Zanim Andrzej Karewicz (a właściwie Zbigniew Drzymuchowski) został aktorem, na wiele lat związał się z wojskiem. Służąc najpierw w armii austro-węgierskiej, a potem w Wojsku Polskim dorobił się stopnia majora. Dopiero po tym, jak w maju 1929 roku przeszedł w stan spoczynku spróbował swoich sił w filmie. Zdobył popularność i haniebnie ją wykorzystał. W 1937 roku prasa w całym kraju rozpisywała się o gwałcie, którego dokonał na nastoletniej fance.
[Drzymuchowski] już w 1928 roku zagrał epizodyczną rolę w filmie Komendant, traktującym o dziejach Legionów i życiu Józefa Piłsudskiego, który nie wszedł nigdy na ekrany. Podobno jego demobilizacja miała związek ze skandalem obyczajowym, o czym przypominał artykuł w „Nowej Rzeczypospolitej”:Reklama
Przed kilku laty był oficerem 24 pp w Łucku, gdzie słynął jako nieodparty »donżuan«. Pewnego dnia zniknął z miasta, porywając ze sobą młodziutką mężatkę, żonę jednego z urzędników Banku Rolnego. Od tego dnia wszelki słuch po nim zaginął. Mówiono nawet, że przyłączył się do szajki handlarzy żywym towarem i wyjechał za granicę.
Cudem uniknął śmierci na planie
Tymczasem żołnierz odnalazł się nie za granicą, ale w polskiej kinematografii. O początkach swojej kariery filmowej opowiadał w październiku 1930 roku i zwierzenia te ukazały się na łamach magazynu „Kino”: „Kinem interesowałem się od dawna, ale rozliczne zajęcia związane z czynną służbą wojskową opóźniły mój debiut na ekranie. Pierwszym krokiem na nowej drodze był list, jaki nadesłałem red. Brunowi w roku 1927”.
Zapewne to właśnie Leon Brun, wówczas redaktor naczelny tygodnika „Kino dla Wszystkich”, pomógł Drzymuchowskiemu zaistnieć na wielkim ekranie.
W grudniu 1929 roku w kinach pojawił się film Pierwsza miłość Kościuszki w reżyserii Jerzego Orshona, w którym Karewicz wcielił się w rolę księcia Józefa Lubomirskiego, narzeczonego Ludwiki Sosnowskiej, zakochanej z wzajemnością w Tadeuszu Kościuszce.
Reklama
Na planie kilka razy tylko cudem udało mu się uniknąć śmierci. W rozmowie z dziennikarzem „Kina” wspominał:
Przy nakręcaniu Pierwszej miłości Kościuszki koń spłoszony gwizdkiem lokomotywy omal nie rzucił mnie pod pociąg. Drugi wypadek, również przy tym filmie: drogą jechała kareta, a ja, jako książę Lubomirski, miałem ją dopędzić przed aparatami: gdy koń, pędzący galopem, ujrzał aparat, dał susa w prawo i uderzył mną o drzewo.
Przy upadku złamałem dwa palce lewej ręki; na domiar jeden z pędzących za mną koni stanął mi kopytem na głowie,a prócz tego kareta przejechała po mnie.
Na szczęście po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu niefortunnemu aktorowi udało się dojść do pełni sił.
Polski Iwan Petrowicz
Kolejny rok przyniósł Karewiczowi dwie role filmowe: w Mascotte Aleksandra Forda i Gwiaździstej eskadrze Leonarda Buczkowskiego, gdzie zagrał polskiego pilota Woydę. W jednej z recenzji filmu pisano o żołnierzu aktorze: „Jest przepyszny w swojej szlachetnej urodzie i spokoju”.
Na planie Gwiaździstej eskadry znów nie obyło się bez przygód z udziałem przystojnego amanta. „Wypadek lotniczy – na szczęście bez katastrofy. Po prostu w pewnej chwili, gdy miałem rulować na swoim samolocie, omal nie wpadłem na [Janusza] Halnego, który leciał przede mną. Był to istny cud, że wyszedłem cało z tej przygody” – opisywał na łamach „Kina”.
W 1931 roku Karewicz został zaangażowany do filmu Puszcza w reżyserii Ryszarda Biskiego, który kręcono w majątku hrabiego Jarosława Potockiego na Polesiu. Zagrał w nim właściciela ziemskiego Edwarda Kotowicza, zakochanego w Reni, córce właściciela sąsiedniego majątku.
Reklama
Renię grała debiutująca aktorka Ina Benita. Film trafił do kin 27 marca 1932 roku. Recenzenci o grze Karewicza nie wypowiadali się zbyt pochlebnie. „Jego piękna twarz niedostatecznie odzwierciedla wewnętrzne przeżycia” – twierdzili.
W kolejnych latach aktor nie dostawał już właściwie propozycji filmowych. Jedynie w 1935 roku zagrał epizodyczną role w filmie Jana Nowiny-Przybylskiego i Konrada Toma Manewry miłosne czyli córka pułku.
