Osobliwe zajęcie miało historię niemal równie długą jak samo chrześcijaństwo. Szybko zyskało akceptację hierarchii kościelnej, potem zaś… zupełnie wymknęło się spod kontroli. Handel ludzkimi szczątkami i przedmiotami, które wiązano z pobożnymi zmarłymi pozwalał zbijać niewyobrażalne fortuny. I to mimo że w obiegu były… niemal same podróbki.
Już pierwsi wyznawcy chrześcijaństwa wierzyli, że zwłoki świątobliwych członków społeczności wymagają niezwykłego szacunku, a nawet czci. Miała je przepełniać mistyczna moc oraz łaska.
Reklama
Zwłaszcza szczątki męczenników naznaczone były świętością, w której udział mógł mieć każdy, kto wszedł z nimi w styczność. To przekonanie sprawiło, że zwłoki zaczęto dzielić, rozsyłać do poszczególnych gmin, otaczać kultem. Z każdym kolejnym stuleciem zjawisko tylko przybierało na sile.
Źródło zdrowia, życia i… majątku
Relikwie – za które zaczęto uznawać także każdy przedmiot związany ze świętym – stanęły u podstaw całego ruchu pielgrzymkowego. Tysiące ludzi były gotowe przemierzać kontynent wszerz i wzdłuż, byle zetknąć się z doczesnymi pozostałościami patronów uważanych za szczególnie przychylnych i wpływowych.
Wierzono, że bliskość relikwii potrafi odmienić życie. Przynieść szczęście, zdecydować o urodzeniu zdrowego potomka, zagwarantować urodzaj na polach i zdrowie trzody w zagrodzie. Ich dotknięcie pozwalało natomiast odzyskać zdrowie albo wręcz… życie. Bo o cudach zmartwychwstania, zwłaszcza małych dzieci, donoszono właściwie bez przerwy.
Wokół zbiorów relikwii wyrastały fortuny klasztorów, miast i całych regionów. Duchowni prześcigali się w zbieraniu artefaktów uważanych za szczególnie cenne. W najzamożniejszych opactwach przechowywano ich dziesiątki bądź nawet setki.
Reklama
Kwitł intratny handel relikwiami, zwłaszcza że od VIII wieku obowiązywała zasada, w myśl której konsekracja żadnej świątyni nie mogła się odbyć bez umieszczenia w niej świętych szczątków.
Relikwie masowe…
Za kupczeniem szły fałszerstwa. Nowe relikwie wytwarzano na wprost przemysłową skalę. Proceder rozwijał się tak prężnie, że jeden z papieży był zmuszony ogłosić, iż nie jest to efekt wielkiego oszustwa, lecz… kolejny cud!
Autentyczne relikwie były bowiem nie tylko zdolne uzdrawiać czy ożywiać, ale też bez końca się dzielić. Tak, że w efekcie mogło istnieć dwadzieścia prawdziwych stóp tego samego męczennika albo dwieście jego palców.
…i jedyne w swoim rodzaju
W cenie były oczywiście relikwie unikatowe, a najlepiej – także pomysłowe. Potrafiące działać na wyobraźnię tłumów i mające za sobą pociągającą historię.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Świątynia pod wezwaniem świętego Jerzego w Rzymie szczyciła się, iż jest w posiadaniu miecza, którym jej patron zgładził smoka.
Pewien francuski kościół poszedł nawet dalej. Wystawiano w nim miecz i puklerz, których archanioł Michał miał użyć w starciu z samym diabłem.
Reklama
W Perugii przechowywano obrączkę ślubną Maryi Panny, a w Wenecji… taboret, na którym ponoć lubiła przesiadywać. Na potrzeby relikwiarskiego biznesu eksploatowano jednak przede wszystkim życiorys samego Chrystusa.
Hobby tylko dla bogatych
Każdy klasztor pragnął wejść w posiadanie odcisku boskiej stopy, Jezusowego napletka albo… słoju z jego oddechem. Marzyli zresztą także pojedynczy ludzie.
O ile maluczkim musiało wystarczać podziwianie relikwii z oddali, o tyle władcy i arystokraci sami kolekcjonowali święte przedmioty, w pełnym przekonaniu, że dopomogą im one w doczesnym życiu i ułatwią wędrówkę na drugą stronę. Jeśli dysponowało się wystarczającą fortuną, można było wejść w posiadanie cząstki nieba. Albo nawet: chwycić Pana Boga (lub przynajmniej któregoś z apostołów) za nogi.
Relikwie umieszczano w zbrojach, by zapewnić sobie zwycięstwo na bitewnym polu, lub w zamkowych murach, by uchronić je przed zburzeniem przez wroga. Prywatne kolekcje rosły do wprost monstrualnych rozmiarów.
Reklama
Szczyt absurdu?
Wiele wydarzeń sprawiało, że na rynek trafiały nowe relikwie, a kolekcjonerzy zyskiwali szanse pomnożenia swoich zbiorów.
Na skutek złupienia Konstantynopola w 1204 roku Europę zalała najprawdziwsza fala świętych szczątków. Kilkadziesiąt lat wcześniej podobny efekt przyniosła druga wyprawa krzyżowa do Ziemi Świętej.
Obsesja na punkcie świętych przedmiotów sięgnęła szczytów absurdu w wieku XVI. Wtedy o relikwie wprost się potykano. A sławny prekursor reformacji Jan Kalwin utyskiwał, że do udźwignięcia wszystkich istniejących odłamków Krzyża potrzeba by trzystu ludzi. I to mimo że Chrystus niósł narzędzie swej kaźni w pojedynkę…
W tym właśnie okresie powstała prawdopodobnie największa kolekcja relikwii w dziejach Europy. Król Hiszpanii Filip II zgromadził ponoć 7421 świętych obiektów. W tym jedenaście nienaruszonych, całych ciał, sześćset nóg i rąk, prawie trzysta pięćdziesiąt żył i trzysta głów… Ale to już temat na osobny artykuł (kliknij tutaj, by go przeczytać).
Reklama
Bibliografia
- Bonser W., The Cult of Relics in the Middle Ages, „Folklore”, t. 73 (1962).
- Bynum C.W., Gerson P., Body-Part Reliquaries and Body Parts in the Middle Ages, „Gesta”, t. 36 (1997).
- Freeman C., Holy Bones, Holy Dust. How Relics Shaped the History of Medieval Europe, Yale 2012.