Lawinowy wzrost cen nie był zjawiskiem unikalnym dla Rzeczpospolitej. Inflacja w największym stopniu uderzyła w Niemcy. Nad Wisłą też jednak stanowiła jedno z czołowych wyzwań epoki.
Do listopada 1923 roku ceny w Republice Weimarskiej wzrosły o niewiarygodne miliard procent, a w obiegu znalazły się banknoty z nominałem 100 bilionów marek. W Gdańsku, posiadającym odrębny system walutowy, kryzys był niemal równie dotkliwy.
Reklama
Poza tym kryzys wystąpił też w Austrii (14 000%) czy na Węgrzech (23 000%). Wszystko to jednak były kraje pokonane, które koszty wojny pokrywały olbrzymimi pożyczkami wewnętrznymi. Polska nie posiadała podobnego balastu.
Przyczyny polskiej inflacji
Wojciech Morawski podaje, że u nas hiperinflacja była „skutkiem zniszczeń wojennych i wojny polsko-radzieckiej”. To prawda, ale wniosek wypada rozwinąć. Kryzys był przede wszystkim wynikiem desperackich i niefrasobliwych decyzji władz.
Odrodzona Polska, zwłaszcza w pierwszych miesiącach, była państwem w ogromnym stopniu teoretycznym. Posiadała zalążki administracji, władze centralne, ale za to nie miała niemal żadnych dochodów.
Z czasem koszty tylko rosły, zwłaszcza wobec przybierających na sile działań zbrojnych. Kolejni ministrowie finansów okazywali się jednak zupełnie niezdolni do zbilansowania budżetu. U zarania niepodległości podatki były minimalne, a ich ściganie szczątkowe. Wszelkie próby reform utrącano.
Łączne dochody budżetowe w 1919 roku sięgnęły 1,9 mld marek polskich. Wydatki były jednak cztery razy wyższe: 7,5 mld. Różnicy nie pokrywano z kredytów zagranicznych, bo do tych Polska nie miała szerszego dostępu, ale niemal w całości – z masowego dodruku pieniędzy.
Prowizorka na lata
Edward Taylor – poznański ekonomista i autor książki Inflacja polska wydanej w 1926 roku – podkreślał, że działalność Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej zorganizowano „bez przemyślenia”.
Reklama
Bank emisyjny nie cieszył się nawet pozorną niezależnością. W pełni podlegał rządowi, a zabezpieczenia były tak nikłe, że zdarzało się, iż sami tylko ministrowie finansów – bez konsultacji z premierem czy przedstawieniem sprawy na posiedzeniu gabinetu – decydowali o dodruku marek. Waluta, mimo pierwotnych założeń, nie miała też faktycznego zabezpieczenia w zasobach kruszców czy dewizach.
Produkowano ją w olbrzymich ilościach. W chwili odzyskania niepodległości wszystkich marek polskich było w obiegu 880 mln. Już w grudniu 1918 roku emisję podniesiono o 500 mln, a do czerwca 1919 – o kolejne 850 mln. Jak podaje Cecylia Leszczyńska w książce Polska polityka pieniężna i walutowa w latach 1924–1936, u schyłku 1920 roku – gdy kresu dobiegała wojna polsko-bolszewicka – krążyło już łącznie 55 mld marek polskich.
Pieniądz bez pokrycia, budżet bez reformy
W sytuacji, gdy pozbawiony pokrycia pieniądz zalewał kraj, ceny stale szły w górę. W 1919 roku inflacja wyniosła łącznie aż 1123%. Potem sytuacja uległa pewnej poprawie (435% w 1920 roku, 395% w 1921). Historyk gospodarki
Zbigniew Landau podkreślał, że ustabilizowanie granic dało „obiektywne warunki” do naprawy skarbu państwa. Nie wykorzystano jednak okazji. Pieniądze wciąż były drukowane i to nawet w ilościach znacznie przekraczających potrzeby samego aparatu rządowego. Podatki pozostawały o wiele zbyt niskie, a budżet był zupełnie niestabilny.
Reklama
W 1921 roku wydatki przekroczyły dochody o 154%, w 1922 roku o 94%, w 1923 – o 124%.
