Jeśli przyszłoby wybrać rzecz najmocniej związaną z wikingami i dla nich charakterystyczną, byłyby to z pewnością ich długie łodzie (langskipy). Jednostki te stanowiły prawdziwe arcydzieło wczesnośredniowiecznego budownictwa okrętowego. Bez nich ludzie Północy nie dokonaliby podbojów odległych od Skandynawii ziem ani nie odkryli nowych lądów.
Wikingowie mieli do langskipów zupełnie szczególny, osobisty stosunek. Opiewali je w swoich dziełach skaldowie (dworscy poeci), śpiewano o nich pieśni, ich odwzorowanie pojawia się na kamieniach runicznych.
Reklama
Łodzie z Gokstad i Osebergu
Wspaniałe łodzie były wykorzystywane przy pochówku wodzów, jarlów i królów (tzw. pochówki łodziowe). Zważywszy na ich wartość, był to wyraz ogromnego szacunku do zmarłego, wymagającego poświęcenia najcenniejszej rzeczy. Płonące langskipy ze zwłokami władcy lub jakiegoś znamienitego wikinga na pokładzie stanowiły za-pewne częsty widok.
Zdarzało się jednak, że zarówno łódź, jak i ciało zmarłego znajdowały miejsce swojego ostatniego spoczynku w odludnym miejscu na bagnach lub w kurhanie zabezpieczonym stertą kamieni w kształcie okrętu. O niektórych pochówkach świadczą zachowane przez stulecia kurhany i ich zawartość, po innych nie pozostało nic lub jedynie wypalone wraki. (…)
Jedne z najbardziej spektakularnych [pochówków], w Gokstad i Osebergu na terenie Norwegii, pochodzą odpowiednio z lat 1879 i 1904. To drugie znalezisko obrazuje jeden z najwspanialszych pochówków wikińskich. Skrywający je kopiec ziemi miał aż 44 metry średnicy.
Po ponad tysiącu lat umieszczona w środku łódź — ustalono, że drzewa służące do jej budowy ścięto około 820 roku — zachowała się w stosunkowo dobrym stanie dzięki szczelnemu przykryciu ziemią, grubą warstwą darni, drewna i wreszcie kamieni, co uchroniło ją przed dostępem wody. Aż 90 procent materiałów, z których powstała, udało się odzyskać w stanie oryginalnym i niemal w całości odtworzyć z nich kadłub.
Jednostki z Gokstad i Osebergu stanowią wyjątkowe eksponaty Muzeum Łodzi Wikingów na półwyspie Bygdøy w Oslo. Kiedy w 1926 roku, po ponad dwóch dekadach żmudnych prac konserwatorskich, przewożono ten drugi zabytek do miejsca przeznaczenia, na trasie jego transportu kolejowego zebrały się tysiące Norwegów.
Jak napisał Philip Parker, autor książki Furia ludzi Północy: „Nawet poza wodą wielki kadłub sprawia zaskakująco smukłe wrażenie, jednak to idealna krzywizna potężnych burt łodzi z Gokstad, przywodząca na myśl boki gigantycznego konia, czyni ją chyba najbardziej imponującą ze wszystkich zachowanych wikińskich statków”.
Reklama
Złote ręce skandynawskich cieśli
Zdaniem Else Roesdahl w Skandynawii starano się budować łodzie, które łączyły w sobie lekkość, wytrzymałość i sprężystość. Właśnie te trzy cechy czyniły z nich najlepsze jednostki pływające swoich czasów, prawdziwe cuda techniki. Do budowy zarówno wręgów (poprzecznych elementów szkieletu), jak i klepek poszycia wybierano drewno o odpowiednim kształcie i układzie słojów. Wręgi umiejętnie wycinano z naturalnie wykrzywionych konarów, a klepki cięto wzdłuż pni.
