Idi Amin Dada i Huari Bumedien. Do czego byli gotowi się posunąć afrykańscy dyktatorzy, by zachować życie?

Strona główna » Historia najnowsza » Idi Amin Dada i Huari Bumedien. Do czego byli gotowi się posunąć afrykańscy dyktatorzy, by zachować życie?

Ograniczenia współczesnej wiedzy medycznej? Braki narządów do przeszczepu? Nieuchronna śmiertelność każdego człowieka? Afrykańscy dyktatorzy nie zamierzali godzić się z żadną z tych przeszkód. Co Idi Amin Dada i Huari Bumedien uczynili, by oszukać przeznaczenie? I jakie były rezultaty?

Pisaliśmy niedawno o dyktatorach Liberii, których poddawano brutalnym torturom, a jednego chyba nawet zjedzono. Ich losy trudno uznać za typowe. Najczęściej tyrani spokojnie dożywali swych ostatnich dni. I do końca walczyli o to, by oszukać prawa natury oraz przekroczyć granice medycyny.


Reklama


Muzułmanin na pokaz

Przykładów jest wiele, ale trudno o lepszy, niż kariera Idi Amina Dady. 25 stycznia 1971 roku w wyniku zamachu stanu przejmuje on władzę w Ugandzie. Zaczyna przyjemnie – uwalnia więźniów politycznych i obiecuje wybory. Jednocześnie zrywa relacje z Izraelem i ogłasza nastanie przyjaźni ugandyjsko-palestyńskiej.

Jest muzułmaninem, jak zaledwie jedna dwudziesta obywateli jego kraju, jednak swojego wyznania używa czysto merkantylnie. On udaje się na pielgrzymkę do Mekki – Arabowie ślą petrodolary, on buduje w Kampali wielki meczet – Arabowie ślą jeszcze więcej petrodolarów. Saudyjczycy, Arafat, Asad… Wszyscy kochają Idi Amina Dadę.

Idi Amin Dada na fotografii z 1973 roku.

Za niesubordynację – poćwiartowanie

I tylko w ojczyźnie miłość obywateli spada na łeb na szyję. Opozycjoniści mogą liczyć co najwyżej na kulę w łeb, ewentualnie zakatowanie na śmierć przez policję polityczną. Znikają lekarze, naukowcy, wysoko postawieni funkcjonariusze i duchowni, a żony dyktatora drżą o życie. Za niesubordynację grozi im, ni mniej ni więcej, tylko poćwiartowanie. Nie upiecze się również mniejszościom narodowym mieszkającym w kraju.

Pięćdziesiąt tysięcy Hindusów i Pakistańczyków dostaje prosty wybór – albo wyniosą się z domów, albo spoczną w ziemi i to w trybie ekspresowym. Po ich wyrzuceniu z kraju, gospodarka popada w ruinę. Chcąc przysporzyć sobie popularności wśród obywateli Dada ucieka się do agresji wojskowej na sąsiednią Tanzanię. I to jego największy błąd.

<strong>Przeczytaj też:</strong> To mogło się dziać tylko w Rumunii. Sposób na zwalczanie wrogów, który wymyślił Ceauşescu przyprawia o ciarki

Tyran przegrywa z kretesem i musi uciekać z Ugandy. Nie budzi się jednak z ręką w nocniku. Jego przyjaciele od petrodolarów czuwają.

Luksusowa emerytura u Saudyjczyków

Najpierw, wraz z dwiema żonami i dwudziestką dzieci, znajduje azyl w Trypolisie, następnie wyjeżdża do serca Arabii Saudyjskiej, Rijadu. Przez następne 24 lata ma u swoich muzułmańskich przyjaciół jak… u Allaha za piecem. Chroniony przed odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie, rozpieszczany.


Reklama


Dada ma wszystko. Rezydencję, święty spokój, cadillaca, a nawet regularne samolotowe dostawy składników na ulubione danie z ojczyzny (maniok, proso i zielone banany).

Żyje jak król, którym do niedawna w praktyce był. Łowi ryby, ogląda telewizję, gra na akordeonie i pilnie studiuje Koran, tak przynajmniej mówi włoskiemu dziennikarzowi w 1997 roku. Twierdzi, że interesuje go tylko islam.

Idi Amin Dada świetnie się bawił. Zarówno w kraju (jak na tym zdjęciu z 1966 roku), jak i po przejściu na przymusową, ale pełną luksusów emeryturę.

