Republika Weimarska stała się sztandarowym przykładem państwa ogarniętego kryzysem inflacyjnym. Niekontrolowany dodruk pieniędzy i dwa zapomniane czynniki polityczne sprawiły, że w szczytowym momencie, w 1923 roku, ceny rosły o 30 000 procent miesięcznie. Łącznie wartość marki była w 1923 roku bilion razy niższa niż w 1918 roku.
[Bezpośrednio po pierwszej wojnie światowej Niemcy, teraz nazywane Republiką Weimarską] ogarnęło ożywienie, co zdumiewało zwycięskie mocarstwa.Reklama
Podczas gdy we Francji i Anglii uciążliwe kłopoty gospodarcze psuły nastroje, u w Niemczech nie narzekano na bezrobocie – pomimo przegranej wojny i nałożonych reparacji. Jak to było możliwe? Odpowiedź znajdowała się w branży drukarskiej. Bank Rzeszy (niem. Reichsbank) po prostu dodrukowywał pieniądze.
Wojenne przyzwyczajenia
Do tej prostej metody pomnażania środków finansowych przyzwyczaił się w czasie wojny. Aby sfinansować prowadzone wtedy bitwy na wyniszczenie, będące przedsięwzięciem niemożliwym do pokrycia z dostępnych środków, w 1914 roku wybrano dwie strategie: pierwsza to pożyczanie pieniędzy od obywateli poprzez emisję obligacji rządowych; druga zaś to produkowanie brakujących pieniędzy bez zbędnych ceregieli.
W 1913 roku w Niemczech w obiegu były dwa miliardy marek, w roku 1919 już czterdzieści pięć miliardów. Rząd trzydziestokrotnie zwiększył swoje zadłużenie, z pięciu do stu pięćdziesięciu trzech miliardów.
Ta inflacyjna praktyka była powszechna we wszystkich zaangażowanych w wojnę krajach i żaden z nich nie zastanawiał się, w jaki sposób środki miałyby zostać zwrócone obywatelom i jak miałby zostać naprawiony budżet państwa po zakończeniu konfliktu. Działo się tak, ponieważ wszystkie uczestniczące w wojnie narody były przekonane o swoim zwycięstwie.
Reklama
Ostatecznie więc to inni, ci pokonani, mieliby w przyszłości pokryć poniesione koszty. Karl Helfferich, ówczesny sekretarz stanu w Urzędzie Skarbowym Rzeszy, obiecał Niemcom w 1915 roku, że po zwycięstwie przerzuci to „ogromne brzemię” na pokonanych: „Podżegacze do tej wojny zasłużyli na ciężar miliardów; oni mogą dźwigać to przez dekady, nie my”.
Podczas gdy synowie walczyli na froncie, ich ojcowie udzielali kredytów państwu. Ani przez minutę nie zakładali, że pieniędzy nie odzyskają. „Francuz” miał za wszystko wybulić z nawiązką. Niestety, przeciwnicy myśleli tak samo i kierując się dewizą „Przegrany płaci wszystko”, dyktowali Niemcom warunki pokoju w Wersalu.
Dlaczego w Niemczech nie przerwano dodruku pieniędzy?
W ramach pierwszej raty zadośćuczynienia za skutki wojny, jakie wycierpiały zwycięskie państwa, Niemcy miały zapłacić dwadzieścia miliardów marek w złocie. Mając tak bajeczne perspektywy dochodów Brytyjczycy i Francuzi przystępowali do inwentaryzacji i przestawiali swoją inflacyjną gospodarkę wojenną na oszczędny budżet pokojowy.
Obcinali wszystkie wydatki socjalne, oszczędzali, gdzie tylko się dało, i stawiali na pieniądze z Niemiec. Perspektywa wypłaty reparacji dodawała im odwagi potrzebnej do podjęcia koniecznego postu ekonomicznego. Niemcom natomiast taki realizm ekonomiczny blokowała beznadziejna sytuacja kraju.
Reklama
Góra niemieckich długów była niewyobrażalna. Państwo zadłużyło się u obywateli na dziewięćdziesiąt osiem miliardów, nie mówiąc już o żądaniach zwycięzców. Mając tyle długów, nie warto było nawet zaczynać z polityką oszczędzania. Zgodnie z takim myśleniem rządy koalicyjne pierwszych lat Republiki Weimarskiej po prostu kontynuowały politykę inflacyjną z czasów gospodarki wojennej. Zamiast broni zaczęto teraz produkować świadczenia socjalne.
Dotyczyło to zwłaszcza socjaldemokratów, którzy do 1923 roku jako najsilniejsza współrządząca partia znajdowali się pod ogromną presją sukcesu i legitymizacji. Jeśli chcieli pokonać komunistów nie tylko militarnie, musieli jeszcze udowodnić, że rewolucja była opłacalna dla obywateli. Utworzono więc rozbudowane pakiety socjalne – jak nazwalibyśmy je dzisiaj.
