W połowie XIX wieku sam pomysł, że kobiety mogłyby zgłębiać medycynę wydawał się wywrotową prowokacją. Do studiów medycznych zaczęto je dopuszczać w Ameryce. Gdy próbowano to zrobić w Imperium Rosyjskim, władze carskie natychmiast zainterweniowały.
Około 1860 roku dla kobiet otwarto nabór do Petersburskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej. Stało się to wcześniej niż w państwach zachodu. Panie pragnące zyskać wyższe wykształcenie lekarskie nie mogły jednak świętować.
Reklama
Car Aleksander II szybko wydał ukaz zabraniający rekrutacji. Nie życzył sobie, by dyplomy uprawniające do praktykowania medycyny wydawano komukolwiek poza mężczyznami.
Prawdziwy przełom nastąpił cztery lata później w innej części kontynentu. W 1864 roku pierwszą kobietę przyjęto na studia medyczne na Uniwersytecie w Zurychu. „Odtąd Szwajcaria stałą się ziemią obiecaną dla kobiet chcących zdobyć dyplom lekarza” – komentuje znawczyni tematu, Joanna Mackiewicz.
Rzecz bez precedensu
Siedem lat później wiodące tytuły warszawskiej prasy informowały: „We wrześniu 1871 roku Anna Tomaszewiczówna wyjechała z Warszawy do Zurychu, by na tamtejszym uniwersytecie podjąć studia medyczne”.
Doktor nauk medycznych Jerzy Kulikowski słusznie zaznacza, że „taka notatka dzisiaj nie ukazałaby się nawet na ostatnich stronach lokalnych gazet”. Wtedy jednak chodziło o rzecz bez precedensu. Anna Tomaszewicz była pierwszą Polką w Europie, która podjęła studia medyczne. A przede wszystkim pierwszą, która ukończyła je i uzyskała tytuł doktora.
Reklama
Doskonała studentka
W Zurychu Anna Tomaszewicz podjęła naukę jako piętnasta studentka. „Wyprzedziło ją sześć Rosjanek, cztery Niemki, trzy Angielki i jedna Amerykanka” – wylicza dr Kulikowski.
Pochodząca z Mławy, zaledwie 17-letnia dziewczyna okazała się osobą inteligentną, łaknącą wiedzy, zaangażowaną. W pełnych uprzedzeń czasach zyskała sobie uznanie kadry uniwersyteckiej i na przedostatnim roku studiów dostała propozycję płatnej asystentury u jednego z profesorów.
Niemal przypłaciła to wyróżnienie życiem. Przy pracy zaraziła się tyfusem, który przeszła bardzo ciężko.
W 1877 roku obroniła pracę doktorską w temacie „fizjologii błędnika słuchowego”. Dostała też od razu propozycję dalszej asystentury i to aż w egzotycznej Japonii. Odmówiła. Chciała wrócić do Polski i podjąć praktykę. Zdaniem jednej z biografek, Walentyny Nagórskiej, bardzo żałowała później tej decyzji.
Reklama
„Precz z Polski z dziwolągiem”
Młoda lekarka nie doceniła skali mizoginii panującej nad Wisłą. Pierwsze studentki medycyny przedstawiano w polskiej prasie jako nierozgarnięte i otumanione prowincjuszki bez jakichkolwiek predyspozycji do zawodu.
Także sami lekarze patrzyli na nie z pogardą. Sławny i honorowany do dzisiaj chirurg prof. Ludwik Rydygier mówił wprost: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza! Niech nam nadal słynie chwała kobiet naszych, którą tak ładnie głosi poeta”.
„Zręczna rączka damska wykonała wiwisekcję”
Anna Tomaszewicz – przekonana, że dla skruszenia oporu wystarczy, że dowiedzie swojej wiedzy i osiągnięć – natychmiast złożyła wniosek o przyjęcie na członka korespondencyjnego Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego.
Już od 1875 roku towarzystwo miało w swojej bibliotekę jej pracę, zamieszczoną w toku studiów w szacownym niemieckim piśmie medycznym. Artykuł – jak podaje Hanna Bojczuk – dotyczył „działania chloralu i kwasu trójchlorooctowego”.
Sama Tomaszewicz wysłała organizacji zawodowej dwie kolejne publikacje. Prezes towarzystwa, Henryk Hoyer, ocenił je wysoko, a o lekarce wypowiadał się z uznaniem, choć też z drobną nutą protekcjonalności:
Przeczytałem dwie rozprawy naukowe treści fizjologicznej, napisane przez pannę Annę Tomaszewicz, obdarzoną stopniem doktora medycyny przez Wydział Lekarski Zuryskiego Uniwersytetu, a to z zamiarem złożenia z nich krótkiego sprawozdania Towarzystwu Lekarskiemu.
