Warszawa 1921 roku nie była miejscem do życia. Nie dało się tu mieszkać, ale co najwyżej – pomieszkiwać. Zawsze kątem u kogoś, w ciasnym, dusznym i ciemnym pokoju. Z gromadą obcych ludzi, zażarcie walczących o te same pięć metrów przestrzeni. Jak w ulu. Tyle że zamiast pszczół wypełniały go pluskwy, zapach potu i wykwity grzybów na zawilgoconych ścianach.
Spało się w hałasie, oddychało dymem i prątkami gruźlicy. Wstawać trzeba było nawet przed świtem, bo nieraz zdarzało się, że jedno łóżko zajmowało dwóch lub trzech lokatorów na zmianę.
Reklama
Ten, który pracował wieczorami, zrywał się, by ustąpić miejsca towarzyszowi niedoli harującemu nocą. On z kolei wstawał jak zdjęty z krzyża, bo na swoją kolej czekał już domownik robiący za dnia. I tak w koło Macieju. Upiorna karuzela, na której utknęły tysiące mieszkańców stolicy.
„Sprawa zupełnie beznadziejna”
Dla samego początku międzywojnia brakuje dokładnych statystyk. Pół dekady później policzono jednak, że tylko w celu zaspokojenia przyrostu ludności co roku należałoby budować w Warszawie 20 000 nowych mieszkań. W rzeczywistości powstawała garstka z tego i to głównie z myślą o dobrze sytuowanej klasie średniej.
W całym kraju w miastach brakowało szacunkowo niemal pół miliona lokali! Efekt? „Głód mieszkaniowy” stał się jednym z najgłośniej komentowanych i najbardziej dotkliwych kryzysów, jakie nękały II Rzeczpospolitą.
Była to, jak podkreślała prasa, „sprawa zupełnie beznadziejna”. Zwłaszcza w stolicy, gdzie nawet według oficjalnej ewidencji w jednoizbowych suterenach gniotło się po cztery, pięć czy sześć osób na raz. W rzeczywistości zaś często kilkanaście. Właściciel lokalu miał bowiem swoich najemców, ci mieli sublokatorów, ci z kolei najemców trzeciego i czwartego stopnia…
Reklama
„Nigdy nie miałem własnego miejsca do spania”
Problem, przynajmniej pośrednio, dotykał każdego. Ulice, deptaki i parki zalane były chmarami na wpół bezdomnych ludzi, snujących się bez celu. Komorne nawet za najgorsze nory sięgało himalajskich szczytów.
Biedę mieszkaniową dobrze znali rdzenni warszawiacy. Włodzimierz Krzemiński, dorastający w robotniczej rodzinie na przedwojennym Powiślu, wspominał: „Łóżko zajmowałem wspólnie z moim bratem. Nigdy nie miałem własnego, osobnego miejsca do spania. Pierwszy raz we własnym, osobnym łóżku położyłem się dopiero w wojsku, w koszarach”.
Jego sytuacja wcale nie różniła się od tej, w jakiej znajdowała się cała rodzina. Matka spała w tym samym pokoju, na wąskiej otomanie. Jedyne osobne łóżko w pomieszczeniu zajmował obcy człowiek, sublokator. Kolejny podnajemca gnieździł się w ciasnej kuchni. Łącznie w dwupokojowym mieszkaniu żyło siedem, osiem osób. I zdaniem Krzemińskiego to wcale nie było wiele. Inni mieli znacznie gorzej.
Co czwarty warszawiak
„Przynajmniej co czwarty mieszkaniec stolicy zajmował kąt u obcych ludzi” — podkreślał pamiętnikarz. Zjawisko nawet dotkliwiej od miejscowych odczuwali przyjezdni.
Reklama
Tadeusz Dołęga-Mostowicz, zanim został najpopularniejszym i najlepiej opłacanym powieściopisarzem w Polsce, kisił się w bliżej nieokreślonej ruderze na Pradze. W jednym pokoju ze zgrają obcych mężczyzn.