Świadczenia z ubezpieczeń społecznych, dotacje i środki związane z zatrudnieniem nadal nadwerężały budżet państwa, przez chwilę wyglądało na to, że inflacja może faktycznie wzrosnąć. Interwencja rządu zapewniała miejsca pracy.
Korzyści z wysokiej inflacji w Republice Weimarskiej
Poprawiała się zwłaszcza sytuacja robotników zatrudnionych w przemyśle oraz urzędników niskiego i średniego szczebla. Ponieważ wartość marki niemieckiej (niem. Reichsmark) spadała w wyniku ciągłego jej dodruku, niemieckie produkty za granicą stawały się coraz tańsze. W efekcie rósł eksport, co było jedną z przyczyn spadku poziomu bezrobocia.
Pomimo patriotycznych apeli swoich rządów Brytyjczycy i Francuzi kupowali teraz w dużych ilościach i po przystępnych cenach wysokiej jakości towary z Niemiec. Fakt, że w tym czasie marka systematycznie traciła na wartości, początkowo nie musiał niepokoić ludzi, którzy nie mieli oszczędności; najważniejsze, że płace rosły w takim samym stopniu lub nawet nieco szybciej. Szalone czasy hiperinflacji miały dopiero nadejść.
Przegrani kryzysu inflacyjnego
Wielkimi przegranymi tej sytuacji nie byli biedacy, ale przedstawiciele klasy średniej mający pewne oszczędności, przede wszystkim świadoma bezpieczeństwa finansowego część wykształconego mieszczaństwa, która tradycyjnie inwestowała swoje nadwyżki, a teraz miesiąc po miesiącu widziała, jak jej aktywa traciły na wartości.
Ponadto obywatele z klasy średniej byli tymi, którzy zapisali się na większość obligacji wojennych i patriotycznie pomagali finansować wojnę. Teraz inflacja dramatycznie dewaluowała ich roszczenia wobec państwa. Dziewięćdziesiąt osiem miliardów marek, które państwo było winne swoim obywatelom, nie stanowiło już nawet ekwiwalentu wartości worka ziemniaków.
Reklama
Nic więc dziwnego, że wszyscy, którzy w dobrej wierze pożyczyli pieniądze cesarzowi, teraz czuli się oszukani przez „Republikę listopadowych zbrodniarzy”. Całkiem otwarcie dokonywał się proces, który John Maynard Keynes opisał już w roku 1919: „Poprzez ciągłą inflację rządy mogą potajemnie i niezauważenie przywłaszczać sobie znaczną część majątku swoich poddanych”.
Zniszczenie klasy średniej
Upadał również drugi filar majętnej klasy średniej, jakim był dochód z wynajmu. Lekarze, profesorowie i wysocy rangą urzędnicy często zabezpieczali swój byt, wynajmując nieruchomości mieszkalne. Ze względów społeczno-politycznych nowe państwo ustaliło jednak górną granicę czynszów.
Hamowanie wzrostu cen czynszów, jak można by to dziś nazwać, pomagało najemcom przetrwać trudny okres inflacji, ale dotkliwie pozbawiało rentierów dochodów tak potrzebnych w zaistniałej sytuacji.
Podczas gdy przedsiębiorcy dostosowywali czasami cotygodniowe płace pracowników do tracącej na wartości waluty, państwo szło niekiedy w odwrotnym kierunku. Urzędnicy państwowi mogli teraz poznać swego chlebodawcę jako cwanego kombinatora, który wypłacał im pensje co trzy miesiące jako zaliczkę.
Im szybciej rosła inflacja, tym bardziej pieniądze wypłacane z góry traciły na wartości. Mogło się więc zdarzać tak, że profesor z dziesięcioletnim stażem na wyższej uczelni otrzymywał połowę tego, co bezrobotny jako zasiłek, ponieważ bezrobotny pieniądze miał wypłacane co miesiąc.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Kto zyskiwał na wzroście cen?
W ten sposób inflacja usuwała grunt spod nóg tym, którzy uważali się za filary społeczeństwa i dlatego do tej pory czuli się szczególnie chronieni przez państwo. Wielkimi wygranymi inflacji byli natomiast dłużnicy.
Oprócz zadłużonego państwa znajdowali się wśród nich przedsiębiorcy, którzy inwestowali na kredyt, rolnicy z nadmiernie zadłużonymi gospodarstwami, hazardziści z pożyczonym kapitałem – wszyscy oni mogli z każdym miesiącem wyżej skakać z radości. Musieli tylko przeliczać swoje długi na dolary lub bochenki chleba, by zobaczyć, jak w cudowny sposób maleją ich obciążenia.
