchini uwielbiała także muzykę i tańce. W pierwszych latach pobytu w Krakowie często sama puszczała się w tan. W kolejnych wolała akompaniować dwórkom, grając na przeróżnych instrumentach.
Na polski dwór sprowadziła skoczne i melodyjne włoskie tańce, choć z „przedziwną gracją” poruszała się także, gdy grano utwory niemieckie, polskie czy nawet ruskie.
Na Wawelu Bona Sforza zorganizowała pierwszą kapelę królewską z prawdziwego zdarzenia. Trzymała też u swojego boku prywatnych muzykantów, w tym małych chłopców ściągniętych z Italii, by „umilali jej czas swoim głosem”.
Reklama
Ogródek królowej
Bona kolekcjonowała antyczne wazy. Zatrudniała najlepszych w Europie mistrzów hafciarskich i wydawała krocie na potrzebne im materiały. Kochała się w klejnotach oraz w pięknych roślinach. Na Wawelu założyła ogród dostarczający ziół i warzyw na królewski stół.
W podkrakowskim Łobzowie, gdzie miała wolną rękę i większą przestrzeń do dyspozycji, stworzyła jeden z najpiękniejszych reprezentacyjnych ogrodów w całym kraju.
Miała też ptaszarnię oraz niewielkie zoo – ulokowane pod jedną z wawelskich wież. W specjalnych klatkach trzymano tam między innymi najprawdziwsze lwy.
Nadworny zegarmistrz Bony
Jakby tego było mało, Bona Sforza została w pewnym sensie… pierwszą w Polsce ekolożką. W każdym ze swoich majątków doglądała przyrody i nawet drwalom kazała pracować tak, by nie niszczyli puszczy.
Jako osoba wyjątkowo uporządkowana wielką przyjemność odnajdywała w kolekcjonowaniu drogich zegarów. Zbiory musiały być spore, zważywszy, że królowa zatrudniła nawet osobistego zegarmistrza.
Dysponowała między innymi wspaniałym chronometrem ukrytym wewnątrz wykonanego z ptasich piór i wysadzanego klejnotami wachlarza.
Reklama
Jak na warunki epoki był to prawdziwy cud techniki. Inne podobne urządzenia zachowane do naszych czasów pochodzą dopiero z XVIII stulecia. Gdyby nie inwentarze Bony dzisiaj trudno byłoby nawet uwierzyć, że podobny przedmiot powstał w XVI wieku.
„Pokazywała go wszystkim wielokrotnie”
Bona zbierała też między innymi lustra i medale. O jej prawdziwej pasji świadczy list dworzanina Fabiana Wojanowskiego wysłany do Jana Dantyszka. Opowiadał w nim, co działo się na Wawelu po tym, jak w ręce królowej trafił interesujący nowy medal: „O medalu Waszej Przewielebności wiele tutaj mówiliśmy. Jej Królewska Mość pokazywała go wszystkim wielokrotnie”.
Monarchini kochała też pisać listy. Za jej sprawą powstały pierwsze regularne połączenia pocztowe między Polską a Włochami. Bona prowadziła systematyczną korespondencję z matką, Izabelą Aragońską.
Biografka sławnej władczyni, Maria Bogucka, podkreślała, że była „bardzo dobrą córką”. Na tym jednak pisanina Bony się nie kończyła. Często odzywała się do dalszej krewnej Lukrecji Borgii, a przede wszystkim – do książąt Ferrary z rodu d’Este. Do dzisiaj zachowało się ponad sto czterdzieści jej listów.
Reklama
Żadna z tych rozrywek i codziennych przyjemności nie mogła jednak konkurować z największym hobby Bony. Dla polowań była gotowa poświęcić wszystko. I właśnie na jednym z nich zaprzepaściła przyszłość dynastii Jagiellonów.
Po upadku z konia poroniła, tracąc drugiego syna i szansę na urodzenie kolejnych dzieci. Los rodziny zależał odtąd tylko od Zygmunta Augusta.
Źródło
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Damy złotego wieku. Na kartach tej publikacji znacznie szerzej pisałem o wyglądzie Bony Sforzy, jej przywiązaniu do wizerunku, ulubionych strojach i ozdobach. Nowe, poprawione wydanie książki właśnie trafiło do sprzedaży (Wydawnictwo Literackie 2021). Do kupienia na Empik.com.