Obraz ze zbiorów Zamku Królewskiego w Warszawie z pozoru jest zwykły: dziewczyna w kapeluszu pozuje, wpatrując się w widza. Bogato odziana postać i nic więcej. A jednak… Jeden detal sprawia, że ten portret jest wyjątkowy na tle całej twórczości Rembrandta. Detal, który go wyróżnia, sprawia też, że gdy się go dostrzeże, serce zaczyna bić szybciej. Bo oto dziewczyna wychodzi z obrazu.
Malarstwo iluzjonistyczne, po francusku trompe-l’œil, tworzy doskonałą ułudę rzeczywistości. Jest tak przekonujące, że jego odbiorca zostaje oszukany.
Reklama
Cel sztuki iluzjonistycznej
Z początku tworzenie iluzji miało na celu dążenie do idealnego odwzorowania rzeczywistości na płótnie. Zamiarem malarza nie była gra z widzem, lecz takie opanowanie perspektywy, koloru czy tekstury, aby przedstawiana rzecz jak najbardziej przypominała oryginał.
Przez setki, jak nie tysiące lat było to naturalnym dążeniem artysty. Namalować człowieka tak, aby wyglądał jak żywy, wnętrze, aby wydawało się faktycznie przestrzenne. Gdy artyści poczuli się swobodnie w operowaniu techniką i idealne naśladowanie rzeczy nie stanowiło już dla nich problemu, zaczęli tworzyć dzieła iluzjonistyczne tylko w celu okpienia widza. (…)
Złudzenie to słowo-klucz łączące wszystkie (…) przykłady trompe-l’œil. Atrakcyjność doznań podczas obcowania z taką sztuką zasadza się na ciekawej reakcji naszego organizmu. Zmysł wzroku wysyła bowiem sygnał, który wymaga skorygowania przez mózg.
Jeszcze bardziej fascynująca
Co innego jest dane w doświadczeniu zmysłowym, a co innego w rozumowym. W momencie, kiedy ta rozbieżność jest uświadomiona, rodzi się odczucie dziwności. Kategoria dziwności jest także stale obecna w kręgu sztuki iluzjonistycznej. Iluzja, złudzenie czy ułuda są terminami spoza porządku etycznego. Nie są dobre ani złe.
Dotyczą stanów i zjawisk. Tworzą jednak fałsz – „fałszywą perspektywę”, „fałszywą kopułę” – który oceniany jest moralnie źle. Nie wyrządza to jednak szkody sztuce, która z definicji cała jest sztuczna. Sztuczność sztuki iluzja wprowadza na jeszcze wyższy wymiar fałszu, co czyni ją jeszcze bardziej fascynującą. Tak jest i w przypadku obrazu Rembrandta.
Nasz mózg wie, że nic nie powinno wystawać z obrazu, ale oczy widzą, że ręka dziewczyny jest już poza płótnem. Zupełnie jak na dziele opisanym przez Pliniusza: „Palce zdają się wystawać z obrazu”. Trompe-l’œil Rembrandta w stosunku do wielkich ułud tworzonych przez malarzy iluzjonistycznych to zaledwie dyskretne puszczenie oka do widza.
Reklama
Wyjątkowość obrazu Rembrandta
Dziewczyna z obrazu zwana też Żydowską narzeczoną jest jednak wyjątkowa, gdyż niderlandzki mistrz nie stworzył żadnego innego dzieła w tej konwencji. (…). To unikatowy przykład malarstwa iluzjonistycznego w całym dorobku artystycznym Rembrandta.
Historycy sztuki wskazują na ciekawą cechę tego płótna będącą konsekwencją wprowadzonej iluzji. Rembrandtowi udało się uchwycić ruch. Dla naukowców ważny jest nie tylko gest rąk wysuwających się za ramę obrazu, lecz także perłowy kolczyk zwisający z prawego ucha dziewczyny i ozdobna tkanina prawego rękawa.
Czy kolczyk jest wprowadzony w ruch i wychyla się ku nam niczym wahadło? Czy rękaw ma nieco rozmyty wzór – rozmyty w taki sposób, jak widziałoby tkaninę oko podczas szybkiego ruchu ręki?
Polska dziewczyna z perłą jest bardzo tajemnicza. Jej dobrze oświetlone dłonie rzucają cień na będącą elementem iluzji ramę. Czarny kapelusz, błądzące spojrzenie brązowych oczu, mocno oświetlona twarz, czerwonobordowa suknia i piękne beżowe, jakby skłębione tło. Do tego czarna rama.
Reklama
„Z biegiem lat na obrazach Rembrandta zanikają akcenty znajdujące się na przedmiotach. Klucze kompozycyjne w coraz większym stopniu wydobywają samego tylko człowieka – jego twarz, ręce, pierś. Następuje koncentracja uwagi, ześrodkowanie jej na samym człowieku” – pisał Władysław Strzemiński.
