Dwór królewski XVII stulecia stanowił potężną machinę, angażująca nawet nie setki, ale przeszło tysiąc osób. Formalnie osobne dworu mieli królowie, ich małżonki oraz każde z dzieci. Szczególnie wiele można powiedzieć o sytuacji panującej w otoczeniu jednej z najbogatszych i najaktywniejszych polskich monarchiń: Ludwiki Marii Gonzagi poślubionej kolejno Władysławowi IV Wazie (1646-1648) i Janowi Kazimierzowi (1649-1667). Kogo i na jakich warunkach zatrudniała królowa? I ile zarabiali jej dworzanie?
Dwory polskich królowych przełomu XVI i XVII stulecia liczyły średnio około 100 osób. Za czasów przyzwyczajonej do luksusu Ludwiki Marii otoczenie monarchini stopniowo spuchło jednak aż do stu pięćdziesięciu osób, łącznie zaś przewinęły się przez nie setki dworzan i służących.
Reklama
Królowa posiadała niezależny, prywatny majątek, w dużej części przywieziony jeszcze z francuskiej ojczyzny. Znajdowała się w o wiele lepszej sytuacji finansowej od stale zadłużonych mężów, a nawet udzielała im ogromnych pożyczek. W efekcie także jej dworzanie mogli liczyć na szczególnie dobre warunki zatrudnienia.
Dwór męski
Kadry monarchini stanowiły zawiłą mozaikę rang, tytułów i profesji. Na dobrą sprawę Ludwika Maria miała nie jeden dwór, lecz dwa — męski oraz żeński, nazywany fraucymerem lub dworem białym.
Wbrew temu, co można by sądzić, pierwszy był liczniejszy od drugiego. Na jego czele formalnie stało kilku urzędników noszących ze wszech miar dumne tytuły: marszałek dworu, kanclerz, podskarbi, podczaszy, krajczy czy koniuszy. Wszystko to byli Polacy, przedstawiciele możnych rodzin.
Ci tak zwani dworzanie honorowi nie otrzymywali zapłaty za swą służbę, nie przebywali też stale u boku władczyni, a często jednocześnie piastowali inne stanowiska. Urzędy dworskie zapewniały im jednak prestiż i dostęp do tronu.
Reklama
Podręczni, pokojowcy, kucharze… Dwór niższy królowej
Faktyczną, codzienną pracę na rzecz monarchini wykonywali członkowie „dworu niższego”. To już było grono bez porównania liczniejsze. Przez wszystkie lata panowania Francuzki przewinęło się przez nie przynajmniej około stu osób.
Przetrwały wiadomości o dwunastu „podręcznych” Ludwiki Marii, dworzanach do różnorodnych, doraźnych posług. Źródła wspominają też dziewięciu pokojowców. Poza tym często niedomagająca królowa miała rzecz jasna lekarzy (łącznie jedenastu), dodatkowo dwóch chirurgów, aptekarza i — rzecz oczywista — astrologa, zatrudnionego, by potwierdzał wspaniałą przyszłość, jaką jej wieszczono.
Dwór niższy obejmował też sekretarzy (jeszcze dwóch poza najbardziej zaufanym Pierre’em Des Noyers), kuchmistrzów, kucharzy, piekarzy i kredensowych odpowiedzialnych za wszelkie sprawy związane z wyżywieniem otoczenia królowej, a prócz tego na przykład odźwiernych, kwatermistrzów czy różnych nadzorców majątku.
Ludwika Maria miała wreszcie własnego szewca, fryzjera, ślusarza i zarządcę przytułków. Wszyscy ci dworzanie pracowali nie dla tytułów i renomy, lecz dla pieniędzy. Stałe pensje otrzymywała też postawiona najniżej w hierarchii służba zatrudniana do zadań, którymi nie chcieli sobie brudzić rąk szlachcice czy rzemieślnicy królowej.
Reklama
U schyłku życia Gonzagówny tych „drobnych służących”, petits officers, było na jej utrzymaniu dwudziestu sześciu. Faktycznie pewnie więcej, bo dokumenty nie uwzględniały raczej młodzieży i każdego z najniższych posługaczy.
Dwa fraucymery najjaśniejszej pani
Fraucymer też miał ścisłą hierarchię. Do wyższego dworu należały damy honorowe: członkinie najlepszych rodów, żony i córki senatorów, starsze, szanowane matrony o świetnym rodowodzie.
W przeciwieństwie do mężczyzn o tym statusie one otrzymywały zapłatę — przynajmniej jeśli były pannami. Ale i dużo częściej niż czołowi urzędnicy dworu faktycznie towarzyszyły królowej, oddawały się wspólnie z nią rozrywkom i szczytnym inicjatywom. Asystowały też Ludwice Marii przy kluczowych uroczystościach, w oficjalnej scenerii.
