Właściciele folwarków nie dbali o sprawiedliwość, ale tylko – o własne korzyści. Cały system prawny był w rzeczywistości systemem wyzysku, napełniającym szlachecką kabzę. Za krytykowanie dworu konsekwencje były straszliwe. Ale od kary za morderstwa łatwo można było się wywinąć.
Aleksander Świętochowski w swojej Historii chłopów polskich stwierdzał, że „sądownictwo patrymonialne ogarnęło w XVII wieku wszystkie sprawy życia chłopskiego w najszerszym zakresie”.
Reklama
Innymi słowy, to pan na folwarku, szlachcic, był najwyższą instancją. Rozstrzygał zarówno w kwestiach drobnych, jak i tych gardłowych. A od jego decyzji nie było odwołania.
Donosicielstwo mile widziane
Rzecz jasna w większości przypadków, to nie dziedzic osobiście ferował wyroki. Miał od tego ludzi.
Jak podkreślał profesor Jan Stanisław Bystroń w swoich monumentalnych Dziejach obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI–XVIII, właściciel dóbr zazwyczaj ograniczał się do zatwierdzania wyroków organów, które mu podlegały. Przy okazji uczony od razu dodawał, że:
(…) dwór pilnował przede wszystkim swoich interesów, jednostronnie określał swe prawa wobec poddanych i karał tych, co je naruszali. Jeżeli jednak chodziło o spory pomiędzy ludnością poddańczą, to najchętniej nie mieszał się do tego, pozostawiając ich załatwienie sądownictwu wiejskiemu, które zresztą można uważać za organ dworu, jakby niższą instancję.
W związku z powyższym wyroki wydawali bardzo często sami mieszkańcy wsi podczas tak zwanych sądów rugowych. Jednocześnie skutecznie zachęcano poddanych do… donoszenia na sąsiadów.
Obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa. W związku z tym zatajenie informacji o tym, że ktoś inny popełniał występek kończyło się solidną chłostą. Jeżeli zaś chodzi o zasądzene kary, to jak podkreślał Świętchowski były one bardzo surowe.
Reklama
Śmierć lub kalectwo groziły nawet za drobne kradzieże i szachrajstwa:
Włodarz, karbowy, za niedbalstwo, za branie pośladów [marnej jakości zboża – RK], za mierzenie z czubem [a więc nadmiarem, należnych danin] itp. podlega karze śmierci; za zbiegostwo w połączeniu z kradzieżą — obcięcie uszu, połowy nosa, wypalenie na czole szubienicy lub liter.
Lepiej obić niż więzić
Najcięższe kary, choć obowiązywały, nie zawsze były stosowane. Miały głównie stanowić straszak. Należy pamiętać, że to od pilnej pracy chłopów zależał dobrobyt ich pana. Dlatego szlachcice unikali sankcji, które… w przyszłości mogłyby utrudnić lub uniemożliwić skazańcom odrabianie pańszczyzny. Zabijanie winnych po prostu się nie opłacało.
W efekcie podstawową karą były tak zwane plagi (chłosta), zakuwanie w kuny (żelazne obręcze), gąsiory lub kłody oraz kary pieniężne i datki przekazywane na rzecz dworu i Kościoła. Unikano za to skazywania na dłuższą odsiadkę, która dzisiaj jest przecież standardem.
W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów pozbawienie wolności – jak podkreślał profesor Bystroń:
Reklama
(…) miało charakter dorywczy, tymczasowy; utrzymywanie i pilnowanie więźniów zbyt było kłopotliwe, trzymano więc jedynie obwinionych do chwili postanowienia o dalszym ich losie lub też poprzestawano na krótkim więzieniu.
200 plag za cudzołóstwo
Za najcięższe przewiny uznawano morderstwo, złodziejstwo, wróżbiarstwo oraz… cudzołóstwo. W tych przypadkach winowajca mógł nawet zapłacić głową. Zwykle jednak – z uwagi na wiążącą się z tym utratę rąk do pracy – kary były łagodniejsze.
Możemy się o tym przekonać sięgając po opracowane na początku minionego stulecia przez profesora Bolesława Ulatowskiego Księgi sądowe wiejskie. Zawierają one tysiące wyroków wydawanych od późnego średniowiecza aż po XVIII wiek.
Znajdziemy tam na przykład wyrok w sprawie Agaty i Stanisława ze wsi Jaworzna. Para miała romans, którego owocem było nieślubne dziecko. Związek ten był szczególnie bulwersujący dla wydających wyrok, ponieważ kochanków łączyło pokrewieństwo w czwartym pokoleniu.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Zapewne dlatego Stanisław został skazany na 100 plag (uderzeń) sznurami. Dodatkowo miał przez trzy niedziele leżeć krzyżem przed ołtarzem. Musiał również zapłacić 10 grzywien (czyli 480 groszy) na Kościół oraz taką samą sumę na dwór i dwie grzywny do skrzyni wójtowskiej. Z kolei Agatę czekało aż 200 plag. A w przypadku recydywy groziło jej ich 300 i wypędzenie ze wsi.
