Niemcy, pragnący szybkiego zwycięstwa, zastosowali nową strategię. Zwrócili się przeciwko cywilom, zamieszkującym objęte wojną tereny. Kanclerz Bismarck zabronił jakiejkolwiek „opieszałości” w ich zabijaniu. W kolejnym stuleciu niemieccy przywódcy doprowadzili te działania do perfekcji. Ale jak właściwie wpadli na swój zbrodniczy pomysł?
Europejczycy, podbijający terytoria na obcych kontynentach, bez wahania uciekali się do masowych mordów. Palili tubylcze wsie, niszczyli uprawy i wyrzynali żywy inwentarz, należący do ich nowych „poddanych”. Ludy kolonialne bardzo wcześnie poznały, czym są czystki i zbrodnie wojenne na ludności cywilnej.
Reklama
Aż do XIX wieku nie do pomyślenia było jednak, by podobną metodę podporządkowywania wrogów stosować w wojnach między tak zwanymi „cywilizowanymi narodami”. Wierzono, że w kulturalnym świecie konflikty zbrojne powinny się toczyć między członkami zawodowych armii. Cywile musieli oczywiście znosić wojenne uciążliwości (przemarsze, grabieże, gwałty), ale nikt nie proponował, by celowo ich eksterminować.
Zgodnie z tym duchem w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej, a konkretnie w roku 1863, sporządzono tak zwany kodeks Liebera. Stanowił on, że jeśli obywatel wrogiego kraju jest nieuzbrojony, to należy oszczędzić mu życie, mienie i honor – oczywiście, „na ile pozwolą na to okoliczności wojenne”.
Cel uświęca środki
W wojnie z Francją, toczącej się w latach 1870-1871, Niemcy postanowili świadomie złamać obowiązujące standardy. Zaniepokojony szerzącą się na terenach objętych konfliktem partyzantką kanclerz Otto von Bismarck nakazał wieszanie… wszystkich mieszkających tam mężczyzn!
Jego pomysł poparł szef pruskiego Sztabu Generalnego, generał Helmut von Moltke. Jak opowiada historyk i teoretyk wojskowości, profesor Lawrence Freedman:
Reklama
[Bismarck – przyp. A.W.] zabronił jakiejkolwiek „opieszałości w zabijaniu”. Kiedy von Moltke chciał prowadzić oblężenie Paryża w tradycyjnym stylu, czyli poczekać, aż obrońcy się zmęczą, Bismarck zażądał ostrzeliwania miasta, i postawił na swoim. Jego celem było zmuszenie Francuzów do ustępstw (…).
Był gotów w razie konieczności bezwzględnie postępować z cywilami (…).Von Moltke natomiast przewidywał, że partyzantka będzie się odradzać, a Francuzi zawsze chętnie udzielą jej wsparcia. Opowiadał się więc za wojną totalną z ludnością Francji, aby nie dopuścić do nowych buntów.
Nowa strategia doprowadziła pruskich przywódców do upragnionego, szybkiego zwycięstwa w wojnie. Jej skuteczność skłoniła zarówno polityków, jak i oficerów, do rewizji dotychczasowych poglądów.
„Podstawowa zasada głosiła, że skoro represje przeciwko cywilom mogą przyczynić się do szybkiego zakończenia wojny, to można je uzasadnić wojenną koniecznością” – wyjaśnia Freedman. Już w 1880 roku von Moltke pisał w liście:
Podczas wojny najwspanialszą rzeczą jest szybkie jej zakończenie, zatem każdy środek prowadzący do tego celu, jeśli tylko nie jest naganny, musi być dopuszczalny. Bynajmniej nie zgadzam się z deklaracją petersburską, że jedynym uzasadnionym celem wojny jest „osłabienie sił zbrojnych nieprzyjaciela”. Nie, trzeba brać pod uwagę wszystko, co daje oparcie nieprzyjacielskiemu rządowi: jego finanse, linie kolejowe, żywność, nawet jego prestiż.
Przekonania te podzielali kolejni niemieccy dowódcy. Po wybuchu I wojny światowej w 1914 roku niemal od razu zwrócili się przeciwko ludności cywilnej. W samej Belgii ofiarą Niemców padło około 5500 mężczyzn, którzy wprawdzie nie nosili mundurów, ale przecież mogli w przyszłości stanowić zagrożenie dla najeźdźców…
Podszepty z Ameryki
Profesor Freedman podkreśla jednak, że pomysł planowego ataku na cywilów nie był bynajmniej własnym wynalazkiem kanclerza Bismarcka. Rozwiązanie to podszepnął mu… przebywający w 1870 roku w Berlinie amerykański generał Philip Sheridan.
Reklama
Gość zza oceanu przekonywał niemieckiego polityka, by przysporzył francuskiej ludności jak najwięcej cierpień. „Ludziom trzeba zostawić tylko oczy, aby mieli czym opłakiwać skutki wojny” – twierdził.
Sheridan wiedział, że taka strategia jest niezwykle skuteczna. Przekonał się o tym niewiele wcześniej: w trakcie amerykańskiej wojny secesyjnej. Głównym rzecznikiem brutalnego traktowania ludności cywilnej był generał William Sherman, dowódca wojsk Unii.
Gdy w 1864 roku wkroczył on na tereny zajmowane dotąd przez konfederatów, postanowił „przejść od walki z wojskiem, co uważał za typowe dla wojen europejskich, do działań przeciwko cywilom”. Wojskowy przekonywał:
Walczymy nie tylko z nieprzyjacielskimi armiami, ale także z wrogimi ludźmi. Musimy sprawić, żeby starzy i młodzi, bogaci i biedni poczuli ciężką rękę wojny, tak jak poczuły ją ich zorganizowane wojska.
Reklama
Ofiarą tego myślenia padli zwłaszcza mieszkańcy Atlanty i Columbii. Miasta te zostały przez wojska unionistów doszczętnie spalone. W jednym generał miał jednak rację – zwracając się przeciwko cywilom, zdecydowanie przyspieszył kapitulację wojsk Konfederacji. I ten argument wystarczył do przekonania kanclerza Bismarcka, by praktyki z Nowego Świata wypróbować też w Europie.
Bibliografia
- Lawrence Freedman, Przyszła wojna, Bellona 2019.