Andrzeja Karewicza nazywano często „polskim Iwanem Petrowiczem”. Petrovich był serbskim aktorem, który odniósł wielki sukces w niemieckiej kinematografii, a nawet spróbował sił w Hollywood. „W określeniu tym jest dużo prawdy. Karewicz przypomina swego serbskiego rywala. Wysoki, szczupły, o czarnych włosach i piwnych oczach” – komentowano to porównanie na łamach „Kina”.
Marzył o zagraniu Kmicica
Karewicz za swoich ulubionych aktorów uważał Gretę Garbo i Gary’ego Coopera, a jego marzeniem było zagranie roli „Kmicica, zawadiaki, człowieka o szerokiej duszy i gorącym sercu”. W rozmowie z dziennikarzem tego filmowego magazynu Karewicz chwalił się, że uprawia szermierkę i jazdę konną oraz gra w tenisa.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Na łamach „Do Kina” wspominał też, że umie tańczyć i pływać, ale nie lubi piłki nożnej i boksu. Dodawał wówczas, mówiąc o sobie:
Skończyłem Akademię Wojskową, mówię prawie wszystkimi językami, lubię prasę, dziennikarzy i dziennikarki, ale nie lubię, jak w wywiadach robią ze mnie słodkiego gogusiowatego amanta i jak piszą o mnie takie rzeczy, od których „bieleje włos”.
Na pytanie o swój cel życiowy aktor odpowiadał zaś następująco: „Nie być nigdy ostatnim – to jest mój cel, a właściwie moje motto życiowe, o swym celu nie chcę mówić, bo dla mnie jest on bardzo drogi, a dla kogoś obcego mógłby nie być ważny”. Z lubością czytywał powieści Henryka Sienkiewicza i Zofii Kossak-Szczuckiej, lubił konie i psy, a szczególny wstręt wzbudzali w nim źli ludzie.
Reklama
Wspomniał też o swojej manii kolekcjonerskiej: „Zbieram listy swych wielbicielek; ani jednego skrawka nie wyrzucam”. Po latach listy te zostały odnalezione przez policję i wykorzystane jako materiał dowodowy w jego procesie.
Gwałt na wielbicielce
Pod koniec 1937 roku Zbigniew Drzymuchowski vel Andrzej Karewicz stał się bowiem bohaterem głośnego skandalu obyczajowego. Sprawa była szczególnie bulwersująca, dotyczyła bowiem gwałtu, którego aktor miał się dopuścić na nastoletniej wielbicielce.
Zgodnie z doniesieniami prasy 10 stycznia 1937 roku do mieszkania Andrzeja Karewicza przybyły dwie nastoletnie dziewczyny, córka wyższego urzędnika i córka urzędniczki ministerialnej, z prośbą o autograf.
Artysta podpisał fotografię pierwszej z dziewcząt, drugiej zaś oznajmił, że „zabrakło mu fotosów i prosił, ażeby zgłosiła się ona do niego nazajutrz o godzinie 8-ej wieczór”. O tym, co zdarzyło się dalej, pisano 14 grudnia 1937 roku w „Głosie Porannym”:
Reklama
Nazajutrz, punktualnie o wyznaczonej godzinie, z bijącym sercem stanęła dziewczynka przed drzwiami mieszkania aktora. Karewicz otworzył jej drzwi. Uczennica opuściła mieszkanie aktora filmowego dopiero o godz. 11-ej wieczór.
„Prowadził on życie prawdziwego Casanovy”
Dzień po zdarzeniu matka pensjonarki, dowiedziawszy się o domniemanym gwałcie dokonanym na jej córce, złożyła doniesienie do prokuratury. Na początku lutego 1937 roku aktor został aresztowany, lecz sprawa wyszła na jaw dopiero w grudniu 1937 roku – w świecie artystycznym twierdzono bowiem, że Andrzej Karewicz wyjechał za granicę.
W „Głosie Porannym” w tonie charakterystycznym dla prasy sensacyjnej pisano:
Rewizja przeprowadzona w mieszkaniu Karewicza dała wprost nieoczekiwane wyniki. Znaleziono u niego całe kolekcje listów miłosnych, albumy fotografii kobiecych. Z tego archiwum erotycznego pięknego amanta filmowego wynikało, że prowadził on życie prawdziwego Casanovy.
W znalezionym dzienniku ujawniono liczne notatki o różnych kobietach, mężatkach i pannach. Wyznania miłosne niektórych dam serca Karewicza obejmowały wprost tomy całe. Idąc w ten sposób w życiu od kobiety do kobiety, Andrzej Karewicz nie zawahał się wyzyskać nieświadomość dziecka.
Ciąża dowodem winy
Dosyć znamienne były składane przez Andrzeja Karewicza zeznania, które dobrze obrazują ówczesne szowinistyczne podejście do kobiet. Pisano:
W obszernych wyjaśnieniach opowiedział on, iż urodą swoją ściąga miłość kobiet, a szczególnie kochają się w nim pensjonarki. Były wypadki, że całe klasy zakochiwały się w nim i pomiędzy dziewczętami powstawała niezwykła rywalizacja. Napastowano go o autografy tak, że nie mógł dać sobie rady.
