W latach dziewięćdziesiątych XX wieku w zbiorach biblioteki uniwersyteckiej w Würzburgu dość niespodziewanie odkryto wyjątkową grafikę: pierwszą w dziejach panoramę Wawelu oraz otaczającej go zabudowy miejskiej malowaną nie z wyobraźni, lecz z natury. Treść obrazu jest jednak… osobliwa. I to do takiego stopnia, że historycy rzadko decydują się go reprodukować i zamieszczać w publikacjach poświęconych dziejom Krakowa oraz najsłynniejszej rezydencji polskich królów.
Widok Krakowa – a przede wszystkim Kazimierza – od południa powstał z inicjatywy pośledniego niemieckiego władcy, palatyna Renu Ottona Henryka Wittelsbacha.
Reklama
Rozrzutny i zadłużony dynasta w 1537 roku odwiedził Polskę, aby upomnieć się u króla o nigdy niewypłacony posag swojej babki – nieżyjącej już siostry Zygmunta Starego, Jadwigi Jagiellonki.
W długą podróż przez kontynent Wittelsbach zabrał ze sobą malarza, prawdopodobnie Matthiasa Gerunga, który miał uwieczniać kolejne mijane miejscowości. Owocem pracy był album zawierający kilkadziesiąt panoram, w tym także obraz „królewskiego miasta Craga w Boln”, a więc Krakowa w Polsce.
Z natury i… z błędami. Pierwsza prawdziwa panorama Wawelu
Autor zapomnianego na kilka stuleci barwnego widoku okolic Wawelu oglądał wzgórze zamkowe z oddalonego o nieco ponad dwa kilometry kopca Krakusa. Nie musiał kierować się wyobraźnią, a mimo to… przedstawił zabudowę rezydencji w sposób pełen błędów i przekłamań.
Na jego panoramie widać południowe mury obronne zamku, ale znajduje się w nich poza Lubranką tylko jedna baszta. Powinny zaś być cztery. Wszystkie wieże Gerung zwieńczył wprost monstrualnymi, spiczastymi hełmami, niemal podwajającymi ich wysokość. Dachy baszt na pewno nigdy tak nie wyglądały.
Reklama
Gmachy pałaców zlewają się poza tym z sobą, zupełnie brakuje kurtynowej ściany od południa, choć powinna być szczególnie dobrze widoczna. Rezydencja ma też dwa, a nie trzy rzędy okien: malarz zgubił zatem jedną kondygnację.
Można wymieniać jeszcze inne niedociągnięcia. Lepiej jednak zapytać, z czego wynikały, jeśli Gerung osobiście oglądał Wawel, a w swoich pracach wykazywał zwykle sporą dbałość o szczegóły.
Skąd tak wiele pomyłek?
Rzecz przekonująco wyjaśnił profesor Jerzy Banach. Według niestrudzonego badacza dawnych widoków Krakowa i Wawelu Gerung nie tyle malował miasta z natury, co tylko przygotowywał robocze szkice, mające być podstawą przyszłych obrazów, na których stworzenie brakowało czasu w podróży.
Ostateczną wersję panoramy polskiej stolicy, tę, którą można oglądać dzisiaj, artysta wykonał już po powrocie do domu.
Reklama
Wówczas ani nie pamiętał dokładnie widoków, jakie roztaczały się przed nim parę miesięcy wcześniej, ani nie był zdolny skontrolować braków i niedokładności. Najwidoczniej bowiem podczas pobytu w Krakowie „przygotował za mało szczegółowych szkiców”.
Niedoceniany wizerunek Wawelu
Osobliwa stylistyka Wawelu z obrazu Gerunga, tak różna od faktycznej formy pałacu Zygmunta Starego, sprawia, że panorama rzadko jest powielana drukiem. Każdy badacz zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że nie oddaje ona wiernie rzeczywistości, natomiast kolejne – już rzetelne – panoramy są młodsze zaledwie o kilka dekad.
Nie należy jednak z góry przekreślać wartości dzieła. Obraz oddaje także szczegóły realistyczne i możliwe do potwierdzenia w innych źródłach. Przede wszystkim widać na nim skutki wielkiego pożaru królewskiej rezydencji, który spustoszył zabudowania akurat, gdy budowa zamku była na ukończeniu.
Szkice do widoku powstały w 1537 roku, a efekt końcowy potwierdza, że dom Zygmunta wciąż nie miał wówczas – w rok po pożodze – całego dachu.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.