Bitwa stoczona 14 lipca 982 roku pod Crotone (Krotoną) w południowej Italii miała przesądzić o przyszłości Półwyspu Apenińskiego. Zarówno cesarz Otton II, jak i emir Sycylii Abu al-Kasim dążyli do opanowania regionu. Starcie między nimi okazało się największą batalią X stulecia w Europie i jednym z największych starć całego wczesnego średniowiecza. Spodziewano się różnych rezultatów, ale nie tego, który nastąpił: obie strony poniosły druzgoczącą klęskę, nie było żadnego zwycięzcy.
W dniu 15 lipca 982 roku jazda pancerna Ottona II dotarła wczesnym rankiem do równiny położonej niedaleko przylądka Capo Colonna i stanęła naprzeciwko ustawionej już w szyku bojowym armii emira Abu al-Kasima.
Reklama
Niesamowity musiał to być widok dla obu stron: 18 000 do 20 000 obleczonych żelaznymi kolczugami i pancerzami chrześcijańskich rycerzy zachodniej Europy naprzeciwko 20 000 saraceńskich wojowników.
Przednią formację muzułmanów tworzyła jednolita ściana piechoty ustawiona w szeroką linię i głęboka na paru wojowników. Uzbrojeni byli w duże owalne tarcze i ciężkie włócznie powbijane na ukos w ziemię, ostrzami w kierunku nadciągającej konnicy. (…) Za nimi stała druga linia: kwadratowe bloki piechoty zmieszane na przemian z blokami kawalerii. Piechota z drugiej linii trzymała przygotowane do wystrzału łuki. Emir znajdował się w trzeciej linii, złożonej wyłącznie z ciężkozbrojnej kawalerii, w środkowym bloku.
Od razu trzeba dodać, że za położoną w niewielkiej odległości grupą pagórków i lekkich wzniesień czekało w odwodzie następne 5000 Saracenów, wyłącznie jazdy ciężkiej, niewidocznych dla rycerstwa Europy.
Rycerze Ottona II po raz pierwszy stanęli twarzą w twarz z co najmniej równorzędnym przeciwnikiem. To nie były, tak jak do tej pory, lekko uzbrojone oddziały saraceńskie, nastawione głównie na łupienie i branie niewolników, czy też piechota garnizonów. Przed nimi stała potęga islamu, wojownicy zaprawieni w wielu bojach na terenach Azji Mniejszej, Afryki Północnej i Europy. (…)
Reklama
Śmietanka rycerstwa i arystokracji. Armia Ottona II
W armii Ottona II zebrała się śmietanka rycerstwa europejskiego i arystokracji zarówno świeckiej, jak i kościelnej: pięciu książąt, sześciu arcybiskupów, niezliczona liczba margrabiów, grafów, baronów, opatów, biskupów i pomniejszych wasali w hierarchii feudalnej.
Otto II nie zarządził żadnego specjalnego ustawienia. Środek linii zajmował on sam, otoczony swą specjalną gwardią złożoną z 300 najprzedniejszych rycerzy, niekoniecznie tylko niemieckich. Bezpośrednio po obu stronach rozstawił się doborowy korpus saski, tysiąc jeźdźców po lewej i tysiąc po prawej.
Z tyłu ochraniała go jazda pancerna Obodrytów. Następne szeregi i kolumny porozstawiały się w grupach terytorialnych: Bawarczycy i Szwabowie pod dowództwem księcia Szwabii zamykali prawe, a Longobardowie pod dowództwem dwóch synów Pandulfa Żelaznej Głowy lewe skrzydło.
Nie było jakichś specjalnych ustawień wewnętrznych, po prostu wokół każdego rycerza zbierała się jego świta — giermkowie, pomocnicy, przyjaciele. Z tego też względu nie było ostrego podziału szeregów armii ottońskiej na ciężko- lub lekkozbrojną kawalerię, wszyscy byli wymieszani.
Reklama
Sam cesarz siedział na swym rumaku bojowym wysunięty przed pierwszą linię kawalerii, obserwowany z wielkim napięciem przez otaczających go poddanych — czekano na jego sygnał do ataku. Otto II postawił tego ranka wszystko na jedną kartę, na jedną rozstrzygającą bitwę: koronę i życie. Rzuciwszy się do szarży na zwarte szeregi Saracenów, pociągnął za sobą przyszłość cesarstwa i wpłynął na bieg historii.
Piorunująca szarża europejskiego rycerstwa
Szeregi jazdy pancernej ruszyły do ataku, przechodząc linia za linią w coraz szybszy galop. Cała siła i pęd ataku kolumny z cesarzem skierowane zostały na centrum muzułmańskiej linii bojowej, tam gdzie w otoczeniu swej wyśmienitej gwardii znajdował się sam emir Abu al-Kasim.
