Łatwo wskazać najbardziej wpływową władczynię w dziejach Polski. Bez wątpienia była nią Bona Sforza. Po niej już tylko jednak kobieta mogła choćby marzyć o podobnej władzy i możliwościach: Ludwika Maria Gonzaga (zm. 1667). Poślubiła dwóch królów z dynastii Wazów, stanowiła szarą eminencję dworu, bez niej Polska nigdy nie przetrwałaby potopu szwedzkiego. Nikt jednak nie przewidywał, że władczyni zbuduje sobie taką pozycję.
Bezpośrednio po przybyciu do Polski na początku 1646 roku francuska księżniczka Ludwika Maria Gonzaga… marzyła tylko o powrocie do ojczyzny. Mąż, Władysław IV Waza, kpił z niej, poniżał ją, opóźniał jej koronację oraz ostentacyjnie unikał jej towarzystwa, przekładając ponad nie spotkania z kochanicami.
Reklama
Nie zapałał do nowej małżonki nie tylko uczuciami, ale nawet jakąkolwiek sympatią. Śmiało można stwierdzić, że Ludwika Maria należała do najbardziej nieszczęśliwych polskich królowych. Ale tylko do czasu.
Francuzka pod jednym względem bardzo różniła się od właściwie wszystkich poprzedniczek. Przed przybyciem nad Wisłę zarządzała prowincją państwa, była dziedziczką ogromnego majątku ziemskiego, a dzięki korzystnym układom z paryskim dworem posiadała prawdziwą fortunę… której bardzo potrzebował wiecznie zadłużony Waza. I która, w myśl kontraktu małżeńskiego, znajdowała się w jej pieczy i nie mogła zostać łatwo przejęta przez króla.
Bankrut w koronie
Niemal każdy kto gościł w warszawskich pałacach królewskich za czasów Władysława IV Wazy notował ze zdziwieniem pustkę i mizerność codziennego bytowania.
Na zamku służących była tylko garstka, często król nie miał wręcz kogo wezwać do pomocy. Zwyczajne posiłki okazywały się niesamowicie skromne. Jedno i drugie wynikało z niedoboru funduszy.
Reklama
Władysławowi IV brakowało środków nawet na wypłaty dla pokojowców. Kupcy warszawscy coraz częściej odmawiali królowi kredytów, przekonani, że nigdy nie zostaną spłaceni. W efekcie kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł zanotował w pamiętniku nawet przypadek, gdy w zamku dokumentnie zabrakło opału i jakiejkolwiek strawy.
Jak wielkie było łączne zadłużenie Władysława IV? Policzono, że w roku 1642, na cztery wiosny przed przybyciem Ludwiki Marii nad Wisłę, zobowiązania Władysława IV Wazy sięgały przeszło 4,4 milionów złotych polskich. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze to zawrotne pół miliarda złotych.
Na astronomiczną sumę składały się między innymi nadal niespłacone koszty pogrzebu Zygmunta III Wazy (469 tysięcy nowożytnych złotych polskich), długi związane z poprzednim, dużo huczniejszym weselem (bagatela 362 tysiące), kredytowane wydatki na „potrzeby dworskie” (aż 1,26 miliona złotych polskich), na rozbudowę floty i gwardię królewską (ponad 2 miliony) czy wreszcie na stajnie i muzykantów (razem niespełna 200 tysięcy).
W 1646 roku, wobec fiaska planów wojennych wymierzonych w Turcję, bilans musiał wyglądać nawet gorzej. Król znajdował się pod ścianą. A jedynego możliwego wybawiciela dostrzegł w żonie, którą dotąd tylko poniżał i wyśmiewał.
Reklama
Marzenia o ratunku
Dwór paryski, w przeciwieństwie do wiedeńskiego, respektował umowy. Ustalona przed ślubem kwota posagu została wypłacona zgodnie z zapisami kontraktu. Dla Władysława IV to wciąż było jednak o wiele za mało. Poza pieniędzmi, które z góry przeznaczono dla niego, chciał dobrać się też do drugiej, znacznie większej sumy: osobistych środków Ludwiki Marii.
Pewnie to dlatego już po paru miesiącach zaczął zmieniać śpiewkę. Usunął ze swojego bezpośredniego otoczenia najbardziej rażącą dla Francuzki kochankę — Rozynę Eckenberg. Poza tym oddał w ręce Ludwiki Marii kontrolę nad wieloma nominacjami urzędniczymi, co otwierało monarchini drogę do budowy własnej klienteli, do wiązania ze sobą przedstawicieli elit.
Na sejmie król zadbał też o potwierdzenie oprawy Ludwiki Marii — a więc o zapisanie jej majątków państwowych mających stanowić zabezpieczenie na wypadek jego śmierci.
W zamian za wszystkie gesty dobrej woli Władysław IV oczekiwał bezwarunkowego dostępu do fortuny. Dawna zarządczyni prowincji, intrygantka i księżna nie była jednak tak naiwna, by wyzbywać się najcenniejszego atutu. Po długich, usilnych namowach, czy wręcz błaganiach, zgodziła się tylko… udzielić małżonkowi kredytu. Zresztą na dość bandyckich zasadach.
