12 grudnia 1970 roku komunistyczne władze ogłosiły znaczne podwyżki cen. Dwa dni później na Wybrzeżu wybuchły masowe protesty, które zostały krwawo stłumione. Wydarzenia te doprowadziły 20 grudnia do odwołania ze stanowiska I sekretarza Władysława Gomułki, którego zastąpił Edward Gierek. Czy obalenie „Wiesława” było wynikiem zamachu stanu, za którym stał Mieczysław Moczar i Sztygar?
Nie ma na to jednoznacznych dowodów, ale jest wiele przesłanek, które każą poważnie brać to pod uwagę. Nie musi to oznaczać, że zamieszki na Wybrzeżu wybuchły w wyniku prowokacji, choć i tu pojawiają się istotne wątpliwości. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że była to autentyczna eksplozja niezadowolenia obywateli, którą wykorzystano do obalenia dotychczasowego szefa partii.
Reklama
Kto chciał odejścia Gomułki?
Bez wątpienia w 1970 roku było wiele ośrodków zainteresowanych odejściem Władysława Gomułki. Najpotężniejszym i decydującym był Kreml. Dla nowego szefa sowieckiej partii komunistycznej Wiesław był niewygodny. Do szewskiej pasji musiała doprowadzać Breżniewa jego samodzielność, którą potwierdził podpisaniem —bez konsultacji z Moskwą — układu z Niemiecką Republiką Federalną.
Na postrzeganiu Gomułki przez Kreml istotną rolę odegrał też Marzec ’68, gdy nastroje w Polsce, a przede wszystkim w samej partii, zostały rozhuśtane do niebezpiecznej wysokości i groziły destabilizacją w jednym z najważniejszych w obozie sowieckim państw. Dla Breżniewa i jego najbliższych współpracowników Gomułka stał się człowiekiem nieobliczalnym, a tacy namiestnicy nigdy nie są zaliczani do ulubieńców suwerenów. Są tylko kłopotem.
Odejściem Gomułki było też zainteresowane młodsze pokolenie partyjnych funkcjonariuszy. Wiesław i kohorta jego najbliższych współpracowników byli dla nich przeszkodą na drodze do dalszej kariery.
Na dodatek przeszkodą kapryśną. Niemałą rolę w tej niechęci nowego pokolenia partyjnych działaczy do Gomułki odgrywały sprawy materialne. Po ćwierćwieczu istnienia Polski Ludowej jej komunistyczni „właściciele” zmuszeni byli żyć oszczędnie, w sposób bardzo umiarkowany i dyskretny konsumować owoce przynależności do obozu władzy.
Reklama
Każda ostentacja była niebezpieczna i mogła skończyć się „zsyłką”, bo Stary był człowiekiem przyzwyczajonym do skromnego życia i nie miał wygórowanych potrzeb materialnych. Co gorsza, tego samego wymagał od podwładnych. Tymczasem młodsze pokolenie działaczy komunistycznych, które w przytłaczającej większości było dalekie od ideologicznej doktryny, które traktowało partię nie jako zakon, ale katapultę do zrobienia kariery i „lepszego życia”, miało dość upierdliwego szefa.
„Partyzanci” i „technokraci”
Jeśli naród ich nie kochał, a wielu miało świadomość, że są raczej znienawidzeni niż uwielbiani i szanowani, to chcieli za to godziwej rekompensaty. Lata rządów Gomułki pozbawiły ich złudzeń, że przy tym szefie partii godziwą rekompensatę uzyskają. Bez wątpienia wśród zainteresowanych odejściem Gomułki z funkcji I sekretarza KC PZPR istniało kilka obozów, z których dwa miały największe szanse w wyścigu o władzę.
Pierwszy był skupiony wokół Mieczysława Moczara („partyzanci”), a drugi — Edwarda Gierka („technokraci”). O sukcesie każdego z nich musiały zdecydować w ówczesnych realiach dwa czynniki: poparcie Moskwy oraz poparcie wyprowadzonego z koszar 14 grudnia wojska. Wojska, którego decyzje kształtowano oczywiście w Moskwie.
