Baliśmy się, że będą nam strzelać w plecy. Amerykański komandos opowiada jak szkolił Irakijczyków

Strona główna » Historia najnowsza » Baliśmy się, że będą nam strzelać w plecy. Amerykański komandos opowiada jak szkolił Irakijczyków

Członkowie najbardziej elitarnych oddziałów US Army nie tak wyobrażali sobie swoje zadania w Iraku. Jadąc na misję mieli nadzieję sprawdzać się w ogniu. Tymczasem oprócz walki z wrogiem, musieli zająć się szkoleniem irackich żołnierzy – dżundi, jak nazywali członków tamtejszych sił bezpieczeństwa. Oto jak jeden z komandosów wspominał to doświadczenie.

Mój pluton podzielono na cztery części i każda grupa dostała zastęp dżundi, z którymi pracowała. Mojej grupie powierzono pluton do misji specjalnych (SMP). Sprawność taktyczna takiego plutonu była teoretycznie o stopień wyższa niż zwykłych żołnierzy, ale kiedy do nas trafili, byli zwykłymi szwejkami, młodymi, szczupłymi Irakijczykami, którzy dużo grali w piłkę i palili mnóstwo papierosów. Zero dyscypliny.


Reklama


Jak na irackie standardy byli jednak w całkiem dobrej kondycji i w efekcie zostali wybrani do plutonu SMP. Większość była szyitami z Bagdadu, dojeżdżali do Ramadi autobusem, tam zakładali mundury i chwytali broń, aby się szkolić. Ich wierność idei przemodelowania Iraku na demokrację w zachodnim stylu nierzadko bywała w najlepszym razie wątpliwa.

Niektórzy z nich wierzyli w Irak i faktycznie pragnęli walczyć, aby uczynić go lepszym. Inni pojawiali się tam tylko dla kasy. Od niektórych na kilometr zalatywało mudżami. Umykali wzrokiem, nie wytrzymywali kontaktu wzrokowego. Odzywał się mój szósty zmysł.

Kevin Lacz (z lewej) podczas wojskowej ceremonii
Kevin Lacz (z lewej) podczas wojskowej ceremonii. Fotografia z 2007 roku (fot. Lindsey Lacz, lic. CC-BY-SA 4,0).

Powtarzałem sobie jak mantrę: „Jeden zespół i jedna walka”, ale z tyłu głowy pojawiała się myśl: co za wredni osobnicy. Trzymasz ich na dystans, bo musisz. Nie ma w tym nic osobistego; to tylko instynkt samozachowawczy.

Zanim nauczysz się tańczyć, musisz nauczyć się chodzić

Z przekazaniem informacji o czasie i miejscu akcji czekaliśmy zawsze do ostatniej minuty, musieliśmy bowiem brać pod uwagę ewentualność, że niektórzy dżundi mogą być mudżami. Nikt z nich nie wiedział, gdzie kwaterujemy, bo nie chcieliśmy, aby którykolwiek z nich sypnął.


Reklama


Centralnym obiektem szkoleniowym dżundi było stare irackie więzienie na obrzeżach Camp Ramadi, w którym trzymano jeńców wojennych podczas wojny iracko-irańskiej. To właśnie tam spędziliśmy z Markiem nasze pierwsze dni, szkoląc ich w niezliczonych taktykach. Na początku skupiliśmy się głównie na tym, aby przypadkowo nie strzelili nam w plecy.

Uczyliśmy ich oczyszczania pomieszczeń w zespołach dwu i czteroosobowych, przemieszczania się od osłony do osłony, pakowania się i wyskakiwania z pojazdów wojskowych, pokonywania murów i wystawiania zabezpieczeń po obu stronach, przygotowania się do siłowego wejścia do obiektu i tego, jaką odległość trzeba zachować, aby nie doznać wstrząśnienia mózgu.

Artykuł stanowi fragment wspomnień Kevina Lacza pt. Mściciel. Ostatni snajper (Bellona 2021).
Tekst stanowi fragment książki Kevina Lacza pt. Mściciel. Ostatni snajper (Bellona 2021).

„Nie wzbudzali zaufania”

Stosowaliśmy zasadę, że zanim nauczysz się tańczyć, musisz nauczyć się chodzić. Podczas szkolenia rozmawialiśmy przez tłumacza, a potem w kółko demonstrowaliśmy taktykę.

Wolno, spokojnie, ale jak najszybciej. W walce w mieście, podczas oczyszczania pomieszczeń, tak brzmi nasza mantra.