Między obiema armiami, mniej więcej pośrodku równiny i dokładnie na linii ataku, znajdowało się niewielkie wzniesienie terenu. Konnica Ottona II przegalopowała przez to wzniesienie i dzięki lekkiemu spadkowi uderzyła na przeciwnika z jeszcze większą prędkością.
Muzułmanie nie spodziewali się takiej prędkości atakujących. Z ich doświadczeń zdobytych w bitwach z ciężką kawalerią bizantyjską wynikało, że zakuty w żelazo rycerz nie może tak szybko pędzić. Nie zdążyli oddać ani jednej skutecznej salwy ze swych słynnych łuków refleksyjnych!
Starcie było straszliwe. Dzięki arabskim kronikarzom, którzy opisali bitwę bardziej szczegółowo niż zapiski europejskie, wiemy, że fala uderzenia przełamała i unicestwiła w mgnieniu oka wiele pierwszych szeregów piechoty saraceńskiej. Pierwsza linia atakującej jazdy z pędzącym na czele cesarzem roznosiła na boki lub wdeptywała w ziemię szeregi wroga jak pług świeżą ziemię.
Niebawem dotarli do środka bloków obronnych muzułmanów, gdzie znajdował się sam emir. Rycerze chrześcijańscy zatracili początkowy impet szarży, powyciągali swe długie miecze i zaczęli rąbać wroga na lewo i prawo, prąc nadal, z mniejszą już prędkością, naprzód.
Reklama
W tym momencie wyszła na jaw nieznana dotąd szerzej u muzułmanów efektywność prostego, długiego i obosiecznego miecza europejskiego. I tak dotarli do samego emira, otoczyli go i wycięli w pień całą jego drużynę przyboczną. A nie byli to byle jacy drużynnicy — według przekazu arabskiego gwardię emira tworzyła dobrana elita najlepszych muzułmańskich wojowników, wyliczanych imiennie w kronice Ibn al-Athira.
„Padł śmiertelnie trafiony strzałą w czubek głowy”. Śmierć emira na polu bitwy
W ferworze walki jakiś saski lub słowiański miecz dosięgnął w końcu samego emira, który otrzymawszy silny cios w głowę, spadł z konia i został dobity.
W przekazie Ibn al-Athira emir ginie od strzały: „…rycerze frankijscy rzucili się na emira Abu al-Kasima, który padł śmiertelnie trafiony strzałą w czubek głowy. Wraz z nim padło wielu szlachetnych z jego gwardii przybocznej, również ci najdzielniejsi”.
W ten sposób zginął ten, co jeszcze tego ranka marzył o zdobyciu Italii i być może założeniu nowego kalifatu. Podobne sceny rozgrywały się na flankach, szczególnie wściekle i bezpardonowo parła naprzód jazda Longobardów, odbijająca sobie 150 lat najazdów muzułmańskich na ich księstwa.
Reklama
Armię muzułmanów ogarnął chaos i panika, rozpoczęła się regularna rzeź Saracenów, których od całkowitej zagłady uratowały ich szybkie i zwinne konie. (…) Kto tylko mógł, ratował się ucieczką w kierunku znajdujących się nieopodal wzniesień i wąwozów wyrzeźbionych w skalistym podłożu. Dokładnie tam, gdzie czekał w odwodzie rezerwowy korpus konnicy muzułmańskiej.
Przedwczesna wiara w zwycięstwo
W tym momencie stały się dwie rzeczy naraz: rycerze Ottona II, nie myśląc o ściganiu i tak szybszego przeciwnika, uwierzyli, że bitwa zakończyła się ich zwycięstwem.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zaczęto zsiadać z koni, giermkowie pomagali rozpinać i zdejmować pancerze, inni zajęli się szukaniem wody lub po prostu przysiedli, żeby odpocząć. Niektórzy rycerze wydali już rozkazy rozstawiania namiotów i wysłali pomocników w stronę taborów.
Jednocześnie zaś arabscy uciekinierzy z pola bitwy połączyli się z ukrytą rezerwą, informując ich o chwalebniej śmierci emira. Muzułmanów ogarnął (…) nowy zapał bojowy, po czym rzucili się wspólnie, rezerwa zmieszana z uciekinierami, do kontrataku.
Pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami upłynęło niewiele minut. Po czym 5000 świeżej ciężkozbrojnej kawalerii muzułmańskiej wzmocnionej nieokreśloną liczbą wojowników z pierwszego starcia wpadło w dzikim galopie na odpoczywających na ziemi lub leżących z powodu wyczerpania, bezbronnych i nieprzygotowanych rycerzy Ottona II. Zaczął się drugi akt dramatu.