Dodatkowo do łączenia wręgów z kadłubem używano sznurów i drewnianych nitów, które zapewniały całej konstrukcji pożądaną elastyczność. Dzięki takim zabiegom łódź stawała się niejako jednym ciałem, darem natury wspartej cudownie sprawnymi rękami doskonałych wikińskich szkutników, takich jak Floki z serialu Wikingowie. (…)
Skandynawscy cieśle mieli złote ręce, a do pracy wykorzystywali narzędzia, które — to opinia Foote’a i Wilsona — „niewiele by dziwiły — poza kilkoma wyjątkami — w rękach nowoczesnego rzemieślnika”. Niemal wszystkie, poza strugiem, którego istnienie zdradza nazwa (lokkarr), oraz tokarką, po której ślady pozostały na licznych przedmiotach z epoki wikingów, udało się odnaleźć podczas prac wykopaliskowych.
W ich zestawie można wskazać topory ciesielskie, siekiery, piły, w tym również do cięcia metalu, różnorodne wiertła, wybieraki, kliny, ośniki (ostrza do strugania, zaopatrzone na końcach w dwa uchwyty) czy raszple (pilniki do polerowania). Na Gotlandii i w Halleby na Jutlandii odkryto niemal pełny ciesielski ekwipunek w opakowaniu przypominającym dzisiejsze skrzynki narzędziowe.
Reklama
Obok niego ujawniono inne narzędzia, rolnicze i kowalskie, świadczące o tym, że „niektórzy cieśle byli w rzeczywistości majstrami od wszystkiego. […] Taki mistrz ciesielski musiał w niektórych wypadkach spełniać funkcję dzisiejszego przedsiębiorcy budowlanego lub co najmniej nowoczesnego kierownika warsztatu”.
Budowała długich łodzi wikingów
Powracając do wątku poświęconego langskipom, wypada stwierdzić, że do naszych czasów, w lepszym lub gorszym stanie, zachowały się jedynie ich pojedyncze egzemplarze. Najstarszą łódź bojową, zbudowaną z desek około 350 roku przed naszą erą, znaleziono na bagnach w Hjortspring na duńskiej wyspie Als.
Chociaż jest ona odległym w czasie przodkiem słynnych długich łodzi wikingów, to łączy ją z nimi sposób budowy, dający świadectwo doskonałych umiejętności ówczesnych szkutników. Zachowane szczątki osiemnastometrowej jednostki, obsługiwanej przez dwudziestu czterech wioślarzy i z wyglądu przypominającej wydłużony kajak, mają wiele charakterystycznych dla nich cech.
Poszycie, zwane klinkierowym, wzmocnione poprzecznymi, przylegającymi z obu stron do kadłuba belkami (pokładnikami), zostało zbudowane z zachodzących na siebie klepek łączonych żelaznymi nitami i uszczelnionych najróżniejszymi pakułami, sierścią zwierząt i smołą.
Reklama
Wygięte dzioby na obu końcach łodzi, być może zwieńczone niegdyś rzeźbionymi wyobrażeniami smoczych łbów, wymagały obecności dwóch sterników, ale dawały jednostce dodatkowe właściwości manewrowe — przede wszystkim możliwość szybkiego odpływania od brzegu, co po wiekach wobec rozbójniczego procederu uprawianego przez wikingów miało nabrać pierwszorzędnego znaczenia. Nie mniej ważny był płytki kadłub, który ułatwiał lądowanie na plażach, wpływanie w ujścia rzek i żeglugę pod prąd.
Od czasu powstania łodzi z Hjortspring skandynawscy szkutnicy mieli kilkaset lat na udoskonalenie budowanych przez siebie konstrukcji. I nie zmarnowali go, tworząc całe flotylle budzących powszechny podziw, śmigłych jednostek, doskonale przygotowanych zarówno do żeglugi rzecznej i kabotażowej wzdłuż wybrzeży, jak i pełnomorskiej. Tej ostatniej sprzyjały umiejętności nawigacyjne wikińskich żeglarzy.
