Bona Sforza kochała swoje dzieci, ale tylko te najstarsze. Pierworodna Izabela, urodzona w 1519 roku, była jej oczkiem w głowie. Syn Zygmunt August, przewidywany na przyszłego króla, miał zapewnianą najlepszą opiekę, matka niemal go nie odstępowała. Reszta rodzeństwa nie mogła jednak liczyć na podobne względy. Po tym, jak w 1527 roku królowa straciła drugiego syna, Olbrachta, po wypadku na polowaniu, stała się dla pociech oziębła i obojętna.
Dla zagranicznych gości przybywających na Wawel za życia Zygmunta Starego możliwość ujrzenia na własne oczy rodziny rządzącej potężnym imperium polsko-litewskim była nie lada gratką. Nic dziwnego, że w relacjach z krakowskiego zamku więcej uwagi poświęcano dostojnym gospodarzom niż samemu pałacowi.
Reklama
Najwięcej wersów zajmowały opisy starego władcy i jego dumnej żony. Na podobne zainteresowanie mógł liczyć królewski syn i następca tronu. Prawdziwą furorę robiła też najstarsza córka Bony Izabela – oczywiście do czasu, aż wyjechała na Węgry, po ślubie z Janem Zapolyą. Na tym jednak koniec.
Nikt nie zauważał, że Bona miała jeszcze trzy córki. Można odnieść wrażenie, że na ten fakt nie zwracała uwagi także sama królowa.
Gorsze córki królowej
W pierwszych latach życia Zofia (ur. 1522), Anna (ur. 1523) i Katarzyna (ur. 1526) nie mogły liczyć nawet na krztynę zainteresowania ze strony matki.
Młode Jagiellonki mieszkały we trójkę w jednym pokoju, nie miały własnego dworu, a opiekowało się nimi zaledwie paru służących. Wprawdzie odbierały wykształcenie, ale nie mogło się ono równać z edukacją Zygmunta Augusta czy Izabeli.
Nic nie słychać o tym, by Bona z myślą o nich szukała dostojnych mamek, utalentowanych opiekunek czy wybitnych tutorów. Sprowadziła dla nich warcaby i szachy, ale to tyle. Bardziej angażowała się nawet w wychowanie dzieci swoich dwórek niż w zapewnienie dobrego startu w życie własnym latoroślom.
Reklama
Z biegiem lat oziębłość Bony stawała się jeszcze bardziej widoczna. Całą swoją uwagę koncentrowała na Izabeli i Zygmuncie Auguście. Na nich przelała wszystkie swoje macierzyńskie uczucia. Resztę dzieci traktowała tak, jakby były dla niej balastem. I przy pierwszej okazji wyrzuciła ten balast za burtę.
Samotność i strach
W 1533 roku razem z mężem, synem i Izabelą wyjechała na Litwę, młodsze córki pozostawiając na opustoszałym Wawelu. Żyły tam odtąd niczym w ponurym więzieniu – pozbawione szansy na obserwowanie gwarnego życia dworu, a tym bardziej zgody na opuszczanie pałacowego wzgórza.
Matka nie spieszyła się z powrotem. Minęły całe trzy lata, a ona tylko raz, na parę tygodni, zawitała do Krakowa. Wcale nie stęskniła się za swoimi porzuconymi dziećmi. Po prostu obyczaj nakazywał, by wzięła udział w ślubie Jadwigi – córki Zygmunta z pierwszego małżeństwa.
Kiedy tylko związane z nim ceremonie dobiegły końca, królowa – razem z Izabelą – szybko wróciła do Wielkiego Księstwa. I nawet nie przyszło jej do głowy, by zabrać ze sobą także Zofię, Annę i Katarzynę. Fakt, że te właśnie wchodziły w okres dojrzewania i bardziej niż kiedykolwiek potrzebowały wsparcia matki, nie miał dla niej żadnego znaczenia. A może nawet nieświadomie uciekała przed tą właśnie odpowiedzialnością.