Wydaje się najzupełniej realne, że „partyzanci” i „technokraci” zawarli w grudniu 1970 roku czasowy sojusz, którego celem było odsunięcie Gomułki, a dopiero później rozgorzała walka o schedę po nim. Wbrew pozorom poglądy Moczara i Gierka wcale tak bardzo się od siebie nie różniły. Zarówno Gierek, jak i Moczar byli zwolennikami silnej władzy, obaj byli też „kanonicznymi” komunistami.
Jeśli Moczar miał większy przechył w kierunku narodowym, to tylko nieco większy. Nie były to w każdym razie różnice uniemożliwiające współpracę wobec wspólnego wroga. Na dodatek łączyły ich dwie ważne postaci.
Pierwszym był Franciszek Szlachcic, przyjaciel Edwarda Gierka i jednocześnie jeden z najbliższych współpracowników Mieczysława Moczara w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych; drugim — Wojciech Jaruzelski, który nawet jeśli odczuwał wdzięczność wobec Gomułki za powołanie go na funkcję ministra obrony narodowej, to jednocześnie wiedział, że ten zgodził się na to nie bez oporu, a opór ów przełamywali zarówno Moczar, jak i Gierek.
Reklama
Urażony Jaruzelski
Ważnym momentem w postrzeganiu Gomułki przez Jaruzelskiego musiały być z pewnością wydarzenia z pierwszych godzin po wybuchu protestów na Wybrzeżu, gdy I sekretarz KC bezceremonialnie pozbawił szefa MON dowództwa, nie pytając go nawet o opinię na temat użycia wojska w Gdańsku.
Poza tym Jaruzelski musiał sobie zdawać sprawę, że bardziej jest tytularnym szefem Ministerstwa Obrony Narodowej niż faktycznym, bowiem rzeczywistą władzę nad armią w dotychczasowym układzie politycznym sprawowali bliscy współpracownicy Starego: Grzegorz Korczyński i Marian Spychalski.
Ambitny do granic możliwości Jaruzelski musiał znosić tę sytuację z najwyższym trudem. Zwłaszcza ten pierwszy był solą w oku Jaruzelskiego. Chaotyczny, chamski, dysponujący znikomą wiedzą wojskową, pozbawiony manier, co na Jaruzelskim — wychowanym w szlacheckim dworku i katolickiej szkole — musiało robić jak najgorsze wrażenie, na dodatek pijak, żeby nie powiedzieć alkoholik.
Nie jest też wykluczone, że rola, jaką wojsko odgrywało w tych dniach na Wybrzeżu, nie była tą, którą nowy szef Ministerstwa Obrony Narodowej sobie wymarzył. I wreszcie rzecz najważniejsza. Jaruzelski, jak mawiano w najwyższych kręgach wojskowych i politycznych, „miał antenę nastawioną na Moskwę”. Jeśli Moskwa chciała zmiany I sekretarza KC, to Jaruzelski z pewnością był gotów do takiej zmiany się przyczynić.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Spiskowców połączył pragmatyzm?
Argumentem potwierdzającym sojusz „partyzantów” i „technokratów” jest również pragmatyzm szefów tych obozów. Obaj doskonale się uzupełniali, dzięki czemu równoważyli pozycję Gomułki. Tego bowiem, nawet mimo robotniczych wystąpień, nawet wobec nieprzychylnej postawy Moskwy — przynajmniej do czasu odczytania listu władz KPZR — trudno było uznać za politycznego trupa.
Stary miał bez wątpienia największy wśród działaczy partyjnych autorytet, wynikający z jeszcze przedwojennej działalności w ruchu komunistycznym, z zaangażowania w działalność konspiracyjną podczas wojny, ze sprzeciwu wobec Stalina, wreszcie z Października, gdy Gomułka postawił się Moskwie i gdy zgromadzone na placu Defilad tłumy wiwatowały na jego cześć.
Reklama
Dla działaczy partyjnych to był magiczny moment, w którym uwierzyli, że nawet działacze partii komunistycznej mogą się cieszyć w społeczeństwie prawdziwym autorytetem. Równowagą dla tych cech Gomułki były wpływy Moczara w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, poprzez dobre kontakty z Jaruzelskim — w wojsku oraz, między innymi poprzez ZBoWiD, w aparacie państwowym.
