Na Wawelu istnieje budynek nazywany Kuchniami Królewskimi. Znajduje się w najbardziej reprezentacyjnym punkcie wzgórza: na zamku górnym, w bezpośrednim sąsiedztwie wnętrz, w których niegdyś mieszkali królowie. Łatwo go rozpoznać, ponieważ jest niższy od sąsiednich skrzydeł i nie ma krużganków. Przede wszystkim jednak nie ma prawie nic wspólnego z gmachem, od którego przejął swoje zwyczajowe miano.
Oryginalne kuchnie królewskie na Wawelu zostały wzniesione w latach 1515–1518 według pomysłu czy wręcz projektu samego Zygmunta Starego. Nie przetrwały jednak do naszych czasów.
Reklama
Nie zachowały się też żadne ich rysunki albo obrazy, choć sporo szczegółów można zrekonstruować na podstawie badań archeologicznych, rachunków zamkowych i innych archiwaliów.
Jak wyglądały kuchnie królewskie na Wawelu w dobie renesansu?
Budowla wyraźnie różniła się od skrzydeł pałacowych, które w przeciwieństwie do niej wciąż zdobią wzgórze wawelskie. Miała tylko dwie użytkowe kondygnacje – parter i piętro, zwieńczone strzelistym dachem z wysoko wyprowadzonymi kominami.
Nie była też podłużna i jednotraktowa, jak domy króla i królowej. Przy szerokości 30 metrów i długości 25 metrów miała plan zbliżony do kwadratu.
Pośrodku parteru biegła wybrukowana, przelotowa sień, pozwalająca przedostać się na obszar zamku dolnego z pominięciem głównej bramy pałacowej. Po bokach rozmieszczono z kolei łącznie cztery kuchnie: dwie większe od frontu i dwie wyraźnie mniej przestronne na tyłach budowli. Pośrodku każdej stał potężny piec.
Reklama
Cztery piece, cztery kuchnie
Największa z kuchni miała aż 140 metrów kwadratowych i przynależała do króla. Kuchnia najjaśniejszej pani była nieco skromniejsza – niespełna stumetrowa. Dwa pozostałe pomieszczenia z piecami zaspokajały zapewne potrzeby dworzan, służby wielkorządowej i pozostałych członków rodziny monarszej.
Powyżej, na piętrze, znajdowały się komórki i schowki, a ponadto trzy apartamenty, wyposażone we własne piece i dodatkowo dogrzewane przez wielkie kominy palenisk kuchennych. O ich lokatorach zachowały się nieliczne wiadomości.
Przez jakiś czas mieszkali tam członkowie dworu Bony Sforzy, między innymi kapelani i przybyły z Włoch pomocnik kredensarza królowej.
Ogromne koszty i kadry. Krótki okres świetności kuchni królewskich
Za czasów Zygmunta Starego tylko kuchnia samego króla zatrudniała około trzydziestu osób. Podobnymi kadrami musiała dysponować także kuchnia królowej.
Na ich funkcjonowanie wydawano około 1/4 całego budżetu dworu. Przykładowo w roku 1547 było to aż 26 000 florenów – odpowiednich niemal 20 milionów dzisiejszych złotych.
Kuchnie działały jednak na pełnych obrotach tylko przez jakąś dekadę. Po śmierci Zygmunta Starego już żaden król nie mieszkał stale czy nawet długo na Wawelu. Budynek niszczał więc, i to szybciej niż reszta zamku, wciąż używanego podczas koronacji czy pogrzebów królów i królowych.
Reklama
Szpital, koszary, przytułek
U schyłku XVIII wieku kuchnie królewskie stanowiły już ruinę. Po upadku Rzeczpospolitej zainteresowały się nimi władze krótko istniejącego Księstwa Warszawskiego. W roku 1805 ruszyła gruntowna przebudowa budowli, która stała się odtąd szpitalem dla żołnierzy rannych w wojnach napoleońskich.
Potem gmach wykorzystywano jako część koszar austriackich, a także przytułek dla włóczęgów i bezdomnych (o czym pisałem znacznie szerzej w innym artykule). Forma budynku, którą można oglądać dzisiaj ma jednak późniejszą genezę i wyjątkowo ponurą genezę.
Pozostałość po czarnym rozdziale z historii Wawelu
Do ostatniej radykalnej przebudowy kuchni królewskich na Wawelu doszło podczas II wojny światowej. Na polecenie Hansa Franka wzniesiono niemal od zera nowy gmach, który miał mieścić biura jego kancelarii.
Adolf Szyszko-Bohusz, przedwojenny konserwator Wawelu, którego zmuszono do zaprojektowania budowli, komentował, że kuchnie królewskie zamieniono na „tępą bryłę otynkowaną wyprawą pod sztuczny kamień, nakrytą dachówką podkolorowaną sztucznie na kolor linoleum, o przykrych, maszynowo wymierzonych boniach”, czyli chropowatej dekorzacji kamienia, „w narożnikach fasad”. „Całość stała się nudna, koszarowa i rzeczywiście nie polska” – podkreślał.
Reklama
Budowla, ściśle dostosowana do potrzeb brunatnej administracji, także po wojnie zachowała nadaną jej formę. I w większości nosi ją do dzisiaj, choć mało kto zdaje sobie sprawę z tego kto i dlaczego ją wybrał.
Dopiero w latach 2006-2009 dokonano ograniczonych zmian, mających usunąć najbardziej rażące relikty działalności okupanta. Ogółem jednak tak zwane kuchnie królewskie na Wawelu wciąż stanowią owoc wizji generalnego gubernatora. Nie zaś jakiegokolwiek polskiego monarchy.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.