Historii takiej, jak życie Jerzego Pawłowskiego nie wymyśliłby nawet najlepszy autor thrillerów. W biografii wybitnego sportowca i mistrza olimpijskiego w szermierce było wszystko: od współpracy z bierutowską bezpieką, po wysługiwanie się amerykańskiemu CIA. Zdarzyło się poza tym, że polski wywiad wysłał Pawłowskiego do Niemiec jako własnego agenta. I powierzył mu zadania niezbyt pasujące do rangi celebryty z pierwszych stron gazet.
Mniej więcej pod koniec września 1959 roku Jerzy Pawłowski zwrócił się do kierownictwa Legii Warszawa z prośbą o zwolnienie na wyjazd do Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF), ponieważ został zaproszony przez tamtejszy związek szermierczy, by od 29 września do 15 października przeprowadził wspólne treningi z zawodnikami niemieckimi.
Reklama
Jako bohater mistrzostw świata [gdzie zdobył złoto oraz niedawny wicemistrz olimpijski] mógł liczyć na przychylność członków zarządu klubu, gdyż ci byli bardzo dumni ze swojego mistrza. Przecież dzięki niemu o Legii pisały gazety i mówiły telewizje całego świata. (…)
[Wyjazd został jednak zablokowany przez wiceprezesa klubu płk Edwarda Potorejko. Pomogła dopiero interwencja służby kontrwywiadu. Pawłowski już wcześniej zgodził się na współpracę jako agent „Szczery”. Teraz zamierzano sprawdzić jego przydatność w międzynarodowej grze szpiegowskiej].„Ciocia Jadzia przysyła ci pozdrowienia i paczkę”
Na terenie Niemiec, wyposażony w szpiegowski sprzęt, Pawłowski wykonywał swoje pierwsze zagraniczne zadania.
W pierwszej kolejności miał w Stuttgarcie odnaleźć uśpionego agenta, niejakiego Stefana Kuca. Dosyć szybko dotarł do jego mieszkania. By doprecyzować swoją wizytę, Pawłowski podał hasło: „Ciocia Jadzia przysyła ci pozdrowienia i paczkę”, na które odzew Kuca miał być zapytaniem: „A czy jest zdrowa?”.
Reklama
Po wstępnym rozpoznaniu Kuc niechętnie wyznał Pawłowskiemu, że chyba nie nadaje się na agenta. „Ale mnie nic do tego. Ja nie jestem od wczuwania się. Przekazuję mu dyspozycje z Centrali. Uczę go na pamięć zadania, które go jeszcze czeka, i sposobu powrotu do Polski. Chociaż nie wygląda na to, żeby za bardzo chciał wracać” – pisał sportowiec w książce Najdłuższy pojedynek.
Agent śpioch
Następne zadanie czekało na Pawłowskiego w Düsseldorfie. Tam również miał uruchomić kolejnego uśpionego agenta polskiego wywiadu. Gdy dotarł do jego mieszkania, został powitany bardzo niechętnie.
Prosi, żeby przekazać, że nie chce i nie może pracować dla wywiadu. Chce zostać, spokojnie żyć i pracować. No tak. Krótko odpowiadam, że to nie zależy ode mnie, że ja nie mam nic przeciwko niemu i jego żonie, ale też nie mogę decydować. Mogę tylko przekazać do centrali to, co usłyszałem.
Sumiennie przekazuję do centrali
Tak właśnie zrobił zaraz po powrocie do Polski. I jak najdokładniej powtórzył płk. Bogucie treści przeprowadzonych rozmów i swoje zdanie na temat zachowania odwiedzonych w Niemczech agentów.
Reklama
Żegnając się z pułkownikiem, wyraził nadzieję, że teraz będzie mógł więcej czasu poświęcić na treningi, które w ostatnim okresie wyraźnie zaniedbał.
„Obawiam się, że będziesz musiał wrócić do Niemiec. Dlatego że jestem tam spalony, musisz wykonać moje zadanie” – odpowiedział Boguta. „No dobrze, ale co z treningami? Muszę mieć jakieś usprawiedliwienie. – Tym się nie przejmuj, wszystko bierzemy na siebie, załatwimy w Związku”.
Nie przejmuj się treningami
Istnieje przypuszczenie, że zaproszenie z NRF-u zostało sfingowane. Tak więc w myśl polskiego kontrwywiadu Pawłowski pod płaszczykiem wspólnych treningów miał zajmować się penetracją wywiadowczą na terenie Niemieckiej Republiki Federalnej.
Miał też oczywiście nakłaniać do dalszej współpracy przebywających na terenie Niemiec zamrożonych agentów i przekazywać każde, nawet banalne, zasłyszane od nich zdanie. Ze zdziwieniem zauważył, że sam znalazł się w kręgu zainteresowań niemieckich służb. (…)
„Ciekawe, czym im tak zaimponowałem?”
Pawłowski podczas swojego pierwszego wywiadowczego wyjazdu do NRF-u nie wsławił się jakimś szczególnym osiągnięciem. Dostał co prawda pochwałę, ale nawet sam był zaskoczony wyróżnieniem, o czym nawet napisał w książce Najdłuższy pojedynek.
Po powrocie składam raport z pobytu. Niespodziewanie dla mnie Mietek [Boguta – przyp. aut.] jest cholernie zadowolony z przebiegu mojej misji. (…) Za kilka dni spotykamy się z kimś z góry. Pewien naprawdę liczący się człowiek chce cię poznać osobiście. Twój sukces!
Reklama
Ciekawe, czym im tak zaimponowałem? Tym, że oddałem trochę marek z własnych diet? Marki u nas strasznie drogie, to fakt, ale znów nie było tyle tego, żeby aż dawać ordery. Orderu mi chyba nie za bardzo dadzą, lekko by się wygłupili.
Tym liczącym się człowiekiem, który pragnął poznać Pawłowskiego osobiście, był płk Michał G. (…) Kilkanaście miesięcy później płk G. zdradził mocodawców z PRL, uciekł do Berlina Zachodniego i zgłosił się do rezydenta CIA.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Wiktora Bołby pt. Szpieg olimpijski. Od PRL-owskiego celebryty do wroga państwa numer 1 (Wydawnictwo Fronda 2022).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.