Urządzenia nawigacyjne wikingów
Nie mamy, co prawda, wiedzy dotyczącej ewentualnych urządzeń, które by ich w tym wspomagały, wiadomo natomiast, że w sposób doprowadzony do perfekcji potrafili utrzymywać stałą szerokość geograficzną, uważnie obserwując słońce i gwiazdy oraz zachowanie ptaków morskich. Podczas podróży często przewozili własne ptaki i wypuszczali je w celu stwierdzenia bliskości lądu — ich powrót na statek niósł ze sobą zapowiedź problemów.
Większość morskich wypraw wikingów nie wymagała jednak zbyt długiej żeglugi. Podczas rejsu na Islandię w orientacji pomagały nieodległe Szetlandy i Wyspy Owcze, a stamtąd było już całkiem blisko do Grenlandii, z niej zaś do północno-zachodnich wybrzeży Ameryki Północnej. „Wymyślne instrumenty nawigacyjne — pisze Roesdahl — które niekiedy przypisuje się wikingom, opierając się na dość wątłych poszlakach, nie były w gruncie rzeczy niezbędne dla uprawianej przez nich żeglugi”.
Reklama
Różne rodzaje łodzi wikingów
Stwierdzenie to zdaje się dezawuować wymowę jednego z wątków wspomnianego serialu telewizyjnego, w którym Ragnar Lodbrok szczyci się posiadaniem przyrządu nawigacyjnego pozwalającego na bezpieczną podróż w nieznane po morskich akwenach.
Łodzie z epoki wikingów, powstające w setkach egzemplarzy, różniły się długością i ładownością. Najczęściej spotykane jednostki miały około 30 metrów długości i 4 metry szerokości i zabierały na pokład sześćdziesięcioosobowe załogi. Największe, pełnomorskie langskipy, których wysokie dziobnice zdobiły wspomniane łby smoków, nazywano drakkarami, smoczymi łodziami.
Typowym dla wikingów okrętem jest „Skuldelev 2”, który wraz z czterema innymi jedenastowiecznymi wrakami został odkryty w latach pięćdziesiątych XX wieku w kanale Skuldelev, stanowiącym najwęższe miejsce fiordu Roskilde na Zelandii. Wspomniane łodzie zostały najprawdopodobniej zatopione umyślnie, aby zablokować tor wodny i uchronić przed najeźdźcami pobliskie osady.
Okręt korzystał z kwadratowego lub trójkątnego żagla (ten drugi występuje na zachowanych rysunkach i runach, ale nie odnaleziono jednostki z takim żaglem) o powierzchni około 110 m2, którą dało się zmniejszyć i dostosować do siły wiatru, i na każdej z burt miał po trzydzieści otworów na wiosła.
Jak obrazowo napisał Hubbard: „Z pasiastym żaglem, potworem na dziobie, tarczami po bokach i brodatymi wojownikami na pokładzie gnający w stronę brzegu Skuldelev 2 musiał przedstawiać sobą groźny widok: była to drapieżna, zaawansowana technologicznie bestia doby średniowiecza”.
Kto wie, może w całych dziejach żeglugi była to jedna z najdoskonalszych konstrukcji służących do przemieszczania się po akwenach morskich i rzecznych oraz toczenia walki. Bestia w sposób niemal doskonały służąca innym, śmiertelnie groźnym bestiom.
Reklama
Majestatyczny okręt Olafa Tryggvassona
Największą łódź, nazwaną „Roskilde 6”, mającą 37 metrów długości i 4 metry szerokości, mogącą zabrać osiemdziesięcioosobową załogę, odnaleziono w 1996 roku. Jak wiele innych wykonano ją z drewna dębowego, najmocniejszego i najbardziej trwałego z dostępnych w Skandynawii.
Ta wielka jednostka miała zanurzenie zaledwie około 85 centymetrów. Dzięki szczegółowym badaniom określono czas budowy łodzi na lata 1018–1032, co odpowiada czasom panowania Olafa Haraldssona w Norwegii i Kanuta Wielkiego w Danii i Anglii. Niewykluczone, że „Roskilde 6” był okrętem flagowym któregoś z nich. Do legendy przeszedł okręt należący do króla Norwegii Olafa Tryggvassona, „Długi Wąż”, zbudowany pod sam koniec pierwszego tysiąclecia i wedle sag najdłuższy ze wszystkich langskipów.