„Dwa pokoiki przy rodzinie”
Problem na własnej skórze poznali także politycy. Przynajmniej ci, którzy musieli przeprowadzić się z prowincji, by zasiąść w sejmowych bądź senatorskich ławach.
Nawet Maciej Rataj — marszałek Sejmu i trzeci, a w chwilach kryzysów konstytucyjnych wręcz pierwszy człowiek w państwie — pisał w prywatnym dzienniku, że nie miał gdzie się podziać w stolicy.
Najpierw ulokował się w „nieco podejrzanym”, podrzędnym hoteliku na Żurawiej. Dopiero po paru miesiącach znalazł dla siebie i rodziny skrawek lokalu.
„Wynajęliśmy dwa pokoiki przy rodzinie z prawem używania kuchni” — opowiadał z niesmakiem. — „Trafiliśmy bardzo źle, na ludzi źle wychowanych i nieuczynnych i prawo używania kuchni, dobrze opłacane przez nas, musiała biedna moja żona opłacać jeszcze dodatkowo swoimi nerwami”.
Gospodarze mogli mieć zresztą równie krytyczną opinię o państwu Ratajach. Bądź co bądź, marszałek prowadził w tym wynajmowanym mieszkanku, przy swojej małej córeczce i przy obcych ludziach, kluczowe, burzliwe narady polityczne, od których zależały losy kraju. I których nie każdy chciał słuchać aż do późnej nocy.
Reklama
„Maluczko brakuje, a lokator główny i podnajmujący mordować się będą”
Tam latały wyzwiska i może talerze, nikt jednak nie groził bliźniemu, że go zaszlachtuje.
Ludzie zdolni wynająć w najlepszym razie łóżko, nie zaś pokój, często nie byli zdolni utrzymać nerwów na wodzy. Podobnie ci, którym zalegano z czynszem, a sami musieli uiścić opłaty lokatorowi wyższego rzędu.
Wybijanie szyb, ryglowanie pomieszczeń z ludźmi w środku, pozbawianie dostępu do wody. Wszystko to stanowiło, według prasy, chleb powszedni warszawskich najemców.
„Maluczko [brakuje a] lokator główny i podnajmujący mordować się będą wzajemnie” — z pełną powagą pisała „Rzeczpospolita”. Już się zdarzało, że gospodarze rzucali z balkonów kamieniami w najemców, albo że ludzie zajmowali pomieszczenia na dziko, bez płacenia, po czym dochodziło do bójek i procesów…
Reklama
***
Wielki głód mieszkaniowy sprzed stulecia stanowi tło jednej z najbardziej przerażających spraw kryminalnych epoki.
Tomasz Gajewski na początku lat 20. wynajął pokoik od seryjnej morderczyni, która co tydzień popełniała nową zbrodnię. Długo przymykał oko na jej działalność, bo bał się, że… nie znajdzie nowego lokalu. Więcej na ten temat przeczytacie w mojej książce pt. Seryjni mordercy II RP (Wydawnictwo Literackie 2020).
Najgorsi mordercy przedwojennej Polski. Kryminalne tajemnice i niewyjaśnione zbrodnie
Bibliografia
- Borkowski M., Stan własności nieruchomej i głód mieszkaniowy w Warszawie, Warszawa 1919.
- Janicki K., Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce, Kraków 2015.
- Janicki K., Ojciec Nikodema Dyzmy, „Historia. Fakty, Odkrycia, Tajemnice” 2019, nr 5.
- Krzemiński W., Mój przedwojenny świat, Warszawa 2001, s. 23–24.
- Nasze oszczędności i głód mieszkaniowy, „Rzeczpospolita” 1922, nr 59 z 28 II (wyd. wieczorne).
- Ostrowski W., Jak zażegnać głód mieszkaniowy w miastach Polski, Warszawa 1928.
- Rataj M., Pamiętniki 1918–1927, Warszawa 1965, s. 36, s. 39–40.
- Z utrapień mieszkaniowych, „Rzeczpospolita” 1922, nr 26 z 26 I (wyd. wieczorne).