Nieco inaczej potraktowano Jana Lacha z Kasiny. Ten w lutym 1626 roku za nierząd z zamężną Jadwigą Mordełką został skazany na 30 plag, trzy niedziele siedzenia „w kłodzie” (dybach na nogi) oraz dalsze trzy niedziele zakucia w kunach (żelaznych obręczach) przy kościele.
Reklama
Ponadto był zobowiązany zapłacić 30 grzywien oraz przekazać kościołowi dwie duże świece. Wyrok nic nie wspominał o karze, jaką otrzymała Jadwiga.
Obicie rózgami i konfiskata mienia za złodziejstwo
Z amatorami cudzej własności obchodzono się podobnie. Na przykład w 1699 roku Wojtek Bednarczyk za kradzież dwóch kos z kosiskami musiał zapłacić 2 złote (60 groszy) ich właścicielowi Klimowi Smolikowi. Ponadto czekało go 30 plag oraz siedzenie przez całe nabożeństwo w kunie „trzymając na szyjach kosy i kosiska”.
Z kolei Sebastian i Piotr Kisiowie, którzy nakłonili Bednarczyka do kradzieży, a potem odkupili od niego kosy musieli zapłacić Smolikowi 4 złote (120 groszy), dworowi 4 grzywny (192 grosze) oraz sądowi dwie grzywny. Ponadto mieli przekazać dwa funty wosku na rzecz Kościoła oraz odsiedzieć dwa dni i dwie noce w więzieniu. Nie wywinęli się również od siedzenia w kunie.
W przypadku większego łupu kara mogła być znacznie bardziej dotkliwa. Szczególnie po tym, jak w latach 20. XVIII wieku zaostrzono przepisy. Boleśnie (i to dosłownie) przekonali się o tym Bartek Turoń oraz jego kompanii, którzy ukradli karczmarzowi z Lipnika sporą sumę pieniędzy oraz sadło i słoninę.
Nie dość, że sąd rugowy wymierzył winowajcy 200 plag rózgami, to na dodatek „na wieczne czasy” jemu oraz jego potomkom odebrano cały posiadany majątek. Podobny los czekał towarzyszących mu w złodziejskiej eskapadzie kamratów.
Chłostą karano zresztą również za kłótnie, bójki, złe traktowanie rodziców, bicie żony, która później próbowała się powiesić, rzucanie fałszywych oskarżeń i tak dalej.
Reklama
Można było zostać obitym nawet za mówienie o niesprawiedliwości dworu, koszenie łąki w niedzielę, nieobecność na mszy świętej, a nawet chodzenie do kościoła w innej wsi.
Mordercy odpowiadali na gardle, ale czy na pewno?
Także w sprawach o morderstwo, gdzie w teorii kara mogła być tylko jedna nierzadko zamieniano ją na chłostę oraz wysoką grzywnę płaconą na rzecz rodziny ofiary, dworu jak i Kościoła.
W tym wypadku – jak słusznie zauważał profesor Jan Stanisław Bystroń – decydowały wspomniane już czynniki ekonomiczne:
Dziedzic wykonywał władzę sądową przede wszystkim we własnym interesie, a zarówno więzienie, jak też i karanie na gardle były dlań podwójnie kłopotliwe: pozbawiał się w ten sposób siły roboczej, która skądinąd mogła być wartościową, następnie zaś narażał się na koszta utrzymania więźnia czy też ewentualnej egzekucji.
Zawsze więc wolano zbić, nawet skatować winnego, aniżeli zupełnie się go pozbyć w gospodarstwie; więcej też poddanych zginęło pod chłostą aniżeli z formalnego wyroku.
Reklama
Potwierdzeniem tych słów może być spawa Błażeja Śmigla z Woli Jasińskiej, który w 1697 roku idąc ma mszę utopił w rzece własną żonę. I zamiast stracić głowę, zgodnie z wyrokiem sądu rugowego musiał spłacić swojego teścia, następnie przekazać 50 grzywien na rzecz dworu i 30 na Kościół. Obciążono go również kosztami pogrzebu oraz czekało go rzecz jasna garbowanie skóry postronkami.
Na zakończenie należy jasno powiedzieć, że w Rzeczpospolitej Obojga Narodów były tysiące wsi, a my dysponujemy księgami sądowymi ledwie garstki z nich. Jednak bardzo podobne wyroki zapadające w różnych rejonach kraju sprawiają, że można uznać, iż gdzie indziej warunki były podobne. Chłopi zaś zbierali srogie lanie zarówno za rodzinne kłótnie, jak i morderstwa.
Przeczytaj również o tym, co jedli chłopi pańszczyźniani. Części potraw nie wziąłbyś do ust
Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa
Bibliografia
- Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, T. 2, Trzaska, Evert i Michalski 1933.
- Aleksander Świętochowski, Historia chłopów polskich, Wydawnictwo Polskie R. Wagnera 1939.
- Księgi sądowe wiejskie.T. 1-2, opracował Bolesław Ulanowski, Gebethner i Wolff 1921.