Olaf cieszył się wspaniałym dziełem szkutnika Thorberga Skafhogga, zwanego Gładzicielem, zaledwie rok lub dwa. Zginął w bitwie z Duńczykami pod Svold, podobno rzucając się do morza na chwilę przed zwycięskim abordażem wrogów na pokład „Długiego Węża”.
Tarcze na bokach łodzi wikingów
Opis śmigłych łodzi wikingów, służących im do grabieżczych wypraw, byłby niepełny, gdyby pominąć charakterystyczne dwa rzędy okrągłych, różnokolorowych tarcz przytroczonych do specjalnych zaczepów po zewnętrznej stronie obu burt.
Reklama
Nie był to bynajmniej element dekoracyjny; przede wszystkim miał zapewnić załodze dodatkową ochronę, nie tylko podczas walki przed pociskami z łuków i kusz czy włóczniami, lecz także przed falami w czasie żeglugi morskiej. Na jednym z zachowanym okrętów umocowania służące osadzeniu tarcz wykluczały zastosowanie wioseł, co stanowiło oczywiste upośledzenie jego możliwości żeglugowych.
Rozwiązania techniczne stwierdzone chociażby na wspomnianej dalekomorskiej łodzi z Gokstad, długiej na 23 metry i datowanej na IX wiek, dowodzą, że na innych jednostkach ten problem został wyeliminowany i udanie połączono nadburtową ścianę z tarcz z możliwością używania wioseł. Te zaś obok żagla stanowiły nie mniej istotną siłę napędową okrętów.
Były wręcz nieodzowne, kiedy ustawał wiatr i flauta osadzała je nieruchomo na otwartym morzu, a możliwości swobodnego dryfowania przy wykorzystaniu prądów morskich stawały się ograniczone. Jeszcze bardziej przydawały się podczas napadów rozbójniczych i walk na wybrzeżu, gdy trzeba było uciekać przed atakującym nieprzyjacielem.
Wówczas idące szybko w ruch wiosła były na wagę złota, a sprawność wioślarzy decydowała o życiu całej załogi i utrzymaniu zagarniętych łupów. Niejednokrotnie drakkary opuszczały niegościnne brzegi pod gradem pocisków, a wówczas przerażeni najeźdźcy zanosili modły do Odyna, aby dopomógł im znaleźć się poza zasięgiem morderczego ostrzału.
Reklama
Łodzie transportowe
Odkrycia dokonane we wspomnianym kanale Skuldelev dostarczyły również przykładu łodzi wykorzystywanej wyłącznie do transportu towarów. Długa na 16 metrów i szeroka na 4 metry jednostka, co stanowiło standard, miała wyporność 24 ton, zanurzenie dochodzące do 125 centymetrów, maksymalnie ośmiu członków załogi i jak się łatwo domyślić, nie dysponowała wiosłami, jedynie żaglem.
O łodzie, do których wikingowie mieli często mistyczny wręcz stosunek, pieczołowicie dbano. Zimą były umieszczane w specjalnych budynkach spełniających funkcję dzisiejszych hangarów. Najwięcej śladów po nich znaleziono w Norwegii. Uszkodzone jednostki były naprawiane z pomocą fragmentów łodzi nienadających się już do żeglugi i wracały do dalszej służby.
W Hedeby oraz na Gotlandii ujawniono urządzenia służące do takich remontów, a na wysuniętej najbardziej na południe duńskiej wyspie Falster, leżącej pomiędzy Zelandią a Lolland, odkryto pozostałości dużej stoczni z późnego okresu epoki wikingów. Jak napisała Else Roesdahl: „Stosowano tu w szerokim zakresie wtórne wykorzystanie fragmentów skasowanych statków”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Leśniewskiego pt. Wikingowie (Wydawnictwo Literackie 2025).