Jednym z symboli insurekcji kościuszkowskiej stali się chłopscy kosynierzy szturmujący rosyjskie pozycje. Nawet wtedy zaangażowanie członków najniższej warstwy społeczeństwa w konflikt było dalece ograniczone. Podczas kolejnego zrywu, powstania listopadowego, chłopi nie garnęli się zaś do walki z zaborcą już w ogóle. Włościanie za wszelką cenę starali się uniknąć poboru do wojska, a gdy już do niego trafili masowo dezerterowali. Dlaczego tak się działo?
W przededniu wybuchu powstania listopadowego ziemie wchodzące w skład Królestwa Polskiego zamieszkiwało niespełna 3,8 miliona ludzi. Z tego blisko 80% stanowili chłopi, głównie pańszczyźniani.
Reklama
Nie planowali sięgać po wsparcie chłopów
Mimo że włościan były miliony, to spiskowcy przygotowujący wystąpienie przeciwko carowi niemal w ogóle nie brali pod uwagę zaangażowania mas wiejskich w zryw niepodległościowy. Jak podkreśla Sławomir Leśniewski w książce pt. Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo?:
Bardzo niewiele mówiono o przyszłości chłopów, szczególnie w kontekście zniesienia pańszczyzny — jakby ta najliczniejsza przecież grupa społeczna znalazła się na zupełnym niemal uboczu zainteresowań spiskowców. I tak właśnie było.
Polska znajdowała się w przededniu ostatniego w swoich dziejach powstania o charakterze szlachecko-wojskowym, a ludzie, którzy już za chwilę mieli rzucić jego żagiew, nie zamierzali się zwracać o pomoc do mas chłopskich.
Unikanie poboru i dezercje
Dopiero, gdy powstanie już wybuchło, a car kategorycznie odrzucił jakiekolwiek negocjacje z Polakami i wysłał wojsko do stłumienia rewolty, przywódcy zrywu uznali, że konieczne jest powołanie pod broń również chłopów.
Reklama
Początkowo trafiali oni głównie do Gwardii Ruchomej. Była to formacja o charakterze pomocniczym, którą utworzono już w pierwszym tygodniu grudnia 1830 roku. Z jej szeregów wybierano następnie żołnierzy do jednostek liniowych.
Mimo początkowo stosunkowo niewielkiej skali zjawiska, pobór od pierwszych dni spotkał się z kategorycznym sprzeciwem włościan, którzy – chcąc uniknąć służby wojskowej – gremialnie ukrywali się po lasach. Również znaczna część szlachty była przeciwna angażowaniu chłopów w konfikt. Dziedzice nie chcieli bowiem tracić darmowej siły roboczej.
Problem nasilił się szczególnie wiosną, kiedy nastał czas zasiewów. Wtedy też rozpoczęła się fala dezercji. Szybko stała się ona dużym zmartwieniem dla władz wojskowych. Uciekinierzy nie tylko mogli liczyć na schronienie w rodzinnych stronach, ale co gorsza buntowali miejscową ludność.
Według zeznań schwytanych dezerterów jednym z głównych powodów ucieczek był głód. Chłopi wcielani siłą do Gwardii Ruchomej mieli nawet przez kilka dni nic nie jeść, a gdy już otrzymywali pożywienie było ono zepsute. Jeden z włościan z goryczą stwierdzał, że poborowych żywiono „nie tak, jak ludzi do obrony kraju przeznaczonych, lecz jak niewolników w krajach barbarzyńskich do najpodlejszych robót”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Cóż nam z tej ojczyzny?”. Polscy chłopi o „pańskiej” wojnie
Opór przeciwko powstaniu narastał na wsi również w związku z obowiązkiem kwaterowania i żywienia żołnierzy. Tymczasem w Sejmie miesiącami trwały jałowe dyskusje na temat ewentualnego oczynszowania części chłopów, a tym samym ograniczenia ich wyzysku. O całkowitym zniesieniu pańszczyzny nie było nawet mowy.