Kredyt na żoninych warunkach
Zachował się pełen tekst skryptu dłużnego, który zbankrutowany Waza wystawił w dniu 16 września 1646 roku. Dokument jest o wiele za długi i zbyt złożony, by przytaczać go w całości. Przebiegła, nieufna Ludwika Maria zadbała o każdą ewentualność, a Władysław IV nie miał innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na wszelkie, nawet najbardziej kompromitujące i lichwiarskie zapisy.
Pożyczka opiewała na sumę 660 tysięcy złotych polskich. To w przybliżeniu 81 milionów w obecnej walucie. Dług został zabezpieczony „na klejnotach, srebrnych i złotych sprzętach i na innych precjozach” Władysława IV.
Reklama
Na potrzeby umowy kredytowej sporządzono ich dokładny inwentarz i wycenę, a król oficjalnie przekazywał cały swój cenny dobytek w ręce małżonki. Do chwili spłaty zobowiązań monarcha miał zasiadać w fotelach należących do żony, zakładać pierścienie i łańcuchy będące w jej posiadaniu i żyć wśród dzieł sztuki, na których Ludwika Maria miałaby pełne prawo doczepić etykiety: „Własność królowej”.
Umowa uwzględniała jakość monety, w której miała być dokonana spłata. Brano też pod uwagę wszelkie machlojki, jakich mógłby się dopuścić Władysław IV.
W razie gdyby ruchomości nie wystarczyły do spłaty długu, Ludwika Maria miała prawo zająć dowolną część majątku Wazy. Nawet dobra już zapisane komuś innemu w testamencie lub oddane za życia. Nawet kosztowności, które król próbowałby ukryć przed nią za granicą. Słowem: wszystko. Monarchini zawarowała także zasady postępowania w razie swojej śmierci, a także w razie zgonu jej wyznaczonych spadkobierców.
W absolutnie każdym przypadku dług miał zostać uiszczony. Gdyby zaś tak się nie stało, dokument dawał Ludwice Marii jawne pozwolenie na wyprzedanie dóbr króla.
Reklama
„Z powodu szczególnego afektu”
„Wiadomym czynimy każdemu, kto powinien o tym wiedzieć, iż Najjaśniejsza Ludwika Maria Gonzaga, królowa polska i szwedzka, nasza najukochańsza małżonka, z powodu szczególnego afektu, jakim nas darzy, udzieliła nam pożyczki ze swoich własnych i posagowych pieniędzy” — ogłaszał Władysław IV w dołączonym do umowy kredytowej liście asekuracyjnym.
Dalej zaś dodał, że sam, „wiedziony wzajemnym ku Najjaśniejszej królowej miłości afektem”, postanowił zagwarantować jej odsetki w wysokości 46 200 złotych polskich rocznie. Cały dług miał zostać spłacony po czterech latach. Razem z procentami kwota rosła do niemal 850 tysięcy — 104 milionów w dzisiejszych pieniądzach.
Na poczet oprocentowania Ludwika Maria zażądała, by Władysław IV zapisał jej przychody ze swoich dóbr ziemskich poza granicami kraju, a także prawo do pobierania części ceł z portów gdańskiego i elbląskiego.
Dokument pod naciskiem monarchini sformułowano tak, że przy samym jego okazaniu — niezależnie od odmiany królewskiego zdania, od późniejszych rozkazów lub gróźb — każdy urzędnik miał obowiązek bez zwłoki „wypłacić lub kazać wypłacić na rzecz Najjaśniejszej królowej w oznaczonych terminach” wszystko, co jej się należało. To już zaś była jasna oznaka nieufności. Nawet afront, pokazujący jak niewiele znaczyły dla Ludwiki Marii słowa i gwarancje „darzonego afektem” małżonka.
Reklama
Cyniczne przewidywania
Czy Gonzagówna spodziewała się, że faktycznie kiedykolwiek ujrzy z powrotem swój majątek? Wypada wątpić. Była na tyle przytomna, by pożyczyć nie całą prywatną fortunę, ale nieco ponad jej połowę.
Wystawione przez męża dokumenty stanowiły jeśli nie gwarancję zwrotu, to przynajmniej najlepsze z możliwych narzędzie wpływu na króla. Odtąd Ludwika Maria miała Władysława IV w garści. A pośrednio miała też w ręku Rzeczpospolitą, bo przecież granica między majątkiem publicznym a prywatnymi funduszami króla nie była sztywna.
Nawet jeśli posłowie stanowczo odrzucili możliwość spłaty długu zaciągniętego u Ludwiki Marii, to nie mogli go zupełnie ignorować. Było tylko kwestią czasu, kiedy królowa upomni się o swoje.
***
Tekst powstał w oparciu o moją książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Jedną z głównych bohaterek historii jest właśnie Ludwika Maria Gonzaga. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.