Gierek z kolei dodawał do tego „kociołka” duże wpływy w aparacie partyjnym, zwłaszcza wśród sekretarzy komitetów wojewódzkich, oraz autorytet, którym cieszył się wśród młodszych działaczy partii. O tym, że sojusz mógł zostać w grudniu 1970 roku zawarty, przekonują także dalsze wzajemne relacje między Gierkiem i Moczarem.
„Naczelny partyzant” Peerelu został przez Gierka awansowany do grona najważniejszych osób w państwie — po latach bycia zastępcą członka Biura Politycznego, teraz był „pełnym członkiem” tego ekskluzywnego, dwunastoosobowego grona najważniejszych władców partii, a w praktyce państwa. Został też sekretarzem Komitetu Centralnego. Czy gdyby obaj towarzysze wcześniej nie zawarli układu, to Gierek awansowałby największego swojego konkurenta?
Rozprawa z Moczarem
A zaraz później rozprawiłby się z nim w sposób tak bezwzględny i błyskawiczny? Gierek nie był człowiekiem bezwzględnym i nazbyt „wyrywnym”. Tymczasem w sprawie Moczara działał, co było dla niego niezwyczajne, błyskawicznie. Przerywając pobyt na zjeździe czechosłowackich komunistów, 27 maja 1971 roku nowy I sekretarz poleciał do Olsztyna, gdzie akurat przebywał Moczar.
Nie było w tej wizycie członka Biura Politycznego niczego nadzwyczajnego — w tym samym czasie wizyty w województwach składali także inni członkowie najwyższych władz partii. Jan Szydlak dokładnie w tych samych dniach był we Wrocławiu, Stanisław Kania w Szczecinie, a inni dygnitarze w ostatnich dniach maja wizytowali Bydgoszcz, Białystok oraz Łódź.
Choć dominujący pogląd głosi, że celem wizyty w Olsztynie było przygotowanie spisku i dokonanie puczu w partii, to jednak jest to mało prawdopodobne. Pucz w Polsce mógłby się odbyć tylko za zgodą Moskwy, ta jednak nie mogła być zainteresowana zmianą wygodnego dla niej, i świeżo usadowionego w Białym Domu, Gierka.
Reklama
W „partyzancki” spisek wątpił generał Witalij Pawłow, przedstawiciel KGB w Polsce, który twierdzi w swoich wspomnieniach, że Moczar, ze względu na swój — źle w Moskwie widziany — nacjonalizm, nie miał najmniejszych szans na przejęcie władzy w Polsce. W istnienie spisku wątpi też zasiadający wówczas w najwyższych partyjnych władzach i mający dostęp do wielu informacji Józef Tejchma.
„Znałem I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Olsztynie. On się z tego Moczarowskiego spisku, który miał być organizowany na jego terenie, śmiał. Ale komuś widocznie było potrzebne stworzenie przeciwnika, bo to zawsze służy sprawującemu władzę” — tłumaczył mi były członek Biura Politycznego KC PZPR.
Został „NIK-im”
Wydaje się, że Gierek wykorzystał wizytę Moczara na północy kraju do ostatecznej z nim rozgrywki. Ostatecznej, bo zbliżał się, planowany na grudzień 1971 roku, zjazd PZPR i przed tą datą trzeba było się rozprawić z najgroźniejszym rywalem. Gierek przeprowadził to z dużym rozmachem.
W połowie czerwca aresztowano najważniejszych stronników Moczara w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych: wiceministra Ryszarda Matejewskiego (dowodził bardzo brutalnie zachowującymi się podczas walk w Szczecinie siłami MO i SB) oraz wicedyrektorów departamentów Henryka Żmijewskiego i Stanisława Smolika, naczelników wydziałów Janusza Kowala i Jerzego Milkę.
Reklama
Później ten sam los spotkał grupę sześćdziesięciu innych funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Oficjalnym powodem aresztowań były kontakty ze światem przestępczym, a konkretnie powiązania z handlarzami dewizami.