Reklama


Kiedy w trakcie szkolenia dżundi zabezpieczali pomieszczenia, zdarzało się, że wybiegali na środek pokoju i dalej dziko wymachiwali swoimi AK-47 bez zwracania najmniejszej uwagi na potrzebę zidentyfikowania celu, bez świadomego kierowania wylotu lufy, czy unikając wystawiania się na bratobójczy ogień.

Niektórzy usiłowali nadrobić braki w dokładności agresywnością działania. W takich przypadkach dżundi nieraz wywracał się o własne nogi lub nieporadnie wywijał orła. Nie wzbudzali zaufania. Oficjalnie trenowaliśmy dżundi do przejęcia walki z rebeliantami, ale podczas każdej misji sami wyważaliśmy drzwi kopniakiem.

„To przypominało zaganianie trzecioklasistów na wycieczkę”

Dżundi siedzieli zawsze za plecami grupy szturmowej. Pozwalaliśmy im też wykonywać podrzędne zadania, takie jak przeszukanie budynku po tym, jak już go zajęliśmy, czy też obszukanie kobiet po dotarciu do celu.

Kiedy dojeżdżało się do koszar dżundi, natychmiast rzucał się w oczy ich brak rzetelności. Członkowie SEALs na akcji robią wszystko sprawnie i w tempie, ponieważ mentalnie jesteśmy przełączeni w tryb bojowy. Skupiamy się na robocie. Współczynnik zaciskania pośladów rośnie i nasz poziom energii to odzwierciedla.

Członkowie Navy Seals podczas ćwiczeń
Członkowie Navy Seals podczas ćwiczeń.

Dżundi nie podzielają naszej koncentracji. Zebranie ich i zapędzenie na pakę Big Zeva wraz z całym zapasem broni i dodatkowego wyposażenia przypominało zaganianie trzecioklasistów na wycieczkę do muzeum. Ich ogólna apatia potęgowała moją nerwowość i pobudzenie. Kiedy już upakowaliśmy wszystkich ciasno do Big Zeva, ruszyliśmy w kierunku celu.

Ryk silnika i ciepłe, wilgotne powietrze sprawiły, że znów pomyślałem, że jestem w wielkim stopniu gotów do zrobienia tego, do czego szkolono mnie przez cztery lata. Pozycję wyjściową osiągnęliśmy kilkaset metrów od celu. Wysiedliśmy i zaczęliśmy zapędzać dżundi na tyły naszej formacji patrolowej. […]


Reklama


Nauka wchodzenia po drabinie?

Budynek będący naszym celem znajdował się w kompleksie piętrowych domów, trzeci w rzędzie. Kiedy do niego dotarliśmy, mój zespół szturmowy wystawił czujkę przy bramie do kompleksu i wezwał naszych dżundi, do których należało przystawienie drabiny do muru otaczającego budynki, szybkie pokonanie go i otwarcie bramy od wewnątrz.

Nie sądziłem, że nawet tak trywialne, podrzędne zadanie może okazać się ponad ich siły. Działaliśmy jak grupa cichych profesjonalistów do momentu, w którym dżundi zaczęli przełazić przez mur. Szczeble drabiny skrzypiały głośno pod ciężarem ich butów, a ich AK-47 tłukły o mur kompleksu. To było całkowite przeciwieństwo taktyki. Bardziej przypominało filmik z Bennym Hillem albo Gliniarzy z Keystone.

Członkowie Navy Seals patrolują ulicę w Iraku.
Członkowie Navy Seals patrolują ulicę w Iraku. Fotografia z 2006 roku.

Byliśmy najlepszymi żołnierzami Ameryki, a tu nagle groziło nam odstrzelenie poza naszym celem, ponieważ te żołnierzyki za pięćdziesiąt dolców nie mogły przeleźć po drabinie przez mur. Przewróciłem oczami i zanotowałem w pamięci, że lista rzeczy, nad którymi muszę z nimi popracować, właśnie się wydłużyła.

Kiedy wreszcie im się udało, usłyszałem strzępy ich rozmowy po arabsku po drugiej stronie, aż w końcu, po jakichś dwóch wiecznościach, dobiegł mnie odgłos otwieranej zasuwy.

Przeczytaj też o kobietach w GROM-ie. Były żołnierz elitarnej formacji tłumaczy dlaczego są niezbędne w siłach specjalnych


Reklama


Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment wspomnień Kevina Lacza, snajpera SEAL Team Three, pod tytułem Mściciel. Ostatni snajper. Ich polskie wydanie ukazało się właśnie nakładem wydawnictwa Bellona.

Wciągająca relacja członka elitarnego oddziału

Autor
Kevin Lacz
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.