Reklama
Twierdził zarazem, że pensjonarka zmyśliła całą sytuację związaną z jej uwiedzeniem, aby zaimponować swoim koleżankom. W „Robotniku” napisano, że amant filmowy utrzymywał w zeznaniach, iż „dopuścił się jedynie pocałunku”. Zaprzeczył temu jednoznacznie wynik badania lekarskiego, które wykazało, że zgwałcona dziewczyna „ma zostać matką już w ciągu najbliższych dni”.
Rozprawa sądowa przeciwko Zbigniewowi Drzymuchowskiemu odbyła się 18 stycznia 1938 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie przy drzwiach zamkniętych. Dziennik „Czas” opisał przy okazji informowania o procesie okoliczności aresztowania aktora: „Amant począł ukrywać się, nie miał stałego miejsca zamieszkania i policja aresztowała go, gdy odbierał na poczcie pieniądze”.
Pięć lat więzienia za gwałt
Wobec podejrzenia, że Karewicz może uciec za granicę, aby ukryć się przed wymiarem sprawiedliwości, oczekiwał on na rozprawę w areszcie. [Jak konkludował dziennikarz „Czasu”:]
Po rozprawie przy drzwiach zamkniętych, na której rozpatrywano życie erotyczne Karewicza, sąd doszedł do wniosku, że jest on wybitnym erotomanem, ponieważ zaś zajmował w społeczeństwie, jako były oficer, poważne stanowisko i ponieważ jest inteligentem, rozumiejącym swe czyny, sąd przyjął to wszystko za okoliczności obciążające i skazał Karewicza na 5 lat więzienia.
Reklama
17 maja 1938 roku pisano jeszcze, że Karewicz złożył apelację od wyroku, lecz Sąd Apelacyjny w Warszawie 22 czerwca podtrzymał karę pięcioletniego pozbawienia wolności. Nie wiadomo, co stało się z dzieckiem pochodzącym z gwałtu, którego dopuścił się aktor. Drzymuchowski doczekał się w latach 30. nieślubnego syna Zbigniewa, którego uznał i któremu nadał swoje nazwisko, lecz wydaje się wątpliwe, że to właśnie on był owocem owego haniebnego czynu. (…)
Powojenne losy
Po wybuchu II wojny światowej Drzymuchowskiemu udało się zbiec z więzienia, za co w latach 1941–1943 był poszukiwany przez niemieckie władze. Po wojnie osiadł w Nowym Sączu, gdzie mieszkała jego żona Ewa i córka Barbara.
Ewa Drzymuchowska wybaczyła mężowi jego haniebny czyn i liczne zdrady (…) i przez kolejne lata starali się żyć ze sobą jak przykładne małżeństwo w bloku przy ul. Królowej Jadwigi. Zbigniew Drzymuchowski, znany jako Andrzej Karewicz, zmarł w 1969 roku w Nowym Sączu w wieku 76 lat.
Barbara Drzymuchowska próbowała swoich sił jako malarka, a najlepiej sprawdzała się w malarstwie portretowym. „Obie z mamą żyły bardzo skromnie, nawet wtedy, gdy z racji wieku wymagały starannej opieki. Córka podjęła trud wyjazdów do miast i miasteczek, żeby malowaniem portretów dorobić do renty rodzinnej matki. […] Obie panie, otoczone opieką sąsiadów, dożyły sędziwego wieku” – opisywała ich losy Łucja Wróbel w 2017 roku na łamach magazynu „Nasza Wiara”.
Ewa z Mikolaschów Drzymu-chowska dożyła sędziwego wieku 97 lat i zmarła w 1996 roku w Nowym Sączu, a Barbara Drzymuchowska zmarła w 2014 roku w Nowym Sączu w wieku 95 lat.
Czy aktor doczeka się rehabilitacji?
We wrześniu 2019 roku na stronie Filmweb.pl ukazał się komentarz, którego autorka, „fela_1570”, pochodząca być może z rodziny artysty, nazwała sprawę gwałtu Karewicza na nastolatce „bzdurą, wstrętnym, odrażającym kłamstwem” i twierdziła, że aktor został wrobiony w sprawę ze względu na swój ogromny majątek (wiadomo, że miał bogatą kolekcję dzieł sztuki).
Zdaniem użytkowniczki afera kryminalna wokół jego osoby zrujnowała mu karierę i zniszczyła życie. Na prawdziwość tej wersji wydarzeń może wskazywać jeden szczegół: do gwałtu miało dojść stycznia 1937 roku, a tymczasem jeszcze w grudniu prasa sensacyjna donosiła, że ofiara aktora ma w niedługim czasie zostać matką.
Czy jednak w trakcie procesu w tak ważnej sprawie nie dokonano by podstawowych obliczeń? Możliwe, że prasa powoływała się na badanie lekarskie przeprowadzone dwa lub trzy miesiące wcześniej, ale sprawa pozostaje otwarta i być może po ponad osiemdziesięciu latach aktor doczeka się rehabilitacji.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Marka Telera pt. Amanci II Rzeczypospolitej. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.