Przeszczep, a potem kolejny i kolejny…

Pod koniec życia Idi Amin Dada zaczyna chorować na nerki. Saudyjscy przyjaciele troszczą się o niego i jak najszybciej załatwiają przeszczep. Znów bycie dyktatorem, nawet takim obalonym, na emeryturze, ułatwia sprawę i Dada po pierwszej nieudanej próbie przeszczepu ma kolejne i kolejne. Jednak karma to karma.

Mimo najlepszej opieki, wsparcia finansowego Saudyjczyków i kolejnych prób, nie udaje mu się wywinąć śmierci. A Uganda nie chce jego ciała. Bez względu na 24 lata na wygnaniu, prośby wdów i dzieci Idi Amina Dady, prezydent kraju pozostaje niewzruszony.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Nagle dopadło go zmęczenie

Opieka zdrowotna, jaką cieszył się Idi Amin Dada wydaje się niezwykła z perspektywy zwykłego zjadacza chleba, ale wśród dyktatorów – to był standard.

Autokratyczny władca zawsze mógł liczyć na to, co najlepsze. Nie musiał przejmować się takimi drobnostkami jak niedofinansowana służba zdrowia, braki lekarstw czy amatorszczyzna lekarzy. Przekonał się o tym na własnej skórze dyktator Algierii Huari Bumedien, kiedy niespodziewanie zaniemógł w wieku zaledwie 48 lat.


Reklama


Kiedy w 1978 roku rządzący państwem od 10 lat Bumedien składał wizytę w Syrii, jego organizm odmówił posłuszeństwa. Jak wyjaśnia Laurent Greilsamer w książce Ostatnie dni dyktatorów: „nagle dopadło go niewytłumaczalne zmęczenie”. 

Gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego człowieka w Algierii, nikt by się tym nie przejął. Ale przecież zachorował dyktator!

Dyktator Algierii Huari Bumedien w iście doborowym towarzystwie. Po środku on, po lewej szach Iranu Mohammad Reza Pahlawi, po prawej – Saddam Husajn. Fotografia z 1975 roku.

Dwudziestu amerykańskich lekarzy, ośmiu chińskich, sześciu radzieckich…

„24 września prezydent wraca do Algieru, skąd 5 października zostaje przetransportowany do Moskwy”.

Władza ukrywa przed obywatelami informacje o stanie prezydenta, a tymczasem on sam jest badany i leczony przez elitę elit radzieckich medyków. Po miesiącu wraca do kraju i… zostaje pierwszym pacjentem nowoczesnego kompleksu szpitalnego, którego budowę sam zlecił.


Reklama


Do kraju ściąganych jest coraz więcej lekarzy (co najmniej sześciu radzieckich, ośmiu chińskich, dwudziestu amerykańskich profesorów, dwóch szwedzkich, czterech niemieckich, dwóch z Tunezji i jeden z Libanu).

Medycy debatują, konsultują i próbują postawić diagnozę. Wreszcie ustalają, że prezydent cierpi na makroglobulinemię Waldenströma, więc… ściągają ze Szwecji profesora Jana Waldenströma, który tą chorobę rozpoznał i opisał. Rokowania są złe.

Huari Bumedien na fotografii z 1978 roku. Tego samego, w którym umarł.

Technika na ratunek?

Rząd Algierii zwozi z zagranicy najnowsze cuda medycyny wraz z obsługą, chociażby niemiecki skaner termograficzny w barwach Bundeswehry i zasilającą go siedemnastotonową francuską przetwornicę. Mimo wszelkich starań z pacjentem numer jeden jest wciąż gorzej i gorzej.

Choroba postępuje bardzo szybko – niewydolność nerek, skrzepy w mózgu, śpiączka… Huari Bumedien cierpi. W końcu umęczony organizm prezydenta nie wytrzymuje. Bumedien umiera 27 grudnia 1978 roku, otoczony rodziną i współpracownikami.

Przeczytaj też o pierwszej (i zarazem jedynej) wizycie papieża Jana Pawła II w nocnym klubie. W tej historii też pojawia się pewien dyktator…


Reklama


Bibliografia

  1. Ostatnie dni dyktatorów, red. Diane Ducret, Emmanuel Hecht, Kraków 2014.
  2. Micah Halpern, Thugs: How History’s Most Notorious Despots Transformed the World through Terror, Tyranny, and Mass Murder, Thomas Nelson 2007.
Autor
Aleksandra Zaprutko-Janicka
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.