Reklama
Rodzicielska niedbałość Bony przyniosła wreszcie tragiczne skutki. Nocą 18 października 1536 roku na niemal pustym Wawelu wybuchł pożar. Spłonęła spora część dopiero co wzniesionego skrzydła wschodniego pałacu, były ofiary w ludziach.
Wprawdzie dziewczynki szybko wyprowadzono ze wzgórza przy świetle pochodni, ale i tak potwornie najadły się strachu. Anna – która dokładnie w tym dniu miała urodziny! – już do końca życia będzie panicznie bać się ognia.
Zygmunt Stary i Bona Sforza natychmiast zlecili odbudowę. Królowa spieszyła się też jak mogła, by zabezpieczyć swoje precjoza. Nie wydaje się natomiast, by z taką samą uwagą pędziła na pomoc straumatyzowanym córkom. W jej relacjach z Zofią, Anną i Katarzyną nic nie drgnęło. W 1540 roku Bona znowu wyruszyła na rok na Litwę. Jej córki jak zawsze zostały w Krakowie.
Piękna scenografia… i nic więcej
Sytuacja królewien zmieniła się dopiero, gdy z dziewcząt przeistoczyły się w młode damy. Bona przestała traktować je jak balast. Teraz stały się dla niej pięknymi rekwizytami władzy. A może trafniej byłoby powiedzieć: piękną scenografią.
Od początku lat czterdziestych XVI wieku wydawała krocie na ich okazały i modny ubiór. Co charakterystyczne, nie myślała nigdy o córkach jako o trzech odrębnych osobach. Kupowała lub zamawiała po prostu trzy identyczne przedmioty. Oczywiście zgodnie z własnym gustem.
Dla królewien sporządzono trzy identyczne naszyjniki. Otrzymały trzy takie same łańcuchy, a także trzy zdobne kołnierze. Rachunki burgrabiego krakowskiego zawierają także informacje o zakupie beretów dla królewskich córek. Początkowo udało się zdobyć tylko dwa, konieczne więc były energiczne poszukiwania trzeciego – oczywiście identycznego z pozostałymi.
Reklama
Nawet na znanej serii portretów rodziny Jagiellonów, wykonanej w warsztacie Łukasza Cranacha Młodszego, królewny wyglądają niemal identycznie. Mają takie same suknie, takie same ozdoby, fryzury i nakrycia głowy. Nie jest to w żadnym razie wynik lenistwa malarza. Po prostu Bona bardzo się starała, by jej trzy córki wyglądały niczym trojaczki. To czyniło z nich perfekcyjne tło!
Właśnie w tym czasie Zofia, Anna i Katarzyna zaczynają pojawiać się w towarzystwie matki. Zawsze idą o krok za nią, milcząco dodając jej splendoru. Ozdabiają uczty, turnieje, publiczne wystąpienia. Nie oczekuje się od nich żadnych słów ani gestów – to domena Bony. One mają po prostu dobrze wyglądać i nie przeszkadzać.
Apodyktyczna, gniewna, samotna
Będą mijać lata, a młode Jagiellonki ugrzęzną w tej właśnie roli. Pozostaną u boku coraz bardziej apodyktycznej, gniewnej i samotnej matki.
Jako jedyne będą dotrzymywać jej towarzystwa, wciąż spotykając ze strony Bony znaną od dzieciństwa oziębłość. W międzyczasie zestarzeją się. Ze strachu przed matką nigdy nie poproszą jej, by zadbała o ich korzystne zamążpójście. Albo chociaż – jakiekolwiek zamążpójście. W ten sposób nadejdzie rok 1548.
Po śmierci ojca, Zygmunta Starego, trzy królewny wyjechały z matką na Mazowsze, do jej dóbr wdowich. Jeszcze niedawno były pannami na wydaniu ze świetnej dynastii, o których dyskutowano w całej Europie. Teraz stały się co najwyżej starymi pannami.