Reklama
Przystępuję obecnie do zdania relacji z nich w przekonaniu, że członków Towarzystwa nie mało interesować powinny rezultaty prac naukowych, podjęte na polu lekarskim przez rodaka należącego do płci pięknej, interes ten zapewne jeszcze się zwiększy, że zestawione w owych pracach spostrzeżenia były robione na zwierzętach, na których zręczna rączka damska sama wykonała wiwisekcję.
„Już ją zaczęli dziobać”
Hoyer wysoko ocenił przygotowanie kandydatki, jej „wielkie zdolności” i „zupełne obznajomienie się z celami i środkami medycyny”. Nie przekonał jednak kolegów. W tajnym głosowaniu członkowie towarzystwa (rzecz jasna sami mężczyźni) odmówili przyjęcia Tomaszewicz.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Sądzimy, że wypadek ten jest zwykłym objawem wstrętu do rzeczy niezwykłych, zjawiska tak powszechnego na świecie, że nawet wróble dziobią kanarka dlatego, iż jest żółty” – komentował sprawę Bolesław Prus na stronach „Kuriera Warszawskiego”. Także Aleksander Świętochowski ubolewał nad tym, że „synowie Eskulapa” już „zaczęli dziobać” pierwszą polską lekarkę.
Głosy postępowych publicystów nie przynosiły żadnego skutku. Sam fakt, że Tomaszewicz nie dostała się do towarzystwa można jeszcze wytłumaczyć. Regulamin organizacji wymagał pięcioletniej pracy naukowej po uzyskaniu dyplomu.
Nie da się za to uzasadnić wszystkich innych szykan i trudności, jakie napotkała doktor medycyny. Uparcie nie pozwalano jej nostryfikować dyplomu, a tym samym podjąć jakiejkolwiek pracy w zawodzie. „Przegląd Lekarski” relacjonował:
Z żalem przyznać trzeba, że pannę T. na samym wstępie w jej zawodzie same tylko nieprzyjemności spotykają. Pragnęła tutaj egzamin składać i udała się w tym celu do kuratora okręgu naukowego, ten ją odesłał do ministra, a minister pozwolenia na to odmówił. Nadto ofiarowała swoje usługi Towarzystwu Czerwonego Krzyża, ale to odrzuciło jej propozycję.
„Towarzystwo Czerwonego Krzyża uzasadniało odmowę zatrudnienia brakiem prawa praktyki i koło się zamknęło” – dopowiada dr Jerzy Kulikowski.
Tylko prywatna praktyka
Anna Tomaszewicz musiała wyjechać aż do Petersburga, by tam walczyć o zatwierdzenie swojego dyplomu. Nie było to łatwe. Dopiero w czerwcu 1880 roku – trzy lata po ukończeniu studiów! – lekarka wróciła do Warszawy i otworzyła prywatną praktykę.
Reklama
Nie zajmowała się fizjologią, która była jej specjalizacją. Nie dostała też nigdzie pracy odpowiadającej jej umiejętnościom i wiedzy. Przyjmowała pacjentów we własnym zakresie. A właściwie – pacjentki, głównie jako ginekolożka. Niewielu mężczyzn byłoby bowiem skłonnych udać się do niej po poradę.
***
Inspiracją dla tego artykułu stała się nowa powieść Ałbeny Grabowskiej pod tytułem Doktor Bogumił (Wydawnictwo Marginesy 2020). To historia Bogumiła Korzyńskiego: warszawiaka z połowy XIX stulecie, który pragnie zostać ginekologiem i tym samym pomóc kobietom takim jak jego żona, która kolejny poród niemalże przypłaca życiem. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej o książce.
Bibliografia
- Bojczuk Hanna, Kobiety-lekarki w Towarzystwie Lekarskim Warszawskim w latach 1875-1939. Część pierwsza – 1875-1905, „Medycyna Nowożytna”, t. 15 (2008).
- Jołkiewicz Dorota, Kobiety w naukach medycznych wczoraj i dziś, „Nauka i Szkolnictwo Wyższe”, nr 2 (2011).
- Kulikowski Jerzy, Medycynierka, „Pomocnik Historyczny Polityki” (2009).
- Mackiewicz Joanna, Pierwsze kobiety z dyplomem lekarza na terenach zaborów rosyjskiego i austriackiego, „Medycyna Nowożytna”, t. 6 (1999).