Korzyści z inflacji?
Doraźnie próbowano kamuflować deficyt, ukrywać koszty wojskowe. Blokowano też swobodny obrót dewizami, a na początku 1919 roku wprowadzono wręcz (szybko odwołany) zakaz posiadania złota przez osoby prywatne. Aż do lata 1921 roku obowiązywały też ceny urzędowe oraz reglamentacja dóbr na kartki.
Żadna prowizorka nie rozwiązywała jednak źródeł problemu. Rządowi ekonomiści niekoniecznie zresztą palili się do ich rozwiązania, w monstrualnej zwyżce cen widząc narzędzie napędzania koniunktury.
W takich okolicznościach nikt nie brał już pod uwagę szybkiego wprowadzenia nowej waluty. Decyzję o zastąpieniu marek złotymi odkładano ze świadomością, że bez radykalnej reformy skarbowej, także ta waluta natychmiast straci wartość.
Reklama
Finansowa katastrofa
Kryzys jątrzył się, aż wreszcie w roku 1923 zupełnie wymknął się spod kontroli. Inflacja przeszła w hiperinflację. W samym tylko marcu ceny wzrosły o przeszło 50%. W październiku było to już 360%. W całym roku – 35 714%!
Oszczędności traciły na wartości nawet nie z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. Zahamowano akcję kredytową. Nie opłacało się też prowadzić zwykłego handlu, bo pieniądze uzyskiwane za sprzedaż towaru po tygodniu mogły mieć wartość papieru toaletowego.
Jednego dnia określony przedmiot kosztował wiadro marek, innego – już taczki wypełnione takimi samymi banknotami. Pensje trzeba było podnosić nawet nie miesięcznie, ale tygodniowo lub co kilka dni i wypłacać je w częściach, by pracownicy byli w stanie zrobić z nich jakikolwiek użytek.
Najwyższy nominał w dziejach Polski
W 1921 roku banknotem o najwyższym nominale było 5000 marek. W marcu 1922 roku drukowano już bilety 250 000-markowe. W listopadzie, jak podkreśla Wojciech Morawski, do obiegu wszedł pieniądz o najwyższym nominale w całych dziejach Polski: 10 mln marek.
Kryzys inflacyjny rujnował budżety domowe, wpędzał ludzi w nędzę, sprawiał, że bezrobocie szybowało w górę. Prowadził też zupełnie bezpośrednio do śmierci. W listopadzie 1923 roku w Krakowie doszło do strajku robotniczego, który został krwawo stłumiony przez policję. Zginęły 32 osoby.
„Szybka” reakcja
Dopiero gdy katastrofa sięgnęła zenitu, władze podjęły rzeczywiste starania na rzecz zbilansowania budżetu i wdrożenia nowej waluty, opartej na rezerwach kruszców i walut.
Reklama
Na początku 1924 roku zaczął działać, projektowany od lat, Bank Polski. 28 kwietnia nowa instytucja wyemitowała złotówki, w pierwszej kolejności te, które wydrukowano zaraz po odzyskaniu niepodległości. Do tego czasu polska inflacja sięgnęła łącznie 2 500 000%, a jednego złotego otrzymywano w zamian za 1 800 000 marek.
Opinia ekonomisty Grzegorza Wójtowicza, jakoby reforma skarbu i waluty została przeprowadzona „szybko” zdecydowanie nie brzmi przekonująco.
****
Powyższy tekst przygotowałem na potrzeby książki Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020). To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca jak naprawdę wyglądało życie w II RP.
Prawda o życiu naszych pradziadków
Bibliografia
- Jezierski Andrzej, Leszczyńska Cecylia, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 2003.
- Landau Zbigniew, Tomaszewski Jerzy, Gospodarka Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1991.
- Leszczyńska Cecylia, Polska polityka pieniężna i walutowa w latach 1924-1936, Warszawa 2013.
- Morawski Wojciech, Od marki do złotego. Historia finansów Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 2008.
- Wójtowicz Grzegorz, Wójtowicz Anna, Historia monetarna Polski, Warszawa 2003.
1 komentarz