Pozbawionego oparcia w swoim mateczniku, czyli MSW, Moczara mianowano prezesem Najwyższej Izby Kontroli, co — realnie patrząc — było w ówczesnym układzie politycznym stanowiskiem niewiele więcej znaczącym niż kierowanie Państwowym Gospodarstwem Rolnym w bieszczadzkim Lesku, tyle że powietrze było mniej zdrowe.
Na VI Zjeździe PZPR w grudniu 1971 roku Mieczysława Moczara —jak to elegancko wówczas określano — „wyprowadzono” z Biura Politycznego. Został „NIK-im”, jednym z dziesiątków tysięcy warszawskich urzędników, który przez całą dekadę mógł jedynie rozpamiętywać swoją dumną przeszłość i dziwić się, jak łatwo górnik z prowincjonalnych Katowic zdołał go, mówiąc językiem Zenona Kliszki, „wyportkować”.
Za to „wyportkowanie” będzie Gierka nienawidził nienawiścią czystą i mocną jak lubelski bimber, który w latach 1942−1944 spożywał jako dowódca pepeerowskiej partyzantki. I dlatego będzie próbował zniszczyć Gierka, gdy to z kolei on zostanie „wyportkowany” przez Kanię i Jaruzelskiego.
Awans innych spiskowców
Dla porównania warto na chwilę pochylić się nad dalszym losem innych spośród najważniejszych inspiratorów tego przewrotu pałacowego. Stanisław Kania został w kwietniu 1972 roku sekretarzem KC, a trzy lata później członkiem Biura Politycznego. Wojciech Jaruzelski wszedł do Biura Politycznego już w grudniu 1971 roku, utrzymał także stanowisko szefa MON, które będzie sprawował do 1983 roku i odda ten resort swojemu bliskiemu współpracownikowi, generałowi Florianowi Siwickiemu.
Obu zresztą, i Kanię, i Jaruzelskiego, Gierek planował awansować do Biura zaraz poobjęciu władzy. Nie zrobił tego na ich wyraźną prośbę, aby nie odkrywać przed opinią publiczną, jaką rolę odegrały w grudniu 1970 roku „siłowniki”. Franciszek Szlachcic nie miał takich oporów — w 1971 roku wszedł do Biura Politycznego i został sekretarzem KC oraz nieformalnym zastępcą Edwarda Gierka.
Awansu na członka Biura doczekał się także Edward Babiuch, który jednocześnie został sekretarzem KC, rok później mianowano go również członkiem Rady Państwa, a następnie jej wiceprzewodniczącym. U schyłku dekady Gierka stanął na czele rządu. O tym mistrzu partyjnych rozgrywek i supernadzorcy partyjnego aparatu opowiadano sobie w końcu 1978 roku, że kiedy Gierek usłyszał o wyborze Karola Wojtyły na papieża, miał powiedzieć: „Bardzo się cieszę, ale moim zdaniem Babiuch byłby lepszy”.
Nagrody doczekał się również Czesław Kiszczak, który w 1972 roku objął funkcję szefa Zarządu II Sztabu Generalnego, czyli wojskowego wywiadu. Awansowanie członków grudniowego spisku było jednym z największych błędów Edwarda Gierka. Widać Machiavellego Sztygar nie studiował, bo gdyby było inaczej, to w ciągu kilku lat pozbawiłby ich realnej władzy.
Zrodzona z knowań przeciwko I sekretarzowi ekipa Gierka nigdy nie będzie jedną drużyną. Mieczysław Rakowski pisał później w Dziennikach politycznych, że właśnie w grudniu 1970 roku aktywowi centralnemu weszły w krew działania grupowe frakcyjne.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Piotra Gajdzińskiego pt. Gierek. Człowiek z węgla (Wydawnictwo Poznańskie 2022).
Całościowe spojrzenie na postać I sekretarza PZPR
Ilustracja tytułowa: Edward Gierek podczas wizyty w Linzu (Stadtarchiv Linz am Rhein/CC BY-SA 2.0)