Drugi obraz Rembrandta z Zamku Królewskiego
Wraz z Dziewczyną w ramie obrazu trafiło do Warszawy za sprawą Karoliny Lanckorońskiej jeszcze jedno płótno Rembrandta – Uczony przy pulpicie, znane też jako Ojciec żydowskiej narzeczonej. Dzieło jest tak zwanym pendantem, czyli parą do innego obrazu, w tym przypadku do Dziewczyny w ramie obrazu, pasującą do niego rozmiarem i stylem. I faktycznie, wisząc razem na Zamku Królewskim w Warszawie, znakomicie oświetlone tworzą zachwycającą całość. Uczony przy pulpicie pozbawiony jest jednak cech malarstwa iluzjonistycznego.
Droga do Polski tych światowej klasy dzieł sztuki i ich historia warte są uwagi. Nie co dzień wszak zostaje się obdarowanym arcydziełami Rembrandta. Ojciec hrabiny, Karol Lanckoroński (1848–1933), był wielkim patriotą, mimo że całe życie spędził poza ojczyzną, żył w Austrii. Otrzymał znakomite wykształcenie, wieńcząc je doktoratem w dziedzinie prawa.
Jego pasją była historia sztuki, prowadził badania i wykopaliska, zgłębiając zagadnienia kultury starożytnej i wczesnochrześcijańskiej. Był też kolekcjonerem sztuki. Jego prześwietny zbiór obrazów w wiedeńskim pałacu zawierał dzieła takich mistrzów, jak Tycjan czy Botticelli. Dwa obrazy Rembrandta Dziewczyna i Uczony znajdowały się w rękach rodziny Lanckorońskich od pokoleń.
Własność Stanisława Augusta Poniatowskiego
Najpierw jednak były własnością króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Następnie w drodze dziedziczenia lub transakcji kupna-sprzedaży wielokrotnie zmieniały właścicieli, cały czas pozostając jednak własnością polskich magnatów. Ostatecznie, poprzez małżeństwo z Ludwiką Rzewuską, trafiły do Antoniego Józefa Lanckorońskiego, dziadka Karola. Po śmierci Karola w 1933 roku w posiadanie przebogatej kolekcji weszła trójka rodzeństwa Lanckorońskich.
Reklama
Podczas drugiej wojny światowej zbiór obrazów padł łupem Niemców. Tak ich wojenne i powojenne losy referuje esej pod tytułem Piękno i tajemnica. O „Dziewczynie w ramie obrazu” Rembrandta:
Zostały zarekwirowane przez gestapo i wywiezione do kopalni soli w okolicy Altaussee koło Salzburga, gdzie zorganizowano składnicę zrabowanych dzieł sztuki. W maju 1945 r. magazyn w Altaussee przejęła armia amerykańska, a obrazy Rembrandta na krótko trafiły do Monachium, by na przełomie 1945 i 1946 roku powrócić do Austrii.
Gdy w 1947 r. Antoniemu Lanckorońskiemu [synowi Karola – przypisek autorów niniejszej książki] udało się odzyskać własność rodziny, „Rembrandty„ zostały zdeponowane w sejfie szwajcarskiego banku, gdzie pozostawały niedostępne zarówno dla widzów, jak i badaczy. Uznawano je wówczas za zaginione”.
Dar Karoliny Lanckorońskiej
Ostatecznie dziedziczką zbioru obrazów po śmierci brata i siostry została Karolina Lanckorońska, która w 1994 roku ofiarowała dwa dzieła Rembrandta Zamkowi Królewskiemu w Warszawie. Stały się one bardzo ciekawymi obiektami badawczymi dla rembrandtologów z amsterdamskiej Komisji do Badań Twórczości Rembrandta (Rembrandt Research Project).
Reklama
Nagłe wypłynięcie dzieł od dawna uważanych za zaginione jest niecodzienną sytuacją, stwarza bowiem szansę na poczynienie nowych odkryć. Pierwszym zadaniem naukowców było ustalenie, czy faktycznie namalował je sam mistrz.
Ostatecznie w 2006 roku ich atrybucję potwierdzono bez wątpliwości. A obecność trompe-l’œil na obrazie Dziewczyna w ramie obrazu stała się właśnie takim nowym, przełomowym odkryciem: Rembrandt objawił się jako malarz iluzjonistyczny.
Dzięki donacji Karoliny Lanckorońskiej w Polsce znajdują się aż trzy obrazy Rembrandta. Oprócz opisywanych tu dwóch warszawskich portretów do Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie trafił jeszcze Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza pt. Na tropie tajemnic dzieł sztuki (Zona Zero 2024). Książka dostępna w przedsprzedaży, ale już możecie zamówić swój egzemplarz.