Reklama
Wygrywali ci, którzy żyli na kredyt; przegrywali wszyscy, którzy według dawnych standardów solidnie zarządzali swoim majątkiem. Uczciwi wydawali się głupi, dlatego wśród zamożnych konserwatystów narastało przekonanie, że żyją w łajdackiej republice. Kto nie chciał lub nie umiał spekulować, kto był przywiązany do stałej pensji i stopniowej ścieżki awansu po ustalonych stopniach hierarchii, ten w nowej Republice szybko musiał się uznać za przegranego.
Wielu wyższych urzędników, których przed wojną stać było na służącą i ogrodnika, teraz o swój trawnik i porządek w kuchni musiało dbać samodzielnie. Zarobki stenotypistki zatrudnionej w biurze skłaniały teraz pokojówkę do wysuwania żądań – bezczelnych w oczach jej pani, która musiała, choć niechętnie, zdawać sobie sprawę, że wkrótce jej panią może już nie być.
Jak inflacja przeszła w hiperinflację?
Od czerwca 1922 roku wartość marki wobec dolara zmalała o pięćdziesiąt procent, a wraz z początkiem 1923 roku nastąpił jej zupełnie niekontrolowany spadek.
Za hiperinflację odpowiadały dwa główne czynniki: wycofanie się inwestorów zagranicznych po zabójstwie Walthera Rathenaua i kolejny, tym razem niemal niewiarygodny wzrost wydatków rządowych w następstwie francuskiej okupacji Zagłębia Ruhry.
Zabójstwo szanowanego na całym świecie ministra spraw zagranicznych, który zawsze dążył do równowagi i kompromisu, było jednym z wielu aktów przemocy ze strony ekstremalnej prawicy. Ale ten zamach zwrócił szczególną uwagę międzynarodową i potwierdzał obawy wielu zagranicznych inwestorów, że Niemcy podążają w kierunku republiki bananowej i pogrążą się w chaosie politycznym.
Reklama
Zagraniczni inwestorzy stawali się coraz bardziej niepewni, chociaż tonąca marka sprawiała, że zaangażowanie gospodarcze w Niemczech nadal było bardziej niż kuszące, ale rosła też pewność, że interesy tam mogą się nie udać. Likwidacja kapitału zagranicznego kosztowała wiele miejsc pracy i dodatkowo obciążała budżet państwa przez związany z nią dalszy wzrost sumy świadczeń socjalnych.
Ostateczny cios w stabilność gospodarczą
Wraz z zajęciem Zagłębia Ruhry w styczniu 1923 roku inflacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Sto tysięcy francuskich żołnierzy wkroczyło na teren Niemiec, po tym, jak Niemcy celowo nie wywiązały się z płatności reparacji wojennych.
Aby wzmocnić swoje żądania, Francuzi chcieli odciąć niemiecki przemysł od surowców z Zagłębia Ruhry i skierować koks, węgiel i stal do własnego kraju. Pomimo brutalnych prób zastraszenia robotnicy odmawiali jednak obsługiwania wielkich pieców oraz wjeżdżania do szybów i pracy na rzecz okupantów.
W rezultacie ponad sto pięćdziesiąt tysięcy osób, w tym robotników, urzędników państwowych i pracowników administracji, zostało przymusowo wydalonych z Zagłębia Ruhry. (…) Aby utrzymać nieugięty opór wobec okupacji, państwo nadal wypłacało odszkodowania koncernom z Zagłębia Ruhry i nieprzerwanie płaciło wynagrodzenia około dwóm milionom strajkujących robotników.
Reklama
Pięć tysięcy drukarni banknotów
Aby wyżywić taką masę ludzi przez prawie dziewięć miesięcy, drukowano jeszcze więcej pieniędzy – niewyobrażalne ich ilości. Ponad pięć tysięcy drukarni pracowało w tym czasie na zlecenie Banku Rzeszy.
Nieustannie projektowano nowe banknoty, aby pieniądze – przynajmniej pod względem wagi – były łatwe w obsłudze i żeby ludzie nie musieli do piekarza wybierać się z taczką banknotów.
Funt ciemnego chleba kosztował w listopadzie tysiąc miliardów. W lutym 1923 roku wszedł do obiegu banknot stutysięczny. Potem, w ciągu ośmiu miesięcy, pojawiły się banknoty o nominałach pięćdziesięciu milionów marek i dwustu miliardów marek, aż wreszcie banknot o wartości stu bilionów marek.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Haralda Jähnera pt. Rausz. Niemcy między wojnami (Wydawnictwo Poznańskie 2023).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.