Panuje powszechna opinia, że zamek na Wawelu, stanowiący w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów wspaniałą rezydencję o najwyższych walorach estetycznych, został zniszczony dopiero w następstwie upadku kraju, decyzją zaborców. To mit. Nowi włodarze wzgórza pogłębili destrukcję, ale wcale jej nie rozpoczęli. W rzeczywistości krakowska rezydencja królów już w wieku XVIII znajdowała się w absolutnej ruinie. Ostatnia wizyta monarchy w tym miejscu tylko zaś potwierdziła skalę upadku oraz zaniedbań.
Zachowane raporty z inspekcji prowadzonych na Wawelu w latach 1775 i 1778 przedstawiają obraz więcej niż ponury. Same tytuły dokumentów mówią niemal wszystko. To nie rewizje stanu zamku królewskiego, lecz Rewizje ruin.
Reklama
Pisano o przegniłych sufitach, konstrukcjach grożących upadkiem, zdezelowanym pokryciu dachu, czy wreszcie o wielkiej liczbie potłuczonych okien. Co do tych ostatnich podkreślono zresztą, że nie minie wiele czasu, a przepadną wszystkie, zwłaszcza że otworów nie zasłaniano nawet żadnymi deskami.
Wobec braku najprostszych zabezpieczeń „słoty i śniegi tak posadzki, jak i sufity gnoiły”. Ogółem pałac cofnął się niemal do stanu, jaki panował w pierwszych dekadach po najbardziej niszczycielskim pożarze z 1702 roku.
Ostatni remont Wawelu
Jan Filip Carosi, włoski uczony, który odwiedził Wawel na początku lat osiemdziesiątych XVIII wieku, pisał z rozczarowaniem, że nie dostrzegł „najmniejszego śladu po dawnym królewskim przepychu”.
Ostatnią za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów próbę podratowania monarszej rezydencji podjęto w roku 1787. Stanisław August Poniatowski – próbujący uniezależnić się od Rosji i wprowadzić Polskę na drogę reform – zdecydował się wówczas odbyć propagandową wizytę w Krakowie.
Reklama
Chciał odeprzeć krytykę, jaka od dawna spadała na niego w związku z tym, że koronował się w Warszawie, a co więcej, nigdy nie odwiedził tradycyjnej stolicy kraju. Przyjazd poprzedzono pospiesznym remontem pałacu i fortyfikacji zamkowych.
Na naprawy wydano łącznie 82 500 florenów, równowartość ponad trzech milionów złotych w dzisiejszych pieniądzach. Z tej kwoty jednak tylko 65 procent poszło na samą rezydencję, reszta na zapuszczone mury i uprzątnięcie terenu.
Odbudowa na dni, a nie lata
Stanisław Tomkowicz twierdził, że „odświeżono naprędce kilka izb dla króla i dworu”. Również według Michała Rożka renowacja była bardzo wyrywkowa. Nowe światło na sprawę rzuciły badania źródłowe profesora Ryszarda Skowrona.
Wynika z nich, że „zasięg odnowy” był znacznie szerszy. Roboty trwały jednak zaledwie pół roku, a prowadzono je tak, żeby tylko zamaskować skalę dewastacji. Wawel miał przez kilka dni stanowić zacne tło dla przewidzianych uroczystości. Nie myślano natomiast o faktycznym powstrzymaniu czy cofnięciu ogólnej ruiny.
Na pierwszym piętrze pałacu ściany zostały zaledwie pobielone. Na drugim w części sal umieszczono papierowe tapety, o wiele tańsze od dawnych „złotolitych” obić i tkanin ozdobnych.
Reklama
Zamurowane okna i dach uszczelniony mchem
Stropy, kiedyś wielce wyrafinowane, teraz były w niemal całym gmachu proste i gipsowe. Nie próbowano ich przerabiać. Sklepienia też wyłącznie tynkowano oraz malowano. Na wielu podłogach zamiast marmurów czy piaskowca leżały parkiety sosnowe i dębowe – rzecz nie do pomyślenia za czasów świetności renesansowego lub barokowego Wawelu.
Doszło do naprawy pięćdziesięciu drzwi, a także kilkunastu pieców i kominków. Okna znów wypełniono szybami, ale nie wszystkie. Zaszklono otwory widoczne z miasta, a więc te, które mogłyby razić uczestników zamierzonych uroczystości. Od strony dziedzińca wszystkie okna na pierwszym piętrze i niemal wszystkie na drugim zostały za to… zamurowane. W miejscu namalowano tylko ślepe atrapy.
O prowizoryczności robót i nikłej trosce o zamek królewski jeszcze lepiej świadczy to, co uczyniono z dachami. Naprawa objęła wprawdzie całe pokrycie, ale nie wymieniono więźby, a szpary między dachówkami zamiast zaprawą, pozatykano mchem. Było więc oczywiste, że nie przetrwają nawet jednej zimy, a wnętrza pałacu zaraz znów zaczną zaciekać i gnić.
Mit sali kolumnowej
Śladem po renowacji zleconej przez „króla Stasia” jest zachowana do dzisiaj przeróbka budynku bramnego, a także dodatkowe wejście na dziedziniec arkadowy, które wykuto wówczas od południa.
Najbardziej znany i charakterystyczny relikt robót prowadzonych w roku 1787 stanowi jednak konkretna sala na pierwszym piętrze skrzydła północnego – ta blisko schodów Senatorskich, w której niegdyś znajdowała się jadalnia króla Zygmunta.
Można w niej oglądać cztery kamienne kolumny wspierające strop. Całość ma dziś styl klasycystyczny, typowy dla drugiej połowy XVIII stulecia. Izba jest w związku z tym nazywana salą Kolumnową albo salą Dominika Merliniego – od nazwiska projektanta remontu. Ale jak podkreśla profesor Skowron, pokój wcale nie został przerobiony z racji artystycznych.
Reklama
W 1787 roku w sali Kolumnowej nie odbywały się nawet żadne ceremonie. Kolumny, początkowo drewniane, wbudowano tam tylko dlatego, że zachodziła obawa przed zawaleniem się stropu drugiego piętra.
Nad izbą mieściła się największa sala zamku, Senatorska, w której Stanisław August Poniatowski urządził przyjęcie na trzysta lub czterysta osób. Pałac nie przeszedł podobnego stress testu od ponad stulecia, lepiej było więc dmuchać na zimne.
Na początku XX wieku o tym kontekście wydarzeń nikt już jednak nie pamiętał, a w sali na pierwszym piętrze postanowiono zachować kolumny, tak jakby te kiedykolwiek były zamierzoną ozdobą.
Ostatnia wizyta króla na Wawelu
Stanisław August Poniatowski przybył do Krakowa i na Wawel 16 czerwca. Wyjechał po dwóch tygodniach, wieczorem 29 czerwca, żeby już nigdy więcej nie powrócić.
Reklama
W trakcie wizyty wiele czasu spędził nie tylko w pałacu, ale też w murach katedry. Wybrał miejsce w kryptach, gdzie chciałby zostać pochowany. Naszły go poza tym dość ponure refleksje o czasach, w jakich dostąpił korony.
Przyznał, że doświadczył „bolesnego przeniknienia” na widok dowodów triumfów dawnych królów, jakie wciąż przechowywano w naczelnej świątyni. Porównanie „świetnych”, minionych „wieków ojczyzny” z „teraźniejszym losem kraju” wyraźnie go zasmuciło. Ale nie stało się impulsem potrzebnym, by poważniej potraktował zadanie naprawy zygmuntowskiej rezydencji.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.