Dostępne liczby mogą sugerować, że na polskich wsiach w XVI wieku i później tekst pisany był czymś nieznanym, obcym, może wręcz magicznym, jak w pierwszych dekadach po chrystianizacji. Nie jest to jednak wniosek słuszny. W rzeczywistości pismo odgrywało na wsi bardzo istotną rolę.
Profesor Wacław Urban podjął przed laty próbę oszacowania skali analfabetyzmu u schyłku XVI wieku. Według jego badań przynajmniej na południu kraju pisać umiało 100% magnatów, 95% zamożnych szlachciców, 75% przedstawicieli szlachty średniej i drobnej oraz 70% obywateli miast.
Reklama
Na najniższych szczeblach społecznej drabiny sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Wśród miejskiego pospólstwa – zwykłych, nieuprzywilejowanych mieszkańców – tylko 40% samodzielnie składało litery. W gronie plebsu – 8%.
Najrzadziej ludzi piszących spotykano jednak w szeregach chłopstwa. Z badań profesora Urbana wynika, że piórem potrafił się posługiwać jeden na pięćdziesięciu mężczyzn ze wsi: 2% ogółu. Potwierdzających to dokumentów jest zresztą bardzo niewiele.
Błędnie rozumiane liczby
Tak niski i niepewny odsetek mógłby sugerować, że w praktyce na polskich wsiach tekst pisany był czymś nieznanym, obcym, może wręcz magicznym, jak w pierwszych dekadach po chrystianizacji. Nie jest to wniosek słuszny.
W warunkach średniowiecza czy epoki wczesnonowożytnej zawsze znacznie więcej osób potrafiło czytać niż pisać. W przypadku chłopów różnica mogła być dwukrotna, jeśli nie większa. To zaś oznacza, że w dobie renesansu we właściwie każdej wiosce żyła jedna lub kilka osób zdolnych rozumieć i recytować choćby proste teksty.
Reklama
Nie była to zbędna sztuczka; umiejętność wyuczana i szybko zapominana, bo zupełnie nieprzydatna wieśniakom. W rzeczywistości pismo odgrywało na wsi bardzo istotną rolę.
Niezwykle cenna umiejętność
Osady, które lokowano przed czasami wzmożonego pańszczyźnianego wyzysku, dysponowały dokumentami założycielskimi. Wyszczególniały one prawa i obowiązki chłopów, definiowały granice pańskiej samowoli.
Pisma te traktowano na wsi niemal jak świętość. Były pieczołowicie przechowywane i wykorzystywane w sporach z dworem. W kobrach królewskich nawet po całych stuleciach używano ich jako podstaw skarg zanoszonych przed specjalne sądy referendarskie. To zaś wymagało obecności osób obeznanych z tekstem, choćby w podstawowym zakresie.
Zdolność czytania była przydatna zwłaszcza kmiecej starszyźnie – wójtom, przysiężnym. Wyroki sądów rugowych, wiejskich, zapisywano w specjalnych księgach. Także dworskie nakazy często docierały na wieś na piśmie, podobnie jak kwity potwierdzające pobór czynszów czy podatków.
Dwa klucze i schowana skrzynka
Nie brakowało odgórnych poleceń w sprawie troski o księgi i dokumenty. W małopolskiej Kasinie Wielkiej na początku XVII wieku zarządzono:
Feruje pan dekret, aby gromada miała skrzynkę gromadzką, w której by księgi sądowe były chowane pod trojakim zamknięciem. W tej skrzynce będą chowane prawa, pieniądze ubogich sierot i inne rzeczy do sądów należące.
Reklama
XVIII-wieczna instrukcja dla mieszkańców klucza brzozowskiego na Podkarpaciu pouczała z kolei, że „skrzynka z papierami” powinna mieć dwa zamki, do których klucze będą nosić dwie różne osoby. Sama skrzynia miała zaś trafić jeszcze w trzecie ręce, tak by uniemożliwić jakiekolwiek nadużycia. Ale też… utrudnić dostęp do dokumentacji.
Takie rozwiązanie nie powinno dziwić. Panowie folwarczni rozumieli, że zdolność czytania jest cenna dla chłopów, ale jednocześnie szkodliwa, potencjalnie zaś nawet niebezpieczna dla zwierzchności. Było im więc zdecydowanie na rękę, by pisma traktowano jak tajemne, wręcz magiczne przedmioty. I nie sprawdzano zbyt uważnie co faktycznie zawierają.
Niewygodny obraz życia naszych przodków
Bibliografia
- Księgi sądowe wiejskie, t. 1, opracował Bolesław Ulanowski, Gebethner i Wolff 1921.
- Rutkowski J., Studia nad położeniem włościan w Polsce w XVIII wieku [w:] tegoż, Wieś europejska późnego feudalizmu, Państwowy Instytut Wydawniczy 1986.
- Urban W., Umiejętność pisania w Małopolsce w drugiej połowie XVI wieku, „Przegląd Historyczny”, t. 68 (1977).