Każdy folwark szlachecki zaczynał się od dworu – domostwa, w którym zamieszkiwał ziemianin, zwykle posiadacz danej wioski, wraz ze swoją rodziną. Na tym jednak folwark nigdy się nie kończył. W skład swoistego „przedsiębiorstwa”, zapewniającego szlachcicowi dochody i beztroską pozycję, wchodziło też wiele innych, dzisiaj często zapomnianych budowli. Wszystkie były konieczne, by wygodnie żyć na wsi i czerpać z niej należyte dochody.
O tym, jak w XVI czy XVII stuleciu wyglądały polskie dworki szlacheckie pisałem już w innym tekście. Nie były to w każdym razie zwykle ani budynki szczególnie przestronne, ani tak okazałe, jak gmachy dzisiaj zdobiące polską prowincję. Nie zapanowała jeszcze moda na ganki z kolumienkami, ani na jedną typową bryłę.
Reklama
Przerośnięta skala była zbędna z różnych przyczyn. Po części po prostu dlatego, że przeróżne funkcje starano się przenosić poza dwór. Dzisiaj nie każdy zdaje sobie sprawę, że polskim siedzibom szlacheckim zawsze towarzyszyło pełno innych budynków.
Bez nich nie mógł funkcjonować ani dwór – w rozumieniu prywatnej siedziby posesjonata – ani tym bardziej folwark, a więc jego przedsiębiorstwo rolne, zarabiające na wyzysku chłopów pańszczyźnianych.
Rządny, solidny, otoczony gmachami. Co stało obok typowego dworku szlacheckiego?
Jak zalecał kasztelan brzeski Jakub Ponętowski w drugiej połowie XVI stulecia, ziemianin powinien swój dom rozsądnie, „rządnie”, rozmierzyć, solidnie zbudować, ale też otoczyć „gmachami różnej miary”, zgodnie z potrzebami.
Obok dostatniego dworu mógł stać dom czeladny, przeznaczony dla służących. Dzięki temu szlachcic nie musiał stykać się z zatrudnionymi chłopami, kiedy ci nie pracowali. Poza tym zaś zyskiwał dodatkową przestrzeń we dworze na własne potrzeby.
Reklama
W osobnym, choć pobliskim, budynku lokowano też kuchnię. Był to zabieg pozwalający uniknąć zaprószenia ognia. Ponętowski tłumaczył, że w samym „mieszkaniu” powinna stać tylko „kuchenka”, służąca szybkiemu podgrzewaniu potraw.
Potrzebom codziennego życia służyły jeszcze łaźnia, częsta przy dworach przynajmniej w XVI wieku, a także „miejsce sekretne” – czyli wychodek.
Cytowany poradnik z epoki wymieniał jeszcze między innymi psiarnię, którą należało lokować co najmniej pół mili od domu (zapewne z racji uciążliwego hałasu), „piwnicę chłodną” czy „lodownię pewną”.
W tym ostatnim przypadku chodziło o podziemną komorę, którą zimą wypełniano lodem, by przez kolejne miesiące zapewniała niską temperaturę, konieczną do długiego przechowywania żywności.
Reklama
Folwark szlachecki w Polsce i jego budowle
Poza tym przy dworze stawiano zabudowania czysto gospodarcze. Folwark nie mógł się obyć bez gumna, czyli odpowiednika dzisiejszej stodoły. W dużych gospodarstwach wznoszono kilka gumien, a nadmiar zboża trzymano w brogach, pod prostymi daszkami, tylko częściowo chroniącymi zbiory przed deszczem.
Nieodzowna była stajnia, zwłaszcza przy znanym zamiłowaniu szlachty do wierzchowców. Jak podawał historyk Andrzej Wyczański, samych tylko koni roboczych trzymano w typowym folwarku od trzech do pięciu.
Obora zapewniała miejsce dla średnio dziesięciu krów dojnych i przynajmniej czterech wołów. Przeciętny ziemianin miał też jakieś dwadzieścia świń (latem wypuszczanych na żer do lasów), poza tym zaś kury, gęsi, kaczki, czy wreszcie owce, choć te nie wszędzie hodowano.
Łącznie cały inwentarz żywy w zupełnie zwyczajnej majętności składał się z przynajmniej stu, a często stu pięćdziesięciu zwierząt. Nic więc dziwnego, że dla jego pomieszczenia potrzeba było aż tylu budowli. I że w efekcie folwark pod względem skali mógł niekiedy robić wprost wrażenie osobnej wioski w wiosce.
***
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.