Ostatecznie nawet ten daleki od oczekiwań mas wiejskich projekt upadł. Trudno, aby było inaczej, skoro aż 85% deputowanych wywodziło się ze stanu szlacheckiego. Jak podkreślał Maksymilian Meloch w książce pt. Sprawa włościańska w powstaniu listopadowym:
Reklama
Polityka przywódców powstania, przeciwnych reformie włościańskiej, wywoływała opłakane skutki. Mamy już w tym czasie do czynienia ze stanowiskiem nie tylko obojętnym dla powstania, ale w niektórych wypadkach — wręcz wrogim.
Nastroje znacznej części chłopów oddawały słowa jednego z nich, który według relacji zachowanej w zbiorach Muzeum Polskiego w Rapperswilu miał stwierdzić: „Ojczyzna — ojczyzna! I cóż nam z tej ojczyzny? Jeden pan sprzedaje nas drugiemu, a król ten czy ów nic nam nie zelży”.
W efekcie – jak pisze Sławomir Leśniewski – chłopi dołączyli do powstańców w większej liczbie „jedynie na Litwie, ale wynikało to głównie z faktu, iż akurat tam postępująca pauperyzacja zepchnęła do stanu chłopskiego liczną drobną szlachtę”. W przypadku ziem Ukrainy „pańska” wojna w ogóle nie interesowała plebejów. Z kolei w Królestwie Polskim „jedynie w niewielkim stopniu zasilili powstańcze szeregi”.
Puste frazesy arystokratów
Trudno dziwić się niechętnej postawie chłopów, jeżeli zamiast dostać gwarancję poprawy losu słuchali tylko pustych frazesów. Książę Adam Jerzy Czartoryski perorował na przykład, że „panowie póty ich uwolnić nie mogli, póki Moskal panował”. Dalej zaś dodawał, że nadanie wolności osobistej powinno odbyć się „z pewną uroczystością i formalnością wobec rządu publicznego i pod błogosławieństwem miejscowych obojga wyznań kapłanów”.
Reklama
Zdaniem tego arystokraty z uwłaszczeniem należało ogółem poczekać do zwycięskiego zakończenia powstania. Wtedy przecież o całym temacie dałoby się po prostu zapomnieć.
Polscy chłopi w powstaniu. Czy historia mogła potoczyć się inaczej?
Warto jeszcze zapytać czy historia mogła potoczyć się inaczej. Czy gdyby rzeczywiście przywódcy powstania zdecydowali się na uwłaszczenie chłopów, przełożyłoby się to na szerokie zaangażowanie mas wiejskich w walkę? I co ważniejsze: czy inny były wówczas rezultat konfrontacji? Sławomir Leśniewski w książce pt. Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo? nie ma złudzeń:
Mniemanie, iż byłby to cudowny sposób gwarantujący triumf nad Rosją, jest jednak z gruntu fałszywe. W przekonaniu mas chłopskich wojna stanowiła sprawę wyłącznie „pańską” i żadne akty prawne o charakterze ustrojowym nie zdołałyby tego z dnia na dzień zmienić.
Owszem, mogły rozpocząć dość szybko postępujący proces, ale nie były w stanie przewartościować chłopskiej świadomości jeszcze podczas toczącej się „szlacheckiej” wojny. To wymagało czasu.
Mimo wszystko brak jakichkolwiek ustępstw ze strony polskiej szlachty na rzecz chłopów był bardzo na rękę Rosjanom. Rozsiewali oni nawet plotki, że car nosi się z planami zniesienia pańszczyzny. Rzecz jasna nie miało to nic wspólnego z prawdą, ale hasła skutecznie zniechęcały chłopów do ewentualnego poparcia zrywu niepodległościowego.
Czy powstanie listopadowe dało się wygrać?
Bibliografia
- Andrzej Chwalba, Historia Polski 1795-1918, Wydawnictwo Literackie 2005.
- Sławomir Leśniewski, Powstanie 1830-1831. Utracone zwycięstwo?, Wydawnictwo Literackie 2023.
- Maksymilian Meloch, Sprawa włościańska w powstaniu listopadowym, Gebethner i Wolff 1939.