Druzgoczący kontratak
Zanim muzułmanie dopadli zdumionych chrześcijan, zdążyli oddać w galopie jedną albo i więcej salw z łuków. Środek pola bitwy zamienił się w wrzeszczące kłębowisko walczących wojowników splecionych z masą ryczących z przerażenia koni.
Reklama
Zdyscyplinowane zastępy rycerstwa europejskiego zbiły się w grupki beznadziejnego oporu, malejące błyskawicznie. Teraz wyszła na jaw przewaga lekkich pancerzy Saracenów, pozwalających na szybkie i zwinne uniki.
Cesarz Otto II bronił się zaciekle, otoczony swymi wiernymi rycerzami, którzy padali jak muchy. Tak zostali wycięci w pień wszyscy Obodryci i większość Sasów należących do gwardii Ottona II. (…)
Całkowita klęska cesarskiej armii
W tym punkcie wszystkie kroniki są zgodne: armia Ottona II została zmasakrowana, dosłownie zmieciona z powierzchni ziemi. Zginęła większość możnowładców cesarstwa, dwóch książąt (Landulf IV z Kapui i Pandulf II z Salerno), co najmniej 19 grafów, duża liczba biskupów i opatów.
Kronikarz Thietmar wylicza imiennie, niektórych tylko, poległych z kontyngentu saskiego: „Richarius, który nosił świętą włócznię przed cesarzem, wuj mojej matki książę Udo, grafowie: Thietmar, Becelin, Gebhard, Gunter, Ecelin wraz z bratem Becelinem, Burchard, Dedi, Konrad i niezliczeni inni, których Bóg jeden zna imiona…”.
Liczbę zabitych po stronie cesarskiej trudno jednoznacznie ustalić; jeżeli porównać przekazy kronik europejskich i arabskich oraz wziąć pod uwagę zapiski nekrologów klasztornych, to można przyjąć, że na polu bitwy pod Crotone swe życie straciło co najmniej 8000 rycerzy chrześcijańskich, z tendencją do przesunięcia tej liczby w górę.
Reklama
Kto tylko mógł, ratował się ucieczką. Otto II, widząc unicestwienie swej armii, zdecydował się w końcu na ucieczkę i wyrwał się z okrążenia wraz z niewielką grupką rycerzy. Wśród nich znajdował się między innymi książę Bawarii i Szwabii, również Otto z imienia, oraz Żyd z Moguncji imieniem Kalonymos.
Paniczna ucieczka imperatora
Uciekinierom udało się szybko dotrzeć do brzegu morza, znajdującego się ledwie paręset metrów od miejsca bitwy, przy czym koń cesarza padł trupem.
Niedaleko na morzu, już w zasięgu wzroku, dryfowały na fali dwie bizantyjskie galery, chelandiony, należące do wynajętej przez Ottona II jeszcze w Tarencie flotylli. Otto II, nie wiadomo jakimi pobudkami kierowany, postanowił dostać się na którąś z galer, gdy tymczasem inni szybkim galopem uciekali wzdłuż wybrzeża w kierunku na Rossano.
Tylko Kalonymos pozostał przy cesarzu i ofiarował mu swego konia, na którym ten wjechał do wody, zamierzając w ten sposób dopłynąć do którejś z galer. (…)
Otto II, dotarłszy do pierwszej z galer, spotkał się z odmową kapitana — który odmówił, nie widząc powodu, by ratować jakiegoś Niemca — i musiał się wycofać w stronę brzegu.
W tym czasie do miejsca na brzegu, gdzie stał Kalonymos, zaczęli docierać pierwsi jeźdźcy muzułmańscy. Sytuacja wydawała się już beznadziejna, ponieważ zarówno droga ucieczki lądem została odcięta, jak i możliwość uratowania się na statku.
Reklama
Nagle ktoś zaczął nawoływać Ottona II z drugiej galery. Był to słowiański rycerz Henryk Żelenta, wysłany przez Ottona II wcześniej na tę właśnie jednostkę. Żelenta rozpoznał cesarza i namówił kapitana statku do przyjęcia uciekiniera, nie zdradzając przy tym, o kogo chodzi.
Otto II skierował ponownie podarowanego mu konia w wodę, lecz wymęczone zwierzę natychmiast zatonęło, więc cesarz rzucił się wpław w kierunku, z którego nawoływał Żelenta, zrzucając przy tym resztki swojej zbroi i odzienia.
Półnagi cesarz dopłynął do galery, został wciągnięty na pokład, a Żelenta położył go w kajucie kapitana, przykrywając własnym płaszczem.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Roberta F. Barkowskiego pt. Crotone 982. Jej nowa edycja ukazała się w ramach serii Historyczne Bitwy w 2023 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.