Liczniejszy był „fraucymer dolny”. Należały do niego młodsze, gorzej urodzone panny. Od nich oczekiwano angażowania się w roboty kobiece, jak przędzenie, reperowanie strojów, posługi na dworze.
Królowa nie ze wszystkimi utrzymywała codzienny kontakt, a w pełnym składzie fraucymer występował u jej boku tylko podczas wyjątkowo hucznych ceremonii. Jeszcze bardziej pośledni status miały pokojówki, a u samego dołu hierarchii stały dziewki służebne usługujące pannom fraucymeru.
Członkiniom dworu białego nie przydawano tak ścisłych rang jak mężczyznom. Często pisano o nich zdawkowo: „panna z fraucymeru królowej”, „z pokoi kobiecych”, „dwórka”. Często też tytułowano je zdecydowanie na wyrost.
Reklama
Znawczyni tematu Bożena Fabiani stwierdziła półżartem, że gdyby ściśle kierować się wiadomościami źródeł, należałoby przyjąć, że samych tylko zwierzchniczek fraucymeru, ochmistrzyń, było w pierwszych latach panowania Ludwiki Marii… nawet osiem. W rzeczywistości były dwie.
Zarobki na dworze żeńskim
Według zachowanych rachunków panny z dworu niższego zarabiały na początku lat 50. XVII stulecia przynajmniej po sto złotych polskich rocznie — w przeliczeniu około dwunastu tysięcy w dzisiejszych pieniądzach.
Damy honorowe inkasowały od trzystu do czterystu złotych polskich, a więc nawet blisko sześćdziesiąt tysięcy w naszej walucie. Najwyżej postawiona ochmistrzyni mogła liczyć na okrągły tysiąc; sto dwadzieścia tysięcy złotych z 2022 roku.
Kwoty same w sobie nie brzmią imponująco. Trzeba jednak pamiętać, że królowa brała na siebie wszystkie koszty utrzymania członkiń fraucymeru. Zapewniała damom komfortowe kwatery, kazała dla nich szyć i kupować piękne stroje, z własnego skarbca opłacała zarówno ich codzienne posiłki, jak i odświętne uczty.
Reklama
Panny otrzymywały też podarki, zapewniano im różnorakie okazje do pomnażania majątku. O tym, jak liczne i intratne, dobrze świadczy przykład mademoiselle de Villeneuve, która po piętnastoletniej służbie na dworze powróciła do Francji z oszczędnościami w kwocie dwudziestu pięciu tysięcy liwrów. A to w przeliczeniu „na nasze” jakieś dwa miliony.
Zarobki męskich dworzan królowej
Gaże mężczyzn usługujących królowej i jej paniom często były sporo wyższe. W nieco późniejszych latach, już po potopie szwedzkim, gdy wartość pieniądza spadła, zwykli pokojowcy otrzymywali od ponad dwudziestu do około pięćdziesięciu złotych rocznie (1600–4200 w dzisiejszych pieniądzach).
Kucharz inkasował trzysta złotych polskich (26 000), odźwierny około dwustu (18 000), krawiec tysiąc (90 000). Ale już na temat średniej rangi urzędników Pierre Des Noyers pisał, że zarabiali średnio dwa tysiące rocznie (180 000). Gaża samego sekretarza była znacznie wyższa: mogła sięgać nawet dziewięciu tysięcy (790 000 w obecnej walucie!).
Poza nim tak wielkie lub nawet większe kwoty otrzymywali chyba tylko medycy. Oficjalna pensja Charlesa Conrade’a, pierwszego lekarza monarchini, wynosiła dziewięć tysięcy złotych polskich.
Reklama
Zasady panujące na dworze króla każą jednak sądzić, że dostawał on jeszcze drugie tyle tytułem „obroku”, a więc rekompensaty za koszty utrzymania. Razem daje to roczne wynagrodzenie w kwocie półtora miliona złotych z 2022 roku.
Inni doktorzy Ludwiki Marii otrzymywali od czterech do pięciu tysięcy (350 000—440 000), aptekarz trzy tysiące (260 000), chirurg — dwa (180 000 w obecnej walucie).
Suma kosztów
Łącznie cała ta masa ludzi, wszystkie wyszukane rozrywki, dzieła sztuki i przejawy naukowego patronatu kosztowały krocie.
Wyliczono, że habsburskie poprzedniczki Ludwiki Marii wydawały rocznie blisko sto czterdzieści tysięcy złotych polskich, czyli szesnaście–siedemnaście milionów w dzisiejszych pieniądzach. Potrzeby i aspiracje Gonzagówny były jednak sporo większe.
***
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.