Reklama
Zofia miała dwadzieścia sześć lat, Anna dwadzieścia pięć. Tylko dwudziestodwuletnia Katarzyna była na tyle młoda, by nie wzbudzić żadnych wątpliwości u potencjalnego pana młodego. Tradycja nakazywała jednak wydawać córki za mąż zgodnie z kolejnością urodzenia. To oznaczało, że wybiła ostatnia chwila, by zająć się tym problemem. Bona tymczasem wolała zakładać sady i winnice.
Dlaczego królowa Bona nie kochała córek?
Badacze od dobrych dwóch wieków głowią się nad niezwykłą obojętnością starej królowej. Przez całe życie Bona wszystkie swoje działania koncentrowała na polityce dynastycznej. Taką postawę wyssała z mlekiem matki.
Dla dobra rodziny wyszła za mąż za Zygmunta Jagiellończyka. Dla dobra rodziny przeprowadziła ryzykowną elekcję vivente rege Zygmunta Augusta. Ba! Nawet swoją ukochaną córkę Izabelę wysłała na pogrążone w chaosie Węgry właśnie dla dobra domu Jagiellońskiego. Potem coś jednak w niej pękło.
Odcięła się od całej matrymonialnej gry, przy pomocy której europejscy władcy prowadzili politykę w XVI wieku. Nawet nie próbowała znaleźć odpowiedniej partii dla córek – i to mimo że właściwy mariaż mógłby przynieść gigantyczne korzyści polityczne Rzeczpospolitej.
Reklama
Jakby tego było mało, ignorowała też polityczne walory ślubów członkiń swojego fraucymeru. Kolejne narzędzie, z którego domy panujące na całym kontynencie korzystały, by budować stronnictwa lub pacyfikować przeciwników. I tylko Bona tego nie robiła.
Większość historyków znajduje proste źródło jej zachowania: narastające z wiekiem skąpstwo. Rzeczywiście im Bona była starsza, tym więcej uwagi poświęcała własnemu bogactwu. Tymczasem posagi kosztowały krocie. Tak samo kosztowało jednak wieloletnie utrzymywanie córek, a na to Bonie nie było szkoda pieniędzy. W ciągu jednego roku potrafiła zapłacić za same ich suknie nawet osiemset florenów, równowartość 500 000–600 000 dzisiejszych złotych.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Skrywana trauma
Powody musiały być dużo bardziej złożone. Bona nigdy nie pozbierała się po tragedii w Niepołomicach, w której straciła drugiego syna. To od tego czasu ostatecznie odsunęła się od własnych córek. Zupełnie jakby obarczała je winą za to, że urodziły się i żyją – a wyczekiwany chłopiec zmarł.
Na tym jej skrywana trauma się nie kończyła. W odczuciu Bony, losy tych dwojga dzieci, na których skupiła wszystkie swoje macierzyńskie uczucia, potoczyły się w sposób godny pożałowania. Izabela decyzją własnej matki została skazana na życie pełne cierpienia – szybko straciła męża oraz tron. Z kolei Zygmunt August zupełnie wyparł się Bony, nie zważając na fakt, że ta całą swą działalność poświęciła właśnie jemu.
Królowa, zbyt dumna, by dostrzegać źródło własnych błędów, popadała w emocjonalne odrętwienie. Z zewnątrz jak zawsze władcza i wybuchowa, w rzeczywistości straciła zdolność do okazywania autentycznych uczuć. A mimo to – nie mogła się przemóc, by rozstać się z trzema niekochanymi córkami.
Może tak bardzo bała się samotności na prowincjonalnym Mazowszu, że była zdeterminowana kurczowo trzymać się jedynej namiastki rodziny, która jej została. A może nie chciała skazywać już nikogo więcej na korowód tragedii i wyrzeczeń, jaki stawał się udziałem każdej kolejnej Jagiellonki. I każdej kobiety, która miała nieszczęście wejść w drogę Bonie.
Bibliografia
Bonie Sforzy i jej czasom poświęciłem całą publikację: Damy złotego wieku. Nowa edycja książki (Wydawnictwo Literackie 2021) do kupienia na Empik.com.
Szczegółowa bibliografia powyższego tekstu znajduje się w książce.